DIUNA Alejandro Jodorowsky’ego. Niezrealizowane arcydzieło kina science fiction?
Diuna Denisa Villeneuve’a to wyjątkowy projekt, którym zachwycamy się nie bez powodu. Ambitny blockbuster, będący wynikiem współpracy całej rzeszy niezwykle utalentowanych ludzi – aktorów i aktorek, scenografów i kostiumografów, kompozytora, operatora, reżysera, wymieniać można by jeszcze długo. Co jednak, gdybym powiedział wam, że ktoś uprzedził Denisa Villeneuve’a i spróbował zekranizować powieść Franka Herberta na podobnym, a być może nawet wyższym poziomie artystycznym (bynajmniej nie chodzi mi o Davida Lyncha i jego audiowizualną pokrakę); że ktoś zaangażował do pracy nad adaptacją Diuny Salvadora Dalego, Orsona Wellesa, Micka Jaggera, Alaina Delona, Glorię Swanson, Mœbiusa, Hansa Rudolfa Gigera, Dana O’Bannona i zespół Pink Floyd? Ten ktoś nazywał się Alejandro Jodorowsky, a jego projekt, niestety, nigdy nie ujrzał światła dziennego.
Rok 1973. Jodorowsky znajduje się u szczytu sławy – właśnie zrealizował Kreta i Świętą górę, swoje dwa najgłośniejsze, dzisiaj kultowe filmy. Pozycji reżysera przysłużył się zwłaszcza drugi z nich – premiera podczas renomowanego festiwalu w Cannes, 16 tygodni wyświetlania w słynnym kinie Waverly Theatre w Nowym Jorku, historie (najpewniej prawdziwe) o eksperymentach z LSD i grzybkami halucynogennymi rozszerzającymi doświadczenia na planie. Wszystko to sprawiło, że miejsce Chilijczyka na międzynarodowej mapie kina artystycznego było bardzo mocno ugruntowane. Sukces Świętej góry był na tyle znaczący, że francuski producent filmów Jodorowsky’ego, Michel Seydoux, miał powiedzieć do reżysera: „Wyprodukuję, co tylko zechcesz. Co chciałbyś teraz nakręcić?”. Jodorowsky bez wahania odparł: „Diunę”.
Dlaczego reżyser Fando i Lis wskazał akurat Diunę? Cóż, istnieje co najmniej kilka teorii. W świetnym dokumencie Franka Pavicha, zatytułowanym po prostu Jodorowsky’s Dune, Chilijczyk tłumaczy, że był to zupełny przypadek: „Nie wiem, dlaczego powiedziałem «Diuna». Mogłem wybrać Don Kichota albo Hamleta. Cokolwiek. Ale powiedziałem «Diuna»”. W takim kontekście spontaniczny wybór powieści Franka Herberta byłby żywym przykładem filozofii „obiektywnego przypadku”, wyznawanej przez Jodorowsky’ego i wielu innych surrealistów – przedłużeniem słynnego pisania automatycznego André Bretona, według którego całość procesu twórczego należało podporządkować podświadomości, jedynemu medium pozwalającemu odtworzyć „rzeczywisty bieg myśli”. Według innej, zdecydowanie bardziej atrakcyjnej wersji Jodorowsky’ego miał do wyboru Diuny skłonić sen, który spadł na niego niczym grom z jasnego nieba pod koniec 1973 roku, zmuszając go do nabycia i niemal dosłownego pochłonięcia dzieła Herberta: „Od szóstej rano czekał pod księgarnią «jak alkoholik przed zamkniętym barem», a po kupieniu przeczytał jednym tchem do północy tego samego dnia”1. Jak było naprawdę? Nie wiadomo. Słowo się jednak rzekło, a Jodorowsky przystąpił do poszukiwania odpowiednich współpracowników.
Czterech wojowników Jodorowsky’ego
Założenia castingowe Jodorowsky’ego były bardzo proste: „Każda osoba pracująca przy tym filmie będzie duchowym wojownikiem. Najlepszym, jakiego znajdę”. Jednym z pierwszych rekrutów został Jean Giraud, francuski twórca komiksów (przede wszystkim fantastycznych i fantastyczno-naukowych) znany pod pseudonimem Mœbius. Reżyser Kreta natrafił w księgarni na komiks Girauda pt. Blueberry – przejrzał go, po czym momentalnie stwierdził, że chce zatrudnić autora przy realizacji Diuny. Mœbius miał być odpowiedzialny za ogólny koncept wizualny dzieła. Jego współpraca z Jodorowskym w uproszczeniu wyglądała w następujący sposób: Chilijczyk tłumaczył, co chciałby zobaczyć na ekranie, a Francuz urzeczywistniał jego wizję za pomocą kilku dynamicznych ruchów ołówka. „Rysunek po rysunku nakręciliśmy ten film” – podsumowuje Jodorowsky w dokumencie Pavicha.
Kolejną osobą na liście autora Świętej góry był Douglas Trumbull – amerykański pionier w dziedzinie efektów specjalnych, odpowiedzialny m.in. za ponadczasową wizję wszechświata z 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka. Jodorowsky i Mœbius pojechali spotkać się z nim w Nowym Jorku. Wizyta nie przebiegła jednak pomyślnie – Jodorowsky uznał, że Amerykanin nie traktuje jego propozycji wystarczająco poważnie, odbierając w trakcie spotkania kilkadziesiąt telefonów. Nie odpowiadała mu również wyniosłość Trumbulla, który jako jeden z najlepszych techników w Hollywood miał o sobie dość wysokie mniemanie. „Jego próżność była dla mnie nie do przełknięcia, podobnie jak charakter businessmana i kosmiczne ceny”2 – stwierdził Jodorowsky, kiedy indziej dodając: „Był świetnym rzemieślnikiem, ale według mnie nie był uduchowioną osobą”.
1T. Gołuński, Miraże Diuny, w: Niezrealizowane arcydzieła kina, pod red. Rafała Syski, Kraków 2018, str. 191.
2A. Jodorowsky, The Film You Will Never See, tłum. własne, dostęp online: https://www.duneinfo.com/unseen/jodorowsky/