Filmy, które mają OBURZAJĄCO wysoką notę na Rotten Tomatoes
Aż do piekła – 96%
Byłem naprawdę szczerze zdziwiony, że film Davida Mackenzie’ego może się poszczycić wskaźnikiem 96% w skali pomidora. Aż do piekła to rzetelny dramat kryminalny, bliski współczesnym westernom w klimacie To nie jest kraj dla starych ludzi braci Coen, wyróżniający się doborową obsadą (Jeff Bridges, Chris Pine i Ben Foster) oraz kilkoma wyśmienitymi scenami. Jednak równocześnie obraz ten cierpi na przeładowanie kliszami w sferze charakterystyki i dynamiki relacji między bohaterami i ogólną przewidywalność, którą tylko nieznacznie ratują świetni aktorzy (zwłaszcza wybitny Bridges). Brak mocniejszej reżyserskiej ręki, która wycisnęłaby z historii coś więcej niż tylko kolejny osadzony na głębokiej, przygnębiającej amerykańskiej prowincji moralitet z kryminalną intrygą oraz psychologiczną rozgrywką między przedstawicielami prawa i bezprawia w tle. W efekcie jest to film przyzwoity, ale daleki od wyżyn na które wzbił się chociażby wspomniany obraz Coenów, mający niższą o cztery punkty ocenę.
Boyhood – 97%
Richard Linklater to bez wątpienia jeden z najzdolniejszych twórców swojego pokolenia, któremu udało się znaleźć złoty środek między artystycznym wyrafinowaniem a komercyjną atrakcyjnością dla szerokiej publiczności. Boyhood to wymarzone opus magnum Amerykanina, kręcona dwanaście lat kronika dorastania zwykłego chłopca, którego poznajemy w wieku lat pięciu, a opuszczamy w momencie, gdy rozpoczyna dorosłe życie. Imponuje konsekwencja Linklatera, który kręcąc Boyhood w naturalnym trybie czasowym, pozwolił aktorom dorastać i starzeć się wraz z bohaterami i dzięki temu stworzył być może najbardziej wiarygodny w historii kina zapis rozwoju postaci. I jak tu nie okrzyknąć tego filmu współczesnym arcydziełem? Arcydziełem, którym nie jest. Niestety kontekst powstania jest chyba największym atutem filmu Linklatera, który sam w sobie jest pozbawiony reżyserskiej dyscypliny, momentami nużący i mdły, a do tego bagatelizujący filmową formę na rzecz napawania się zamaszystym konceptem. W tym przypadku jako obserwator rozumiem entuzjazm wyrażony w 97-procentowej nocie, jednak jako miłośnikowi kina z określoną wrażliwością i aparatem krytycznym trudno mi się z nią zgodzić.
Babadook – 98%
Podobne wpisy
Kolejny przypadek, który kazał mi przetrzeć oczy ze zdumienia. Babadook, debiutancki obraz australijskiej reżyserki Jennifer Kent, proponuje zgrabną żonglerkę konwencją horroru, z inteligentnym wykorzystaniem jego instrumentarium (jump scare’y, kontrasty wizualne i dynamika konfrontacji z zagrożeniem) oraz imaginarium (demoniczne dziecko, psychologiczne drugie dno, niebezpieczeństwo czyhające w cieniu i we śnie). Jednak mimo że jest to film zręczny i dobry, to nie sposób uznać go za arcydzieło, co sugerowałoby aż 98% wygenerowane z recenzji na Rotten Tomatoes. Zbyt dużo tu pójścia na gatunkową łatwiznę, zbyt mało oryginalnej inwencji i za mało kinowej magii wykraczającej poza proste wykorzystywanie techniki filmowej. Zwłaszcza dziś, w dobie swoistego renesansu horroru, Babadooka trudno uznać za wyróżniającą się, wybitną produkcję wnoszącą istotnie świeżą jakość do kinematografii. Film Kent zwyczajnie nie wytrzymuje porównania ani ze współczesnymi arcydziełami horroru, takimi jak Czarownica czy Coś za mną chodzi, ani z klasykami mistrzów pokroju Johna Carpentera czy George’a Romero – z których niemal wszystkie oznaczone są niższymi notami od Babadooka.
Lakier do włosów – 98%
OK, może nie czuję do końca ani konwencji musicalu, ani magii lat 80., ale w żadnym z tych czynników nie widzę uzasadnienia dla tak wysokiego stopnia „świeżości” filmu Johna Watersa z 1988 roku. Komediowe zacięcie ma swój urok, a niegrzeczny posmak pastiszu może predestynować Lakier do włosów do kultowego statusu, ale topornej fabule i rubasznemu wdziękowi daleko do doskonałości nawet w kategorii prześmiewczego kiczu. W moim odczuciu to kolejny na tej liście przykład filmu solidnego i pod wieloma względami przyjemnego, który jednak w wyniku splotu zagadkowych przyczyn został w ramach pomidorowego algorytmu wyniesiony na piedestał. Być może jest to efekt zero-jedynkowego wymogu określenia jakości w twardej opozycji świeży/zgniły? Tak czy inaczej, dziwi obecność Lakieru do włosów w gronie najwyżej ocenianych filmów. Jako sympatyczny musical otaczany przez aurę ironiczno-nostalgicznego klimatu, film Watersa nie jest dziełem pozbawionym wad, a patrząc na towarzyszące czerwonemu pomidorowi cyferki, można westchnąć “bez przesady”.