search
REKLAMA
Zestawienie

Dawaj do czopera! NAJLEPSZE ROLE SCHWARZENEGGERA

Jacek Lubiński

30 lipca 2019

REKLAMA

Kiedy w Szklanej pułapce John McClane opisuje terrorystów opanowujących wieżowiec Nakatomi, stwierdza, że mają oni dość arsenału, aby posłać Arnolda Schwarzeneggera na orbitę. Austriacki Dąb to wszak postać zdecydowanie większa niż życie, to człowiek, który na stałe odcisnął na współczesnej epoce swoje piętno. Stał się ikoną, jeszcze zanim, ku zachwytowi publiki, zaczął dosłownie rozsadzać kinowy ekran swą obecnością. Niejednokrotnie udowodnił, że – wbrew pozorom – wcale nie jest takim marnym aktorem, jak można by sądzić. Po drugiej stronie kamery zaczął pokazywać się zresztą jeszcze w latach 70. Dziś sam ma na karku 72 wiosny, a na koncie 45 ról. Poniżej wybrane najlepsze występy Arnolda Schwarzeneggera.

„Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć”, czyli Arnold klasyczny

T-800

Terminator (1984) / Terminator 2 (1991)

Bez dwóch zdań wizytówka Arnolda. Bez tej roli trudno wyobrazić sobie nie tylko jego karierę, ale także w ogóle krajobraz współczesnego kina, a nawet współczesnej popkultury. Trudno też wyobrazić sobie kogokolwiek innego, kto zdołałby się wcielić w bezlitosną maszynę do zabijania. Grać bez wyrazu (i bez ubrań), jednocześnie przekazując odbiorcy odpowiednie emocje i budząc jego strach, to nie lada wyzwanie – i Schwarzenegger doskonale sobie z nim poradził. Co więcej, mimo braku aktorskiego przygotowania to właśnie tutaj Arnold pokazał swój talent – chociażby w tej bezcennej scenie z kultowego sequela:

Zresztą cokolwiek by o tych filmach napisać, to Terminator w wykonaniu Arnolda jest kreacją totalną – jednym z tych rzadkich przypadków, kiedy to aktor całkowicie zespala się ze swoją postacią, stając się z nią jednością. Na ekranie nie widzimy więc Arnolda, lecz T-800 w pełnej krasie. Schwarzenegger w dodatku nigdy tak do końca nie wyszedł z tej roli. Dowód:

Arnold na planie z reżyserem Jamesem Cameronem

Dutch

Predator (1987)

Chodząca góra mięśni i testosteron w najlepszym wydaniu – tak w skrócie można podsumować postać majora Alana “Dutcha” Schaeffera. To jeszcze jedna otoczona kultem postać kina akcji, która ponownie właśnie dzięki Arnoldowi zyskała status twardziela większego od filmu (i od wojowniczej istoty z kosmosu). Tylko on mógł sprzedać wypowiadaną ze śmiertelną powagą do tytułowej kreatury kwestię: „Ale z ciebie brzydki skurwysyn” [czytał: Tomasz Knapik] w taki sposób, by publika nie tylko nie parsknęła śmiechem, ale też biła przed nim pokłony. I tylko on mógł uczynić z rozwałki w dżungli dramat jednostki o iście hamletowskim zacięciu. To plus ten moment:

to właśnie te pozornie skromne rzeczy, które tworzą historię dziesiątej muzy. I przechodzą do niej przy akompaniamencie oklasków.

Quaid

Pamięć absolutna (1990)

Douglas Quaid to rola dość wyjątkowa w filmografii Arnolda. Czerwona Planeta, mutanty z kosmosu, praca w kamieniołomach, seks z Sharon Stone, wyrywanie rąk, seks z Rachel Ticotin, karły, elektroniczni morder… eee taksówkarze, wyjmowanie nadajnika przez nos i w końcu liczne deformacje twarzy, które z pomocą animatroniki zafundowano byłemu kulturyście. Liczba atrakcji tego filmu mogłaby przytłoczyć niejednego gwiazdora Hollywood. Ale nie Arnolda, który – podobnie jak cyniczny klimat całej opowieści – poradził sobie znakomicie. Dodatkowo miał też po raz pierwszy okazję zagrać tu niejako podwójną rolę. I nie, nie chodzi o scenę z hologramem, lecz o krótki występ „złego” Quaida. Niby nic wielkiego, ale te parę minut jest lepsze niż cały Szósty dzień, w którym de facto mieliśmy dwóch Arnoldów.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA