To, czym zachwycił Far Cry 3, było też osią, wokół której postanowiono zbudować część czwartą. Tym razem trafiamy do Azji, do nieistotnego państewka w regionie himalajskim, którym włada samozwańczy król. My zaś jesteśmy wychowanym w Stanach Zjednoczonych chłopakiem imieniem Ajay, który wraca do miejsca narodzin, by spełnić ostatnie życzenie zmarłej matki. O ile wcześniejsze odsłony serii co rusz zmieniały kierunek, w którym marka miała zmierzać, o tyle Far Cry 4 od swej poprzedniczki różni się właściwie tylko scenerią i przedstawioną w nim historią.
Cała mechanika gry została powielona – to, co w przypadku „trójki” było nowością, tutaj musiało nam wystarczyć. Oczywiście piękno realizacji wydanej w 2014 roku gry zachwyca jak zwykle, jednak osoby znające choćby wspomniane już Assassin’s Creed (także wydawane przez Ubisoft), mogły poczuć się zaniepokojone. Wszak seria ta jest grą produkowaną niemal taśmowo, a jedynym zmieniającym się w niej elementem jest warstwa fabularna. Czy to źle? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony historie przedstawiane w kolejnych odsłonach pochłaniają bez reszty, z drugiej zaś ile można zdobyć wież radiowych czy zebrać artefaktów dawnej kultury?
Pytanie to nabiera szczególnego znaczenia, biorąc pod uwagę widoczną już na horyzoncie kontynuację.
W mijającym tygodniu Ubisoft opublikował kilka na wskroś filmowych teaserów, czego zwieńczeniem był piątkowy zwiastun piątej już odsłony Far Cry. Tytułu ważnego o tyle, że da nam odpowiedź na jedno zasadnicze pytanie: czy twórcy zamierzają wrócić na tor, który porzucili kilka lat temu, czy ponownie zaserwują nam odgrzewany kotlet z nadzieją, że będzie smakować wybornie. Co już wiadomo? Gracze od dawna zastanawiali się, gdzie podążymy dalej. Zdawało się, że naturalnym wyborem będzie udanie się do Ameryki Południowej, śladem nawiedzonego duchownego Longinusa, którego jako Ajay Ghale spotkaliśmy na rozległych połaciach Kyratu. Ciężko o pomyłkę, która byłaby tak bliska prawdy!
W Far Cry 5 po raz pierwszy udamy się do realnej lokacji. Akcja gry rozegra się w fikcyjnym Hope Country, ulokowanym w amerykańskim stanie Montana. Góry, lasy, jeziora. Wiele pięknych widoków i cała masa religijnych szaleńców z sekty zwanej Bramą Edenu, którzy w oczekiwaniu na dzień Sądu Ostatecznego siłą nawracają zamieszkującą okoliczne tereny ludność. Ich przywódcą będzie niejaki Joseph Seed, samozwańczy przywódca sekty, święcie wierzący w swoją moc, by uchronić Hope Country przed nieuchronnym upadkiem. My zaś wcielimy się w świeżo mianowanego miejscowego szeryfa… no właśnie. Nasza tożsamość nie jest znana, co może sugerować pierwszą nowość w serii – możliwość samodzielnego wykreowania naszej postaci. Ponadto gra ma mieć znacznie bardziej rozbudowany system kooperacyjny (choć szczegółów jak na razie nie ujawniono). Wiele wskazuje na to, że wraz z rozwojem sytuacji piękny krajobraz Montany zostanie mocno zdewastowany, dając nam swego rodzaju „małe post-apo”, jednak to tylko domysły, o których trafności przekonamy się dopiero 27 lutego 2018 roku.
To, co się nie zmieni, to kolejny szalony przeciwnik oraz – prawdopodobnie – większość znanej nam już mechaniki. I pomyśleć, że znani z serialu Pozostawieni mieszkańcy Mapleton narzekali na Winnych Pozostałych, którzy nie robili nic poza irytowaniem. Jak widać – zawsze może być gorzej.
___________
Oczywiście nie można zapominać o produkcjach pobocznych, jak ostatni Far Cry: Primal oraz niesamowicie filmowy, wprost przesiąknięty cyberpunkiem i kinem akcji lat osiemdziesiątych Far Cry: Blood Dragon, jednak tytuły te pomijam ze względu na ich marginalny związek z całą serią. Niemniej jednak każdemu polecam, zwłaszcza Blood Dragon, który oferuje na pierwszym miejscu doskonałą rozrywkę, na dalszym planie zostawiając resztę istotnych dla graczy czynników.