Filmy, które NIE BĘDĄ chciały WYJŚĆ ci Z GŁOWY. Zemsta, flaki i amerykańscy ninja
Funny Games (1997)
Film Hanekego jest odrażający pod każdym względem, ale ogląda się go z niesamowitym zafascynowaniem i zaangażowaniem. Bo przecież do końca kibicujemy rodzinie i liczymy na happy end, który nigdy przecież nie nadejdzie. Dziejąca się na ekranie przemoc jest niezwykle prosta i ma oblicze dwóch całkiem miłych młodzieńców. Uwielbiam momenty, w których my, widzowie, łapiemy się na tym, że staliśmy się podglądaczami tego festiwalu brutalności w sposób przecież całkowicie dobrowolny. Możemy w każdym momencie wyłączyć film i zapomnieć o tym, co widzieliśmy. Ale nie jest to takie łatwe.
Reżyser w inteligentny sposób komentuje kondycję współczesnego kina, gdzie krew, przemoc i flaki stały się sposobem na robienie pieniędzy. A przecież wszyscy kochamy hektolitry krwi na ekranie i coraz bardziej wymyślne metody zabijania nieostrożnych nastolatków, który akurat postanowili pojechać na jeden z letnich obozów.
https://www.youtube.com/watch?v=9TBoWs32zlc
Obraz ten bez wątpienia na długo nie chce wyjść z głowy ze względu na fakt, iż jest tak boleśnie realistyczny. Życie to nie film i w większości przypadków ofiary są zdane tylko na siebie. W prawdziwym życiu nie ma bowiem happy endów. Dziś oglądałam eksperyment społeczny, gdzie dziewczyna uciekała środkiem ulicy, prosząc o pomoc, gdyż ściga ją gość, który groził jej śmiercią… Nikt jej nie pomógł, uznając, że wszystko to tak naprawdę jej wina. Niestety, ale takie jest życie. W Funny Games Haneke pokazuje, że choć pewne rzeczy dzieją się całkowicie poza ekranem, to zdajemy sobie z nich sprawę, jednak pozostajemy biernymi obserwatorami. Istotne jest, iż to nasza wyobraźnia jest w tym przypadku naszym największym wrogiem.
Ninja Terminator (1985)
Podobne wpisy
Fani bardzo złego kina oraz wielbiciele dziwnych filmów z ninja w tytule bez wątpienia znają nazwisko Godfreya Ho. Jak się bowiem okazuje, ten niepozorny jegomość na przestrzeni 20 lat wyreżyserował zawrotną wręcz ilość 115 filmów pełnometrażowych. Większość z nich była kręcona jednocześnie, co pozwoliło mu na stworzenie aż czterech produkcji w skali roku. W niemal żadnym nie może też oczywiście zabraknąć Richarda Harrisona, który jak zawsze wciela się w głównego bohatera. Po latach aktor przyznał, iż występując w filmach Ho, czuł się jak prostytutka. Aktorzy i statyści nie mieli nigdy dostępu do pełnego scenariusza, gdyż ten po prostu nie istniał. W większości przypadków odgrywali scenki związane z tematyką ninja; te zmontowywano potem z fragmentami innych produkcji, do których wygasły już prawa autorskie. Reżyser znany był też z tego, iż nagminnie kradł muzykę z innych filmów, takich jak chociażby Gwiezdne wojny czy Coś.
Fabuła nie jest skomplikowana. Ot, trzech ninja kradnie złotą statuetkę, za co ściągają na siebie gniew Imperium Ninja. By połączyć nakręcone fragmenty z ukradzionymi scenami, bohaterowie wykonują rozmowy telefoniczne, w którym zlecają wykonanie czegoś postaciom z innych filmów. W przypadku Ninja Terminatora główny bohater wykorzystuje kultowy już telefon przypominający kota Garfielda. Jednak nic z tego nie wychodziło, gdyż sceny z innych filmów pochodziły głównie z lat 60., więc nic i tak nie miało najmniejszego sensu. Jednak całość jest tak fantastyczna, iż bez wątpienia produkcja ta nie będzie chciała wam wyjść z głowy na długo.
Oczywiście największym bohaterem filmu są absurdalne wręcz dialogi. Nie można bowiem zapominać, iż reżyser i scenarzysta w jednym ledwo mówił po angielsku, zaś jego rodzimym językiem był kantoński. Dodajmy do tego przekomiczne sceny walk ninja, których nie powstydziłby się żaden film klasy B, oraz efekty specjalne, które same w sobie wywołują uśmiech na twarzy, a otrzymamy prawdziwie niezapomniany film.
Pociąg grozy (1972)
Dwie legendy kina, Christopher Lee oraz Peter Cushing, postanawiają wsiąść razem do pociągu. Poznajemy dzięki temu ciekawe postacie, które przemieszczają się pomiędzy kolejnymi wagonami kolei transsyberyjskiej. Wśród nich jest nie kto inny, jak sam Telly Savalas – słynny Kojak. Ale jak pociąg, to i klaustrofobia, i brak możliwości ucieczki. Idealne miejsce, w którym można by umieścić fabułę horroru. Dlaczego znalazł się na niniejszej liście? Powód jest jeden: tajemnicza skamielina, która dla jednych jest brakującym ogniwem, dla innych wcieleniem szatana, a dla jeszcze innych punktem wyjścia do egzystencjalnych przemyśleń.
https://www.youtube.com/watch?v=PiLzoXt1aFc
Pierwotnie może nam się wydawać, iż to kolejny przykład fabuły, gdzie kolejni pasażerowie giną zabici przez tajemnicze monstrum. Nic jednak bardziej mylnego. Bo ten film to przede wszystkim brak sztucznego efekciarstwa i wymuszonych zwrotów akcji. Pociąg grozy na długo zostaje w pamięci, a wyśmienity pojedynek aktorski Christophera Lee oraz Petera Cushinga dodaje mu smaku. Jeżeli to was nie przekonuje, to już sama nie wiem. Najlepsze opis tego dzieła, z jakim się spotkałam, przedstawia je jako połączenie I nie było już nikogo z klasycznymi horrorami Hammera. Brzmi ciekawie? Mocną strona Pociągu grozy jest też pomieszanie stylów, które sprawia, iż produkcja ta nie opuści was na długo. Mamy więc mystery dramę, typowego procedurala i monster movie rodem z najlepszych filmów produkowanych przez studio Universal, a do tego tanie efekty specjalnie i naukowe mambo jambo, które nie powstydziłby się sam Doktor z serialu Doktor Who.
W pogoni (2008)
W tym przypadku cały koncept klasycznego thrillera został wywrócony do góry nogami, a my otrzymaliśmy rozrywkę na najwyższym poziomie. Widz w pewnym momencie zdaje sobie sprawę z tego, że klasyczny thriller wcale tak naprawdę nim nie jest, a wszystko, co widzimy, to ciąg nieprzewidywalnych zdarzeń, które wywołują śmiech, łzy oraz niedowierzanie.
Sama historia – jak to w przypadku koreańskich filmów bywa – jest niezwykle prosta. Były policjant, a obecnie zgorzkniały alfons zajmuje się sprawą znikających pracownic – prostytutek. Początkowo przekonany jest o tym, że ktoś je sprzedaje. Kiedy odkrywa prawdę, musi zmierzyć się z czasem, nieprzychylnością służb mundurowych oraz błędami z przeszłości.
Fabuła jest skonstruowana w taki sposób, że w jej ramach zawierają się i dramat, i thriller. Nie brakuje też psychopatycznego mordercy o nieznanych motywach, bawiącego się z policją w kotka i myszkę. Rozpoczynając seans, liczyłam na typowe kino zemsty, gdzie krew leje się strumieniami, a trup ściele się gęsto. Dostałam jednak coś zupełnie innego, ale jakże genialnego. Nie zdradzę nic więcej, by nie psuć tego elementu zaskoczenia, gdy nasze pierwotne założenia okazują się być zupełnie różne od filmowej rzeczywistości. A może jednak nie?
Jest to bez wątpienia produkcja prezentująca dość sugestywny obraz, gdzie przemoc i brutalność świata kontrastuje z dobrocią jednostek, które jednak nie mają szans na przetrwanie w tejże rzeczywistości. W pogoni to produkcja wyjątkowa, nietuzinkowa, oryginalna w swojej prostocie, a co za tym idzie – bardzo wciągająca. Fani klasycznego kina zemsty mogą być trochę zawiedzeni, ale w zamian dostają coś równie intrygującego, choć pozbawionego hektolitrów krwi. Genialny klimat oraz zdjęcia robią także swoje. Polecam wszystkim osobom, które mają dość wtórnych produkcji made in USA i chcą wreszcie doświadczyć w kinie czegoś nowego.