search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

Dylematy i wątpliwości Martina Wolfa

Maciej Niedźwiedzki

6 grudnia 2013

REKLAMA
Martin pracując nad dźwiękiem do filmu „Jimmy, Jimmy i Jimmy” wpadł na pomysł scenariusza do „Gdzie są moje ryby?”

Zabadeuszu mój najmilszy – prawnuku Badeusza, wnuku Duesza, synu Badedausza – nie lękaj się! – zdecydowanie oznajmił wielebny Arad-ara. Nic cię już nie zaskoczy, nie zasmuci. Nie będziesz już więcej cierpiał. Zabadeusz jednak nie wiedział, że w pokoju obok czeka przygotowana dla niego trumna1

Kilkaset słów wstępu

W długim i płodnym dorobku Martina Wolfa, o którym w kilku słowach już pisaliśmy parę miesięcy temu, wyraźnie widoczne są dwa obszary jego zainteresowań. Pierwszym jest oczywiście brak samorealizacji człowieka w obliczu wysokich oczekiwań otoczenia, z którego się wywodzi, połączona z brutalnym rozrachunkiem ze światem marzeń, wyrażany kontestacją zastanych wzorców i wiodących ideologii. Drugą znaczącą tematyką poruszaną w obrazach “Poety kinetoskopu2 jest rzecz jasna polemika z dystopijną wizją świata w ujęciu globalnych przemian społecznych w świecie bez Boga(ów) i autorytetów. Zaskoczeniem na pewno będzie fakt, że analizy tej nie oprę na najsłynniejszym postnowofalowym obrazie Wolfa: Gwałcie na Prawdach Objawionych. Wtedy to Martin Wolf po raz kolejny został zaatakowany przez liczne instytucje cenzorskie (między innymi: GC, BCF, FC, BBFCG, GFCBI, BBBBIC czy DFBFGBFCIFG). W wielu krajach, nawet tych najbardziej obyczajowo liberalnych, został ocenzurowany. W całej reszcie – nawet nie dopuszczony do dystrybucji. Jednym z niewielu krajów, gdzie film prezentowano w nienaruszonej wersji autorskiej, był Uzbekistan. Mimo że jest to wspaniałe, mądre i błyskotliwie skonstruowane dzieło, nie będzie ono jednak dla mnie kluczowe do analizy tego okresu twórczego Martina Wolfa. Takim za to będą Gdzie są moje ryby? (Where are my damn fish? – polskie tłumaczenie zdecydowanie ugrzecznia oryginalny tytuł) z 1983 roku – prawdziwe opus magnum amerykańskiego reżysera. Niektórzy oczywiście podniosą głos przekonując, że są nim Wojny ludzi, ludzie wojny. Będą mieć nawet solidne argumenty,  by to udowodnić.  Tematem tej pracy jednak nie jest rozstrzygnięcie tego sporu, ale analiza jednego z tych dwóch obrazów.

Wnikliwe rozliczenie z dorobkiem gatunku homo sapiens połączone z refleksyjną obserwacją świata rytuałów, przesądów, ideologii i cielesności jest najmocniejszym atutem Gdzie są moje ryby?. Ten film jest jednocześnie zderzeniem obu wiodących tematów w twórczości Wolfa, przedstawionych na początku tego tekstu. Ponadto Wolf przy Rybach zachowuje obiektywność. Nie broni racji żadnej ze stron. Nieustannie utrzymuje bezpieczny dystans.

Gdzie są moje ryby? mają konstrukcję szkatułkową. Cztero- i pół godzinny film składa się z pięciu opowieści oraz odrębnego metaforycznego epilogu zakończonego tajemniczą zapowiedzią kolejnej części. Każda z historii jest umiejscowiona w innej epoce historycznej i swe źródła czerpie z innych tendencji światopoglądowych. Cały film jest misternie splecioną siecią wątków, dyskursów, opowieści i narracji. „Cały film chciałem wypełnić misternie splecioną siecią wątków, dyskursów, opowieści i narracji” powiedział w jednym z wywiadów Martin Wolf. Narracja filmowa skonstruowana jest nietuzinkowo. Niektóre opowieści się ze sobą przeplatają, inne opowiedziane są w całości. Ten zaskakująco oryginalny i zwodzący intuicję widza montaż jest kolejną zaletą Ryb. Wolf w tym majestatycznym dziele nie zadaje prostych pytań, nie sugeruje łatwych odpowiedzi. Dlatego też forma podawcza jest tak skonstruowana – by być spójną z kompleksowością merytoryczną dzieła.

Martin Wolf i Martin Wolf junior, 1957

Przy okazji tego filmu warto wspomnieć o doskonałej pracy montażysty, którym był syn Martina Wolfa – Martin Wolf junior. Syn Epigona Wielkiego Kina Amerykańskiego brał już udział jako pomocnik zastępczyni sekretarki działu aprowizacji dla pionu montażowego przy dwóch poprzednich filmach swojego ojca Skardze odkupionej i Powiastce o litościwym panie Hawanaszwilim. Wolf, widząc postępy swojego syna, postanowił mianować go swoim głównym montażystą przy Gdzie są moje ryby. Mimo małego doświadczenia, Wolf jr poradził sobie doskonale z obszernym materiałem (400h nagrań). Wielowątkowość, ciągłe zmiany lokacji, mnogość stylizacji i częste zmiany tempa narracji nie sprawiają, że film staje się niezrozumiały i chaotyczny. Montaż jest klarowny, podporządkowany opowiadanej historii i scenariuszowi, pozbawiony tandetnego efekciarstwa, jak to często bywa we współczesnym kinie. “Jest to praca godna najwyższych laurów. Nawet Złotego Bobra” – stwierdził ceniony krytyk Frederick Johnson. Chyba nie tylko dla mnie niezrozumiały jest fakt, że Ryby dostały brązowego.

Lecz przejdźmy w końcu do rzeczy. O Martinie Wolfie juniorze i jego sztuce montażu napisana już została obszerna literatura (zainteresowanym szczególnie polecam pozycję “Akcja. Kamera. Cięcie. Wolf3.” Bena Jamina) a nas przecież interesuje jego ojciec. Oto przed wami fabuła Gdzie są moje ryby?.

Rozdział I. Historia pewnego szaleństwa

Film rozpoczyna się cytatem z wiersza międzywojennego francuskiego poety Michela Dupoint pt. “Sto słów dla Pana”. Brzmi on następująco: “Jeśli przekroczysz granicę wiary, ujrzysz horyzont grzechu. Dopiero za nim znajduje się Niebo4. Jak już wspomniałem, ten cztero- i półgodzinny obraz został podzielony przez Epigona Wielkiego Kina Amerykańskiego na pięć części. Każdy z rozdziałów ma swój tytuł. Pierwszym jest “Historia pewnego szaleństwa”. Kadrem rozpoczynającym tę opowieść jest plan totalny, prezentujący ogromne stado kóz. Na ich tle pojawia się data (1883), sugerująca widzowi kontekst historyczny. Pod datą znajduje się klasyczna miracjańska sentencja: “Powiedz mi, ile masz kóz, ja ci powiem, jakim jesteś człowiekiem5.

Bohaterem pierwszej opowieści jest Rumun Ilia Cupescu – hodowca kóz. Poznajemy go w sytuacji, gdy prowadzi agresywną kłótnie z innym hodowcą, który oskarża go o kradzież dwudziestu jajek. Szczęśliwie dla Iliego nie ma żadnych świadków mogących udowodnić przestępstwo, za które jest tak naprawdę odpowiedzialny. Cała sytuacja zostaje zbagatelizowana w obliczu braku dowodów. Jednak naszego bohatera, mimo uniknięcia kary, zaczynają dręczyć wyrzuty sumienia. Podupada na zdrowiu, traci kontakt ze swoimi przyjaciółmi z oberży “Piweczko”, ma problemy ze spaniem. W końcu traci wzrok. To tragiczne wydarzenie przyczynia się do gwałtownych przemian w obyczajowości okolicznej społeczności, która uważnie śledziła stopniowy upadek Cupescu. Wydawany był nawet dziennik okolicznościowy o nazwie “Biedaczysko”, który relacjonuje postępujące popadanie w agonię biednego Ilii.

Fragment ujęcia zamykającego film.
Zdjęcie z planu Kozy słuchają instrukcji reżysera

Poza tym mieszkańcy jakby zamierają, wpadają w matnię bądź nierozpoznany trans. Przestają chodzić do kościoła, uprawiać ziemię, sprzątać w domach. Dino de la Nochas, włoski antropolog i kulturoznawca, w bardzo celny sposób interpretuje pierwszy rozdział Gdzie są moje ryby?. “Ilia Cupescu, tak jak Radvan Gionescu ze słynnej książki Dana Bocesco, jest globalną alegorią świata i stanowi jej zwierciadło. Interpretację należy zacząć od kontekstu historycznego, który jest pewną ramą dla później poruszanych tematów. W 1883 roku Rumunia była od niedawna królestwem z zupełnie nowym systemem ustawodawczym, prawodawczym oraz zrewolucjonizowanym kodeksem moralno-etycznym. Martin Wolf świadomie umieszcza początek swojego filmu w tym właśnie czasie. To, co przeżywa Cupescu jest pewnego rodzaju podświadomą reakcją na te gwałtowne przemiany. Wszystko, co przeżywa w duszy Ilia, połączone z fizycznym okaleczeniem i postępującą izolacją, jest nie tylko głębokim portretem osoby cierpiącej, ale też alegorią dla nowopowstałego ładu społeczno-politycznego. Dla Martina Wolfa byłoby to jednak za mało. W kolejnych częściach autor filmu nie tylko zadaje pytania: “Jak bardzo człowiek może cierpieć?”. Wolf chce wiedzieć więcej i zgłębia temat pytając dalej: “Co świat ma do zaoferowania osobie cierpiącej i co jest jej dłużny”.6

Oczywiście interpretacji pierwszego rozdziału Ryb można poświęcić znacznie więcej miejsca. Jednak celem tej pracy jest odnalezienie głównej, wiodącej idei dla wszystkich historii zaprezentowanych w filmie. Dla obrazu, tak licznego w dygresje, i (wydawałoby się) swobodną improwizację. Dlatego też razem z Martinem Wolfem musimy przejść do opisu kolejnego rozdziału tej “epopei świata stworzonego7.

Na zakończenie tej części dodam od siebie jedną małą ciekawostkę, którą uważam za istotną z perspektywy wolfoznawczej. W kontekście “Historii pewnego szaleństwa” warto przypomnieć sobie fabułę filmu Wolfa z 2007 roku Kebab 3D. Zwróćcie uwaga na paralelność obu historii. Jak nawzajem się uzupełniają, a czasami polemizują ze sobą. Wielu krytyków i teoretyków kina uważa ten zabieg za mistrzostwo intertekstualności w kulturze. Zainteresowanym polecam siedmiotomową analizę “Taśma ma dwa końce”8 pod redakcją Romana Figgi.

Rozdział II. Wysypisko próżności

Kolejny rozdział nosi nazwę “Wysypisko próżności”. Przejście do tej części jest dokonane za pomocą interesującego montażu. “Historia pewnego szaleństwa” kończy się kilkuminutowym powolnym zbliżeniem na kozę, by na końcu cały ekran obejmował jedynie jej źrenicę. Następnie rozpoczyna się oddalanie. Tym razem jest to już oko człowieka. Jest nim John Fisk (w tej roli ulubiony aktor Wolfa – Brian McKnee). Młody, ale już bardzo bogaty handlarz nieruchomościami. Miłośnik najdroższych samochodów, noszący ekstrawaganckie garnitury Wilhelma Tella i używający elitarnych perfum tej samej marki.

Poznajemy go w momencie, gdy doprowadza do podpisania bardzo wysokiego kontraktu. Jak się później okazuje, najwyższego w jego karierze. Jest to symbol uzyskania szczytu szczęścia w życiu, spełnienia w każdej z jego dziedzin. Świadczy o tym nie tylko kolejny sukces zawodowy. Poświęcenie w pracy nie czyni z naszego bohatera samotnika i egoisty. Życie Fiska to sielanka, niemal skopiowana z reklam proszków do prania i płatków śniadaniowych. Ma żonę, kochankę, trójkę dzieci (dwoje z żoną: Emmę i Timmy’ego, jedno z kochanką – Suzy), dwóch kochanków- Fernanda (impresjonistę malującego pretensjonalne, kiczowate krajobrazy) i Roberta Shawa – dyrektora konkurencyjnej firmy, którego poznał w męskiej szatni po skończonej grze w tenisa, ze swoją siostrą Margareth, z którą jest w kazirodczym związku. Oboje starają się adoptować trójkę dzieci z któregokolwiek kraju Afryki Północnej. Ponadto zarabia duże pieniądze, ma piękne mieszkanie, zdrowego psa i świetny kontakt z rodzicami, których nie widział od piętnastu lat. Nic nie wskazuje na to, że przeżyje poważne egzystencjalne dylematy i będzie musiał dokonać trudnych wyborów. Jego życie już nigdy nie będzie takie jak wcześniej.

John Fisk dumnie patrzy ze swojego biura na ogromne miasto.
John Fisk dumnie spogląda z okna swojego biura na ogromne miasto

John Fisk, wychodząc pewnego dnia z biura, potyka się o jednego z żebraków. Warto tu wspomnieć, że akcja tej części rozgrywa się w roku apogeum kryzysu gospodarczego (podobnie jak w kameralnym filmie Wolfa pt. Łyżki! z 1987, który oczywiście dotyczył innego kryzysu ekonomicznego). Żebraków przed wieżowcem, w którym pracuje Fisk, jest więcej niż pracowników w nim. Owym bezdomnym, o którego potknął się nasz bohater, jest Tymoteusz Smith. John zauważa, że żebrak ma na sobie jego płaszcz, który wyrzucił do śmieci dwa dni temu. Zainteresowany tym zbiegiem okoliczności pyta żebraka, czy czegoś nie potrzebuje. Tymoteusz odpowiada mu: “Nic od ciebie już nie chcę. Tacy jak ty zabrali mi już wszystko. Jednak ja mam coś do zaoferowania tobie. Wysłuchaj mojej historii”. Fisk bagatelizuje tajemniczą prośbę Tymoteusza. Rzuca mu sto dolarów i odchodzi, lecz bezdomny chwyta go za spodnie i mówi: “Nie chcę twoich pieniędzy. Wysłuchaj mnie! Znałem twoją matkę”. Retrospektywna opowieść żebraka jest kolejnym rozdziałem Gdzie są moje ryby?. Jak ważną rolę odgrywa ta postać w całej konstrukcji filmu, dowiadujemy się dopiero na końcu. Jednak każdy na pewno zauważył, że po dokumentalnej formie “Historii pewnego szaleństwa”, Ryby zaczynają być opowiadane z perspektywy pierwszoosobowej.

Tymoteusz
Tymoteusz

Istotną w tym kontekście uwagę dodaje prof. Thomas Wiltzschmerzer, niemiecki wolfoznawca wykładający autorski przedmiot “Rytualizacja konceptów interpersonalnych świata wolfowskiego” na Universitet Humanus w Berlinie. W swym ostatnim eseju opublikowanym na łamach miesięcznika “Das Stil und Wissen” pisze te słowa : “John Fisk i Tymoteusz są dwiema stronami tego samego modelu. Głównym bohaterem “Wysypiska próżności” na pierwszy rzut oka wydaje się być Fisk. Jest to jednak wrażenie mylące. Ponieważ to żebrak stanowi centrum dramatyczne filmu. Jego opowieść jest jądrem emocjonalnym całego filmu i wiąże ze sobą kilka pozornie nie związanych wątków. Natomiast jego fałszywa opowieść spełnia podwójną rolę. Jest nie tylko źródłem wzruszenia Johna Fiska i powodem jego późniejszego niespodziewanego samobójstwa. Martin Wolf po pierwsze czyni z niej odautorski komentarz do własnego dzieła i zwraca uwagę na funkcję, jako pełni kino. Bo czyż ono zawsze nie jest fałszywe? Czy nawet najwierniejszy faktograficzny dokument nie jest przetworzonym, wykolejonym przez obiektyw obrazem rzeczywistości uwięzionych w prostokątne ramy? Dlatego też uważam, że “Opowieść Tymoteusza Smitha na stu kłamstwach i ziarnku prawdy wyhodowana” jest manifestem tego poglądu. Pod płaszczykiem wartkiej akcji Epigon Wielkiego Kina Amerykańskiego przemycił treści kontrowersyjne, niedające spać profesorom, teoretykom kina i w co szczerze wierzę, wszystkim prawdziwym miłośnikom sztuki filmowej.9

Rozdział III. Opowieść Tymoteusza Smitha na stu kłamstwach i ziarnku prawdy wyhodowana

Oczywiście Tymoteusz nie znał matki Johna. Bredził upity. Chce jedynie, by ten go wysłuchał. Jego opowieść przenosi nas w czasy konfliktu zbrojnego między dwoma niezidentyfikowanymi państwami. Widzom ani razu nie będzie dane zauważyć żadnej flagi, usłyszeć choćby jednej lokalizacji bądź daty. Ponadto bohaterowie posługują się bardzo niewyraźnym językiem, dużymi partiami obraz pozbawiony jest jakiegokolwiek dźwięku. Warto dodać, że przez cały czas nic nie widać, gdyż cała akcja rozgrywa się w nocy w dżungli. Od czasu do czasu dostrzegalny jest jedynie żar papierosów. Sam autor, pytany o uzasadnienie takich wyborów formalnych w “Opowieści Tymoteusza Smitha” odpowiedział, że zależało mu na tym: “by widz miał wrażenie, że ogląda film z zamkniętymi oczami i zatkanymi uszami”. Oczywiście jest też drugie dno: Wolf nie chciał zostać posądzony o jakiekolwiek stronnictwo w tak delikatnym i traumatycznym temacie, jakim jest wojna. Równocześnie dzięki wyżej wymienionym zabiegom Wolf nadał historii wymiar uniwersalny – a wszystko to złączone niespotykaną celnością wniosków i mistrzostwem operowania językiem filmu.

Dezerterujący Tim. Wojna nie jest dla niego żadnym rozwiązaniem.
Dezerterujący Tim Wojna nie jest dla niego żadnym rozwiązaniem

Bohaterem tego rozdziału jest Tymoteusz (tutaj Tim) – młody chłopak, który zostaje przysłany do XXVII pułku, stacjonującego w dolinie nienazwanej rzeki. Jego zadaniem jest dostarczenie leków do sojuszniczego obozu po drugiej stronie góry. Zanim spotka się z generałem, schowa część lekarstw do własnego plecaka, by dać je swojemu bratu – Paulowi, który zdezerterował i ukrywa się przed sądem wojennym gdzieś w okolicy.

W międzyczasie jesteśmy świadkami spektakularnie nakręconego piętnastominutowego mastershotu. Rozpoczyna się on, gdy Sean myje zęby, później kłóci się o przydział papierosów, a na końcu karmi krokodyle. Po tym przejmujących, długim ujęciu Tim, wzorem swojego brata, decyduje się opuścić armię. Wojna jest dla niego absurdalną manifestacją przemocy. Uratowanie brata jest dla niego priorytetem. Nocą, gdy cały pułk usypia, Tim, by nie zostać rozpoznany, przebiera się za pingwina i ucieka. Zamierza odnaleźć brata i wrócić z nim do kraju. Nieszczęśliwie jednak się gubi. Po kilku nocach na jednym z drzew odnajduje Paula. Niestety już martwego i z odgryzioną nogą. Tim urządza Paulowi pogrzeb. Następnych kilka ujęć jest poświęconych ukazaniu niepokojącej i groźnej fauny i flory tego obszaru. Stanowią one metaforę zła, które tkwi w człowieku oraz jego degeneracji.

Plecak Paula, który odnajduje Tim, jest wypchany pornograficznymi gazetkami. Jest w nim również książka zatytułowana: “Śmiałego rycerza potyczki” autorstwa średniowiecznego pisarza Francois de Gourmondais’a. Tymoteusz otwiera książkę na przypadkowej stronie i zaczyna czytać. W ten oto sposób Martin Wolf przenosi nas do kolejnej części Gdzie są moje ryby?. Wbrew pozorom, nie jest ona tak bardzo odległa tematycznie od rozdziału poprzedniego. W “Śmiałych rycerzy potyczkach” Epigon Wielkiego Kina Amerykańskiego sięga po zagadnienia etosu i honoru.

Rozdział IV. Śmiałych Rycerzy potyczki

W tej części Martin Wolf przenosi nas do XIII wieku. Wspomnę tu o ciekawym zabiegu montażowym zastosowanym przez Martina Wolfa juniora. “Opowieść Tymoteusza” kończy się, gdy Tim z nudów odrzuca książkę, by rzucić okiem na gazety brata. Następuje wtedy kilkunastosekundowe zbliżenie na otwartą stronę książki. Ostatnim ujęciem jest detal na dużą literę “I”, za którą, jakby za pomocą pędzla, maluje się krajobraz (polna droga, a w tle las), a sama litera przemienia się w rycerza na koniu. Następnie pojawia się data “1289”, a pod nią krótki opis naszego bohatera i przybliżenie kontekstu historycznego. Cały wstęp kończy się cytatem z XI-wiecznego poematu nieznanego autora “Gdy honor swój zdradzisz, nie ujrzysz ni świtu, ni dnia, ni nocy, ni gwiazd na niebie. Jedynie mrok swej duszy poznasz.10

Bohaterem tego rozdziału jest Edmund Mund. Doświadczony, pięćdziesięcioletni rycerz, sławny i bogaty. Uczestnik wielu wypraw, zwycięzca licznych turniejów rycerskich i właściciel ogromnych obszarów ziemskich. Z rozmowy Edmunda Munda z jego przyjacielem Zigrfidem Fridem, spotkanym przypadkowo w drodze, dowiadujemy się, jaki jest cel jego podróży. Uważam za konieczne, by w kontekście dyskusji między Edmundem a Zigfridem zrobić małą dygresję i wspomnieć o ważnych zdaniach, które wypowiadają bohaterowie tego rozdziału. Rozmowa dwóch rycerzy dotyczy spraw egzystencjalnych, rycerze argumentują swoje odmienne filozofie życia, oceniają kulturalny dorobek epoki i wymieniają się ploteczkami z intymnego życia par królewskich. Pod koniec Zigfrid pyta Edmunda: „Czy więc możesz zjeść tort i mieć tort?”. Mund po chwili zastanowienia i refleksji odpowiada: „Zigrfidzie drogi, ja mam dwa torty”. Jest to wypowiedź ciekawa nie tyle w obliczu całego filmu, ile głównie samego Martina Wolfa. Pozostawię was z tym wnioskiem do indywidualnej analizy i przechodzimy do opisu fabuły „Śmiałych rycerzy potyczek”.

Król Henryk III, zrozpaczony po ucieczce swojej córki Kunegundy, która nie chciała wziąć ślubu z najstarszą żabą władcy, rozesłał po kraju najsławniejszych rycerzy, by ją odnaleźli. Następnie mieli ją uwięzić za karę na szczycie opuszczonej wieży zamku w Trinolis. Kolejnym zadaniem było upolowanie mieszkającej tam smoczycy, by ta wyszła za mąż za gada Henryka. Wszystko to miało się zakończyć wypiciem eliksiru przez króla Henryka, pod wpływem którego przemieni się w lustro przepowiadające przyszłość.

Zamek króla Henryka.
Zamek króla Henryka

Oczywiście fabuła jest bogata w liczne perypetie. Nie będę jednak ich zgłębiał, ponieważ nie są one zbyt istotne dla końcowej interpretacji. Ważne jest jednak zakończenie. Mund oczywiście doprowadza smoczycę do zamku Henryka, ale nie przyjmuje zapłaty, bo jak mówi: “Nic mnie więcej nie boli niż moja noga i czym prędzej się położyć w domu mym muszę. Pieniędzy nie chcem, bo i nie mam gdzie schować”. Następnie wsiada na konia i odjeżdża. Gdy jest na wzniesieniu, schodzi z wierzchowca i przygląda się zachodowi słońca. Za jego plecami widać potężny wybuch, który zmiata z powierzchni ziemi zamek króla Henryka III. Nie dowiemy się nigdy, czy Edmund Mund jest jakkolwiek odpowiedzialny za zniszczenie zamku.

Wydaje mi się, że w tym miejscu warto jeszcze raz sięgnąć do Thomasa Wiltzschmerzera, który w swoim znanym wprowadzeniu, dołączonym do osiemnastopłytowej edycji specjalnej Gdzie są moje ryby? (gdzie poza samym filmem i kilkunastoma godzinami materiałów z planu dodawane też było akwarium), wypowiada się w ten sposób: “Czwarty rozdział Ryb jest chyba moim ulubionym z całego filmu. Martin Wolf opowiedział w nim o bardzo złożonym konflikcie egzystencjalnym. Bo czyż człowiek nie musi z jednej strony wpisać swoje życie w jeden z wielu schematów i żyć w ramach przez niego wyznaczanych, a z drugiej mamy olbrzymią chęć burzenia tego świata, nie znając późniejszych konsekwencji. Jest to bardzo ważny problem współczesnego człowieka. Nie tylko średniowiecznych rycerzy”. PonadtoPotyczki śmiałych rycerzy” są wyjątkowo atrakcyjne wizualnie i bogate w wartką i niegłupią akcję.11 Po głębokim oddechu Edmund ponownie wsiada na swego konia – Grunwalda i oddala się. Następuje błyskawiczne cięcie. Na czarnym tle pojawia się napis: Rozdział V. Nicość.

Rozdział V. Nicość

Po chwili tytuł tego rozdziału zanika, pozostawiając ciemne tło. Po około minucie nieokreślonego, niepokojącego dźwięku pojawiają się małe światełka, które co jakiś czas znikają, by potem pojawić się w większej ilości. Sekwencja staje się coraz bardziej złożona i skomplikowana. Zauważamy różne figury geometryczne, czasami fragmenty znanych nam przedmiotów bądź zwierząt. Ta godzinna sekwencja jest symboliczna, bogata we wszelakiego rodzaju wizualizacje – obrazy pobudzające naszą wyobraźnię, pragnienia i lęki. Obserwujemy powstanie Wszechświata, potem Słońca, Ziemi, człowieka, a na końcu mikrochipów czy karmy dla kotów. Michael Forsfith, angielski fizyk termojądrowy i filozof, uważa, że: “(..)jest to klamra, kręgosłup semantyczny tego filmu, który go tworzy i przenika.”12 zaś Gianluigi Pierratore dostrzega w tej części: “(..)wspólną medytację wszystkich bohaterów filmu, umiejscowioną w globalnej strukturze. Czarne przestrzenie pozostają niewiedzą i tajemnicą.13, a w kolejnym akapicie dodaje: „Oglądając tę sekwencję przeżywam mocne katharsis, podobnie intensywne, jak w trakcie pamiętnego tańca demonów w wolfowskim „Kałamarzu i Bakłażanie” z 1973 roku” Nie sposób nie zgodzić z wyżej wymienionymi teoriami. Na pewno “Nicość” ma charakter kontemplacyjny i medytacyjny. Wykracza daleko poza naukową spekulację względem powstania świata. Bo tak naprawdę miejscem akcji tego rozdziału jest wnętrze człowieka, a nie Wszechobecna Nicość, w miejsce której powstał Wszechświat.

Fotos z rozdziału "Nicość."
Fotos z rozdziału Nicość

“Nicość” kończy się zanikaniem wszystkich powstałych elementów i powrotem do ciemnej planszy. Ekran się powoli rozjaśnia. Pomału widoczne stają się kontury drzew, ławek i ścieżek. Orientujemy się, że znajdujemy się w parku. Wyłania się napis: “Epilog. Współczesność”.

Epilog.Współczesność

Epilog, w przeciwieństwie do wcześniejszych części filmu, jest kameralny i afabularny. Do parku wbiegają dzieci (wcześniej na pierwszym planie przebiega biały koń). Zaczynają się bawić. Niektóre grają w klasy, inne skaczą na skakankach, pozostałe biegają uśmiechnięte chowając się za drzewami bądź ścigają wiewiórki. Scena ta trwa około pół godziny. Pod koniec kamera wznosi się wyżej. Oddalając się, dostrzegamy rozwieszoną nad wejściem nazwę parku: “Park im. Martina Wolfa”. Jest to pewnego rodzaju podpis autora pod dziełem (przeciwnicy filmu nazwali go snobistyczną bufonadą). Za pomocą tego wprowadzenia się w świat przedstawiony filmu  reżyser chce powiedzieć: “To moja wypowiedź. Nie musicie uważać tak samo jak ja. Wierzę w takiego człowieka, jakiego właśnie zobaczyliście.” Epigon Wielkiego Kina Amerykańskiego do tej pory nie dał zadowalającej odpowiedzi, dlaczego nazwał park swoim imieniem. W ostatnim wywiadzie powiedział: “Po prostu uznałem to za konieczne. Nie będę się z tego tłumaczył”. Może w swym kolejnym filmie reżyser zasugeruje widzom właściwą odpowiedź.

Nieświadome zagrożenia dzieci.
Nieświadome zagrożenia dzieci

Po tej krótkiej dygresji powinniśmy jeszcze wrócić do samego filmu i jego spektakularnego zakończenia. Po pięciominutowym postoju przed nazwą parku i towarzyszącą nam podniosłą muzyką, kamera zaczyna znowu się oddalać. W tle dostrzegamy, że bawiące się dzieci zostają zaatakowane przez olbrzymich rozmiarów zmutowanego jaszczura ubranego w wiktoriańską suknię. Na samym końcu widzimy z daleka Ziemię. Po chwili uderza w nią ogromny meteoryt. Na tle wybuchającej planety i przy dźwiękach II symfonii Alfreda Brochtsteina pojawiają się obszerne napisy końcowe. Tak ogromna liczba osób była zaangażowana w produkcję Gdzie są moje ryby?, że stworzenie ich zajęło pół roku.

Celem tej pracy było odnalezienie jednej, głównej myśli dla treści wszystkich rozdziałów “Gdzie są moje ryby?”. Jednak chyba mi się nie udało. Po raz kolejny Martin Wolf mnie zwiódł. Nie dał szansy umieszczenia jego filmu w jednej tematycznej szufladce, jak choćby: “bezwzględność świata gangsterskiego”, “wizerunek człowieka zniszczonego przez wojnę”, “świat zwierząt”, “kwestionowanie/potwierdzanie istnienia Boga” czy choćby “korporacyjna polityka wyzysku jednostki”. Epigon Wielkiego Kina Amerykańskiego pozostawił widza z kilkoma pytaniami. Nie zrobił tego po raz pierwszy. Czy nie czuliśmy się tak samo po Upozorowanym samobójstwie księżny Milton albo po Gdy przestaną trąby grać? Autora Wojny ludzi, ludzie wojny dręczą ciągłe wątpliwości i dylematy. W swej twórczej działalności ciągle krąży po rondzie, nie decydując się na wybór żadnego z kierunków. Wie, że każda decyzja, nawet gwarantująca sukces, będzie pójściem na łatwiznę i ograniczeniem swobody artystycznej.

Martin Wolf jr omawia montaż z pionem technicznym.
Martin Wolf jr omawia montaż z pionem technicznym

Ilia Cupescu, John Fisk, Tymoteusz Smith, Edmund Mund są właśnie tymi drogami. Żadną z nich nie podążył ostatecznie, żadnej nie wskazał za słuszną czy najważniejszą. To widzowi dał przywilej oceny, klasyfikacji, i co kluczowe, wyboru włączenia kierunkowskazu w odpowiednim dla siebie miejscu. Dlatego właśnie dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że kolejne dzieło Martina Wolfa będzie miało podobną konstrukcję. Jest nim, będące właśnie w fazie postprodukcji, Godblessville. Gejowski musical opowiadający o XVI-wiecznej naukowej ekspedycji Eskimosów do Europy Zachodniej w celu odnalezienia nowych rodzajów śniegu. Podczas której bohaterowie wpadają w konflikt z świętą Inkwizycją, a potem zostają zaatakowani przez epidemię dżumy.

Bibliografia:

1 Fragment epilogu najnowszej książki Martina Wolfa “Przestrzenie zachłanne”; wyd. Download History; tłum. własne.

2 “Poetą kinetoskopu” nazwał Martin Wolfa Czeczeński krytyk filmowy Radan Dudunov w recenzji filmu Wolfa “Gdy cię nie będzie, ja będę”.

3 Jamin Ben, “Akcja. Kamera. Cięcie. Wolf.”, wyd. Imagine and Screen, 1998.

4 Michela Dupoint, “Przemiany.Czas.Chwała”, tłum. Zbigniew Gruszka, wyd. Słowotok, 2000

5 Miracy; cytat z poematu “Powstań po trudzie dnia”; tłum. Michał Gnieździński

6 Dino de la Nochas “Antropologia, ryby, kontekst” wyd. Centurion 1988.

7 W ten sposób kardynał Nicci określił “Gdzie są moje ryby?” w tekście Sub orbi Candemonium z 3 sierpnia 2012 roku.

8 “Taśma ma dwa końce”. Pod redakcją Romana Figgi’ego; wyd. Tito 1991.

9 Das Stil und Wissen, 9/2013; artykuł autorstwa prof. Thomasa Wiltzschmerzera pt. “Obraz wykolejony” str. 4-16.

10 Średniowieczna proza poetycka,  tłum. Antonii Świstak, wyd. KNB 1968

11 Thomas Wiltzschmerzer, wprowadzenie do filmu “Gdzie są moje ryby?”, wyd. MoviesForYou 2011.

12 Michael Forsfith , “Kosmologia, Duch, Wiara. O kinie Martina Wolfa”, wyd. Spirit 2012

13 Gianluigi Pierratore, “Kino drugiej połowy XX wieku. Analizy, interpretacje” wyd. SantoFlore 2008.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA