DLACZEGO AVENGERSI ZBIERAJĄ PLONY X-MENÓW? Smutna rozprawa o jakości, promocji i jakości promocji
Jest taka grupa, która pomogła ukształtować kinowy wizerunek superbohaterów i zmienić ich postrzeganie przez odbiorców ambitniejszych gatunków filmowych. Zaczęło się dość niewinnie – od jednego filmu z ciekawą obsadą, niezłym scenariuszem i świeżym podejściem do tematu. Mamy rok 2018, a ta drużyna jest z nami od kilkunastu lat. Złożona z wyrazistych postaci podzielonych barykadą różnic w postrzeganiu własnej roli we współczesnym świecie, zasilana wieloma pomocnikami i bohaterami drugoplanowymi, zakorzeniona w tradycji kina przygodowego z elementami fantastyki, stanowi obecnie jedną z najbardziej rozpoznawalnych kinowych marek. Mowa oczywiście o X-Menach…
… ale jak to, nie Avengersi? No właśnie, Avengersi (jako grupa postaci, a nie jeden, konkretny film o tym tytule) zgarniają cały splendor. Niebotyczne wyniki w boxoffisie, wysokie noty u krytyków, jeszcze wyższe u milionów widzów na całym świecie i status zjawiska kultowego, którego uwielbienie graniczy miejscami z fanatyzmem. X-Meni natomiast siedzą sobie grzecznie na drugim miejscu, do rekordu kolegów po fachu mając długi, prawie niemożliwy do przekroczenia dystans. Dlaczego tak jest?
Podobne wpisy
Do napisania niniejszego wywodu natchnęła mnie rozmowa z kolegą z pracy. W przerwach od korporacyjnych raportów i mitingów ucięliśmy sobie pogawędkę o przewadze Mutantów nad Mścicielami w wielu aspektach, a po powrocie do służbowych obowiązków pozostała w nas jednoznaczna konstatacja, że to ci pierwsi mieli wszelkie predyspozycje do bycia, nomen omen, tymi pierwszymi. Jednak gdzieś po drodze ich moc się wyczerpała, a z niedyspozycji skorzystała konkurencja, w zawrotnym tempie budując swoją siłę. Graniczny moment przypada na okolice roku 2007. Wtedy to widzowie czuli jeszcze świeży niesmak ostatniej produkcji ze świata X-Menów: Ostatniego bastionu w reżyserii Bretta Ratnera, który okazał się trywialnym i uwstecznionym (po prostu głupim) sequelem dwóch znakomitych filmów Bryana Singera. Zawiodło tam niemal wszystko: od spłycenia postaci, przez rozdrobnienie konwencji ze sprawnego heist movie do przeładowanego efektami akcyjniaka, po koślawe interpretacje komiksowych pierwowzorów postaci, które z ludzi, to jest mutantów, przerobiono na manekiny do zilustrowania bijatyk. Prawdopodobnie już wtedy w zaawansowanej fazie produkcji był Iron Man. Film pomyślany jako luźny początek serii, który stanowił jakość samą w sobie i oferował zupełnie inne spojrzenie na postać superbohatera niż wydany w tym samym – 2008 – roku Mroczny Rycerz. Reżyserem tego pierwszego był Jon Favreau, który sprawnie połączył wszystkie elementy potrzebne do dobrej zabawy: charyzmatycznego bohatera, akcję na najwyższym poziomie oraz ironiczny humor, i zamknął to wszystko w zgrabnej formule origin movie. Reszta jest historią – kolejne odsłony serii X-Men rozczarowywały, a nowe przygody Avengersów (w sensie zbiorczym – chodzi o wszystkie filmy z poszczególnymi członkami tej drużyny) – zachwycały.
Sytuacja Mutantów poprawiła się na chwilę w 2011, a potem – w 2014, kiedy to do kin weszły dwa znakomite filmy: X-Men: Pierwsza klasa (w reżyserii Matthew Vaughna) i X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (spod ręki pierwotnego reżysera serii, Bryana Singera). Oba przyjęto bardzo ciepło, czego nie można powiedzieć o kolejnej części: X-Men: Apocalypse, która – tradycją trzecich części tej serii – stanowiła krok do tyłu. Co ciekawe, to właśnie trzecia część samodzielnego spin-offu X-Menów w postaci serii o Wolverinie: Logan, stanowi obecnie najlepszy przykład ambitnego podejścia do tematu i filmu mogącego się równać z najlepszymi dramatami. Wystarczy napomknąć, że jest to pierwszy film superbohaterski nominowany do Oscara w kategorii scenariuszowej. Jak wyglądała sytuacja na froncie Avengersów w tym czasie? W 2011 dostaliśmy pierwszego Kapitana Amerykę i pierwszego Thora (relaksujące produkcje bez polotu, ale przygotowane według odpowiednich wzorców), a w 2014 – drugiego Kapitana Amerykę i Strażników Galaktyki (produkcje z polotem, bardzo zróżnicowane tematycznie, uznawane za jedne z najlepszych odsłon całego uniwersum). Wynik pozornie jest wyrównany, lecz to Avengersi nadal mają przewagę liczebną. Dzisiaj sytuacja zdaje się przesądzona. Kolejne odsłony X-Menów są przesuwane na coraz dalszą przyszłość, a MCU to gigant, który rośnie wykładniczo.