DOM ŚMIEJĄCYCH SIĘ OKIEN. Miasto męczenników

Być może jednak już w samym dziele, które odrestaurować ma Stefano, znajduje się wyjaśnienie dla uległości mieszkańców. Święty Sebastian bowiem, męczennik za wiarę chrześcijańską, najczęściej w malarstwie umiera godzony strzałami, nie zaś nożami. Nie widzimy również jego oprawców, natomiast u Avatiego odnowienie obrazu ujawnia dwie wściekle wyglądające postaci, przypominające mitologiczne Furie. Fakt, że taki właśnie fresk widnieje w miejskim kościele, nadaje mu wiarygodności, uprawniając do traktowania obrazu w kategoriach dzieła uświęconego. Nie wiemy, czy mieszkańcy tak samo traktują mordy, choć jest to niewykluczone. Mamy tu do czynienia z jawnym wypaczeniem religii chrześcijańskiej, nadaniem szaleństwu pozoru świętości, co tłumaczyć może poddanie się całego miasta tej parodii sacrum. Tym samym Domowi śmiejących się okien nie tak daleko do słynnego Kultu – w obu filmach główny bohater trafia do społeczności, w której śmierć znajduje swoje uzasadnienie i usprawiedliwienie poprzez religię.
Im bliżej Stefano jest odkrycia prawdy, tym dalej Avati odchodzi od tradycyjnego modelu giallo, uzupełniając go o elementy czysto surrealistyczne. Odłączony od prądu magnetofon, który jednak działa, jest jednym z nich, podobnie tytułowy dom, zwłaszcza gdy już pozna się jego przeznaczenie (domalowane oknom uśmiechy wydają się kpić z głównego bohatera). Twórczość szalonego malarza każe nam spojrzeć na tę rzeczywistość przez pryzmat daleki od realistycznego – jeden z obrazów przedstawia bowiem kobiece ciało z głową autora tego dzieła. Jest w tym perwersja i groza, gdyż na twarzy mężczyzny maluje się ohydny grymas. Jest też pytanie o to, jaką rolę odgrywa w całej tej intrydze seksualność, co prowadzi bezpośrednio do finałowego twistu – szokującego w swym zamyśle i wspaniale wieńczącego tę posępną opowieść, ale pozostawiającego wiele do życzenia, jeśli chodzi o wykonanie.
Avati ostatecznie ucieka ze swoim tematem w rejony abstrakcji, zadowalając się logiką senną i obrazami, którym najbliżej do groteskowych Opowieści z krypty. Mimo to, kiedy oglądamy, jak główny bohater przemierza puste miasto, wołając o pomoc, a wszyscy mieszkańcy jak jeden kryją się w swoich domach, trudno nie poczuć tragizmu tej historii. Ciekaw jestem, czy boją się tak mordercy, czy też tego, że choćby próbując powstrzymać tę „męczeńską” śmierć (którą z kolei?), uderzą we własną wiarę.