Filmowy profiler #11. Jack Torrance. Lśnienie
Myśl o pięciu miesiącach absolutnego spokoju, ciszy i oderwania od cywilizacji, w warunkach niemal luksusowych, w pięknym otoczeniu i z zapewnioną pensją może wydawać się na pierwszy rzut oka naprawdę atrakcyjna. Znakomita okazja, żeby się duchowo oczyścić, zrestartować wewnętrzny system, przewartościować parę rzeczy, zająć się odkładanymi „na kiedyś” planami. Jack Torrance zdaje się patrzeć na to dokładnie w taki sposób.
Odpoczynek, samotność, bardzo konkretne i w gruncie rzeczy mechaniczne obowiązki, swoboda i odcięcie się od oceniających i szacujących ludzkich spojrzeń to właśnie to, czego mu trzeba, by znów odkryć w sobie zapomnianego pisarza, scementować rodzinę i odpokutować za błędy popełnione przez „starego Jacka”, tego, który pił, nie potrafił się kontrolować i po pijaku zwichnął ramię synowi. „Nowy” Jack jest odpowiedzialnym żywicielem rodziny, o nienagannych manierach, wypowiadającym gładkie zdania i obiecującym sobie, że nie będzie się wychylać.
Ale już na samym wstępie widzimy, że ten wizerunek ma kilka pęknięć. Jack nie startuje z dobrej pozycji. Nie jest odprężony, nie czuje się pewnie, sprawia raczej wrażenie spiętego, nerwowo pociera nogawkę spodni, sucho się uśmiecha. Podczas sceny w samochodzie, kiedy Torrance’owie jadą na miejsce przeznaczenia, wyraźnie widać, że daleko im do zjednoczonej, bliskiej sobie rodziny. Jack jest zirytowany i z trudem hamuje niecierpliwość, zanim coś powie, zbiera się w sobie, by nie warknąć. Wendy jest niepewna, jak zachowywać się wobec męża, żeby nie zwolnić w nim przypadkiem sprężyny agresji. Danny oznajmia, że o kanibalizmie wie wszystko, w końcu widział to w telewizji. „Widzisz, wszystko w porządku, widział to w telewizji” – rzuca Jack i niemal słychać w tle niewypowiedziane zdanie „bo mu na to pozwoliłaś”. Nerwowość Jacka i Wendy jest widoczna również później podczas zwiedzania hotelu, ona gada jak nakręcona, po dziecinnemu okazując nadmierny entuzjazm w nadziei, że nikt nie zauważy, iż jest przerażona perspektywą półrocznej izolacji. On stroi grymasy mające obrazować absolutny zachwyt tą fantastyczną hotelową fuchą. A Danny, cóż, Danny ma złe przeczucia, manifestowane na głos przez niezadowolonego Tony’ego.
Czas płynie, a podczas gdy Danny na swoich rowerowych wyprawach co i rusz natyka się na duchy przeszłych wigilii, zaś Wendy rozpaczliwie walczy z nudą i tęsknotą za ludzkim towarzystwem – Jack zmierza powoli w stronę załamania. Zaczyna też przejawiać pierwsze zastanawiające objawy. Gonitwa myśli („bardzo dużo pomysłów, ale żaden dobry”). Bezsenność, niemożność odpoczynku, niepokój („mam tyle do zrobienia”). Jeśli już zaśnie – niezwykle żywe, wyraziste koszmary. Trudności w koncentracji, byle co wybija go z rytmu. Irytacja i drażliwość.
Jack obudził się właśnie na podłodze w ramionach Wendy, płacząc z powodu straszliwego snu. Do pokoju wchodzi Danny, w głębokim szoku, ssąc palec i ze śladami duszenia na szyi. Zakładając, że mąż ponownie stracił nad sobą panowanie i próbował skrzywdzić małego, Wendy chwyta syna na ręce i ucieka, zaś Jack chwiejnie przemieszcza się do sali balowej, by usiąść przy pustym barze. Zostawmy go tam na chwilę.
Co do tego, czy faktycznie istnieje taki syndrom jak cabin fever – a konkretnie, czy należałoby go zaklasyfikować jako oddzielną jednostkę chorobową – nadal trwają spory. Syndrom objawia się niepokojem ruchowym, niecierpliwością, poczuciem beznadziei na granicy depresji, ciągłym podsypianiem, poranną sennością, obniżoną odpornością na stres, zrywami apetytu, które mogą przekładać się na wahania wagi i tak dalej – wszystko jako konsekwencja długotrwałego zamknięcia w odizolowanym od ludzi otoczeniu. Istnieje również teoria, że odseparowani od bodźców w postaci ludzi interpretujących i reagujących na nasze postępowanie, służących nam za lustro, stopniowo będziemy mieć problem z oszacowaniem, które z naszych zachowań jest społecznie akceptowalne. Inna szkoła twierdzi natomiast, że cabin fever jest elementem pobocznym klaustrofobii bądź choroby afektywnej sezonowej, podsycanym przez izolację i zamknięcie. Samo w sobie nie rodzi zachowań skrajnie agresywnych (a przynajmniej jak dotąd nie udało się tego stwierdzić), może być natomiast jednym z czynników utrudniających funkcjonowanie osobom dotkniętych innego rodzaju zaburzeniami.
Jack po kilku miesiącach w hotelu Overlook jest narażony zarówno na niebezpieczeństwo syndromu izolacji, jak i na skutki odstawienia alkoholu. Wiele wskazuje na to, że cierpi na niezdiagnozowaną chorobę afektywną dwubiegunową, którą, jak wielu nieświadomych chorych, próbował kontrolować poprzez nadużywanie alkoholu. Odcięty zarówno od używek, jak i od świata, Jack stopniowo przechodzi w fazę ostrej manii, a w obrębie tejże doświadcza równie ostrej psychozy. Pierwsze objawy manii możemy obserwować w scenie, w której Jack w mocnych słowach beszta żonę za niszczenie jego koncentracji. Potem objawów jest coraz więcej, wymieniałam je już powyżej: drażliwość, bezsenność, gonitwa myśli, natręctwa ruchowe… i tak dalej.
O ile urojenia typowe dla schizofrenii często są utrwalone, długotrwałe i zazwyczaj też negatywne, o tyle urojenia doświadczane podczas psychozy fazy maniakalnej pojawiają się nagle, intensywnie i mogą mieć wyraz spełnienia „ukrytego pragnienia”, połechtania ego, nawiązania braterstwa czy spełnienia potrzeb seksualnych. I właśnie taką formę przyjmują urojenia i halucynacje Jacka – cały bar tylko dla niego, butelka bourbona i współczujący, rozumiejący wszystko Lloyd, któremu bez obaw można się zwierzyć. Nawet spotkanie w osławionym pokoju 237 ma początkowo wymiar czysto erotyczny, zanim osunie się w grozę – dodajmy, że Jack panuje nad sobą na tyle, by zachować spotkanie w tajemnicy przed Wendy. Barwy w halucynacjach maniakalnych są często nasycone, jaskrawe, bardzo intensywne, a cała konstrukcja jest wieloelementowa i konkretna, niczym scenografia filmowa z aktorami, kostiumami i charakteryzacją.
Nie każdy ChADowiec doświadcza ostrych faz maniakalnych, nie każda ostra faza maniakalna wiąże się z psychozą – można powiedzieć, że Jackowi dostał się cały pakiet. Ale i okoliczności po temu były bardzo sprzyjające. Jak już wspominałam wcześniej, sam początek przygody z hotelem Overlook wiązał się dla Jacka z obciążeniem. W jego małżeństwie nie dzieje się dobrze i to najwyraźniej od długiego czasu. Wendy jest dla swojego małżonka ucieleśnieniem porażki, gorzkim przypomnieniem zmarnowanych szans, zaprzepaszczonej pisarskiej kariery. O swoje zaniechania i klęski wini właśnie ją, ponieważ „spieprzyła mu życie” i „dręczyła poczuciem winy”. Im więcej czasu upływa, tym bardziej jest na nią wściekły, ponieważ Wendy nie podziela jego fascynacji hotelem, nie rozumie, jak ważne jest dla niego to, że się w nim znalazł, i jeszcze nastawia syna przeciwko niemu. Cała jego frustracja, cały gniew ogniskuje się na niej – świadomie, bo mniej świadomie wini również Danny’ego. Sam fakt posiadania rodziny i konieczności jej utrzymania odciągnął go od pisarskiego powołania i nie pozwolił mu się spełnić.
W hotelu Overlook Jack po raz pierwszy od dawna nie czuje presji i buduje sobie strefę komfortu, która jest dla niego tak cenna, że pragnie jej bronić za wszelką cenę. Spirala szaleństwa stopniowo się nakręca, podsycana przez wściekłość i agresję.
Ale zaraz, zaraz – mógłby ktoś w tym momencie powiedzieć. Czy to oznacza, że hotel jako taki nie ma tutaj nic do powiedzenia i nie dzieje się w nim nic niepokojącego, wszystko stanowi jedynie projekcję zaburzonego umysłu Jacka? Nie, jedno nie wyklucza drugiego, a w zasadzie jedno napędza drugie. Historia hotelu jest odzwierciedleniem zaklętego kręgu przemocy, uosabianego przez postać „dozorcy” – jak sugeruje nam zdjęcie z 1921 roku w ostatniej scenie, Jack jest jego kolejną formą. Kręgu przemocy, z którego trudno się wyrwać, bo i archetyp „dozorcy” istnieje przecież „od zawsze”. Jack, z uwagi na swoje specyficzne zaburzenia, jest idealnym naczyniem do tego.
Przemoc nie jest mu obca, być może nawet w formie ostrzejszej, niż faktycznie widzimy to na ekranie, po alkoholu skrzywdził przecież Danny’ego i być może nie jest to jedyny przejaw agresji, której dopuszczał się w stosunku do rodziny. Wendy opowiadając lekarce o wypadku syna, przyjmuje klasyczną postawę usprawiedliwiającej żony: „to był wypadek, to się zdarza, źle oszacowana siła…” i tak dalej. A Danny ma Tony’ego, swojego niewidzialnego przyjaciela, który jest po równi wyrazicielem „lśnienia”, jak i jego opiekunem, silniejszym i bardziej świadomym. Do tego stopnia, że w konsekwencji traumy Danny wycofuje się w głąb jaźni, a Tony przejmuje kontrolę, oznajmiając Wendy, że „Danny’ego tu nie ma, pani Torrance”. Podobna trauma musiała sprawić, że pojawił się po raz pierwszy.
Istnieją interpretacje doszukujące się elementów wskazujących nawet na seksualne molestowanie Danny’ego przez Jacka, dla mnie osobiście niezbyt przekonujące, natomiast presja, surowość i krytycyzm są ewidentnie obecne i to w formie na tyle dojmującej, że chłopiec nie czuje się w towarzystwie ojca komfortowo, wręcz boi się go. Zwolennicy racjonalnego wyjaśniania wydarzeń w hotelu Overlook są nawet skłonni przypuszczać, że to Danny – a raczej Tony – wypuścił Jacka ze spiżarni, szukając opcji ostatecznego zmierzenia się z nim (w duchu „redrum” oczywiście). A wizje Wendy? Cóż, zmęczony umysł, skrajne przerażenie, a może rodzaj folie à deux. To teoria, którą da się obronić, ale znakomita koncepcja Kubricka po prostu sporo na tym traci. Jeżeli dopuścić istnienie elementów wykraczających poza racjonalizm, jednocześnie nie rezygnując z paranoi osaczającej Jacka, historia Lśnienia staje się bardziej symboliczna i uniwersalna.
Tyle tylko, że „opętanie” Torrance’a nie jest przyczyną jego załamania, ale konsekwencją. Ziarno padło na podatny grunt.
Hotele z długą tradycją z czasem siłą rzeczy stają się świadkami brutalności, zdrady, rozpaczy, załamania, samotności, pragnienia zemsty i innych równie silnych uczuć. Emocji tak intensywnych, że zostawiają po sobie echo, ślad odciśnięty w tkance czasu. Jednym z najsłynniejszych przykładów jest hotel Cecil w Los Angeles, obecnie przemianowany na Stay on Main, wzniesiony w 1924 roku jako oaza dla zamożnych biznesmenów. W obliczu Depresji jednak ulica, przy której go zbudowano, w ciągu kilku lat przeobraziła się ze schludnej Main Street w siedzibę bezdomnych, a nieciekawą reputację utrzymuje do dzisiaj. W samym hotelu doszło do wielu samobójstw i co najmniej trzech morderstw, ponadto mieszkali tam przez dłuższy czas dwaj znani seryjni mordercy: Richard Ramirez w 1985 i Jack Unterweger w 1991 roku. O hotelu, który stał się inspiracją piątego sezonu American Horror Story, zrobiło się ponownie głośno za sprawą tragedii Elisy Lam, dwudziestojednoletniej studentki z Kanady, której nagie ciało znaleziono w zbiorniku wody na dachu po tym, jak goście zaczęli się skarżyć na niskie ciśnienie w kranach i „dziwny smak”. Jakiś czas później do sieci wyciekło nagranie z kamery hotelowej, na którym widać Elisę w windzie, zachowującą się co najmniej dziwnie.
I chociaż z czasem okazało się, że film został częściowo zmanipulowany, by tę „dziwność” uwypuklić, a sama Elisa cierpiała na, uwaga, chorobę afektywną dwubiegunową i od jakiegoś czasu zaniedbała branie leków, co zapewne skończyło się epizodem manii z paranoją i tragicznym, ale przypadkowym utonięciem – w sieci do dzisiaj roi się od spekulacji dotyczących sił nadprzyrodzonych i rzekomego opętania. Taka jest właśnie siła legendy wiekowego hotelu. Ta sama sytuacja miała przecież miejsce w przypadku Amityville po morderstwie rodziny DeFeo. W odpowiednich warunkach miejska legenda i fakty szybko zaczynają iść ręka w rękę, potem zaś trudno oddzielić jedno od drugiego.
Podobnie jest z symboliką hotelu Overlook – drugiego obok Jacka głównego bohatera Lśnienia – który rok po roku przez całe dekady cierpliwie wchłaniał w siebie wszystkie możliwe negatywne emocje. Ich odblaski widzą zarówno Danny, jak i Wendy. Z czasem ten zagubiony w górach hotel przeobraził się w prawdziwy pomnik deprawacji, przemocy i szaleństwa, dla kogoś w sytuacji Jacka stając się labiryntem bez wyjścia.
korekta: Kornelia Farynowska