Filmy coraz LEPSZE z KAŻDĄ następną POWTÓRKĄ
Bardzo często zdarza się, że za detalami skrywa się nie tylko tajemnica, ale i piękno danej sceny. Nie można jednak zapominać, że bardzo często widzowie za pierwszym razem nie dostrzegają szczegółów, dzięki którym produkcja nabiera całkiem nowego znaczenia. Niniejsze zestawienie skupia się na przedstawieniu dzieł, które z różnych względów okazują się lepsze z każdą kolejną powtórką.
Uwaga na spoilery!
Gladiator (2000)
Wydawać by się mogło pozornie, że oscarowa produkcja Ridleya Scotta nie ma tak naprawdę nic do zaoferowania poza porządną dawką emocji. Jednak podczas każdego kolejnego seansu można dostrzec nie tylko genialną wręcz scenę otwarcia, ale również coraz więcej niuansów i mrugnięć okiem do widza, który musi mierzyć się z historią o zdradzie, miłości i odkupieniu. Dotyczy to przede wszystkim rysu psychologicznego postaci, który co prawda już podczas pierwszego oglądania dzieła jest dość pogłębiony, jednak to kolejne seanse przybliżają nas do zrozumienia bohaterów, którzy nie są jednoznacznie źli czy dobrzy. Z każdą kolejną powtórką filmu coraz lepiej widać ich traumy i wewnętrzne rozterki, prowadzące do dramatu, który oglądamy na ekranie.
Uciekaj! (2017)
Jordan Peele okazał się twórcą, którego horrorowe historie mają do zaoferowania znacznie więcej aniżeli wyłącznie tanie emocje. Z pozoru wydaje się, że jego debiut filmowy to wyłącznie opowieść o tym, jak czarny chłopak trafia do domu swojej dziewczyny, której rodzina okazuje się szalona. Jednak każdy kolejny seans dodaje coraz to nową warstwę symbolizmu i elementy do układanki, jaką kreuje przed widzem reżyser. Po raz kolejny mamy do czynienia z produkcją, która nie jest tym, czym się wydaje. Niestety, a może “stety”, w tym przypadku nie można niczego wziąć za pewnik. Jestem przekonana o tym, że nawet najbardziej zagorzali fani przy którymś z kolei seansie nie wyłapali wszystkich aluzji i nawiązań.
Podejrzani (1995)
Podobne wpisy
Nie ma chyba większej ode mnie fanki filmu Podejrzani, a co ważniejsze, genialnego wręcz występu wyklętego obecnie przez Hollywood Kevina Spaceya. Na pewno wiele osób zastanawia się, jak prawie idealny film z zaskakującym twistem może być lepszy przy kolejnych powtórkach? Ano trzeba zwrócić uwagę na esencję produkcji, która kryje się za dwuznacznymi dialogami, gestami, zmanierowaniem bohaterów, a co ważniejsze, w opowieści jako takiej, gdzie każdy element z kolejnymi seansami staje się coraz bardziej istotny i składa się na dużo bardziej złożony obraz, niż początkowo mogłoby się wydawać. To także szereg z pozoru nieistotnych szczegółów, które wyłącznie wytrawny widz jest w stanie wychwycić za pierwszym razem, a które sprawiają, że opowiadana przez reżysera historia daje radość, a przy tym jest na tyle wielowymiarowa, że produkcja tylko na tym zyskuje.
Con Air (1997)
Wydawać by się mogło, że ta produkcja z lat 90. to nic innego jak bezmózgie kino akcji, wypełnione po brzegi gwiazdami kina, z Nicolasem Cage’em na czele, którego zadaniem jest – jak zawsze – uratowanie świata. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej całej historii, możemy dostrzec momentami dość toporną metaforę współczesnego świata, przejawiającą się poprzez charakter każdej z postaci. Zakładam też, że może to być po prostu moja nadinterpretacja. Może się wydawać, że mamy do czynienia z grupą groteskowych bohaterów, jednak nie dajmy się zwieść pozorom. Con Air z każdym kolejnym seansem wykracza poza bycie poważnym akcyjniakiem, na jakiego się kreuje, i przeistacza się w beztroską produkcję z pogranicza kategorii „tak złe, że aż dobre”.