Serialowe uniwersum. Patrick Melrose
Zanim zaczęłam pisać ten tekst, przeczytałam sporo recenzji serialu, z których wynikało ciągle to samo: główny bohater z problemami, alkoholik, narkoman, trauma z dzieciństwa, fantastyczny Benedict Cumberbatch, świetny Hugo Weaving i znakomita Jennifer Jason Leigh. Oglądajcie koniecznie.
I tak rzeczywiście jest… Tyle że nikt nie zwrócił uwagi na wady tej produkcji. Ale po kolei.
W pierwszym odcinku Patrick Melrose dowiaduje się, że zmarł jego ojciec. Prawie się przewraca, ale bynajmniej nie z oszołomienia, żalu czy rozpaczy – wypadła mu strzykawka z heroiną. Kiedy trochę przytomnieje, jedzie do Nowego Jorku, skąd ma odebrać prochy ojca. Serial nie opowiada jednak o traumie po stracie rodzica, lecz o traumie z dzieciństwa. Patrick głęboko nienawidzi swoich rodziców – i trudno mu się dziwić. Ojciec był dla niego okrutny i poniżał go przy każdej okazji, a matka przymykała na to oko. Patrick próbuje przejść nad tym do porządku dziennego, pogodzić się z przeszłością, prowadzić normalne życie – ale wychodzi mu to różnie.
Benedict Cumberbatch w kilku wywiadach mówił, że jego marzeniem było zagrać Hamleta i Patricka Melrose’a. Jako Hamlet wystąpił trzy lata temu, więc został mu tylko Melrose – i o ile w przypadku Hamleta ani jego rola, ani sam spektakl nie zwalały z nóg (zdecydowanie bardziej polecam obejrzeć Frankensteina), o tyle w Patricku Melrosie rzeczywiście popisał się swoimi możliwościami. Widać, że dobrze się czuł w tej roli i dał z siebie wszystko – dla jego gry warto obejrzeć ten serial, bo w niczym jeszcze nie był tak dobry.
Tyle że to serial bardzo nierówny. Pierwszy odcinek to wyjazd Patricka do Nowego Jorku; drugi jest w całości poświęcony młodemu, kilkuletniemu Patrickowi – sceny dziejące się w teraźniejszości można policzyć na palcach jednej ręki (wyjdą chyba trzy albo cztery migawki po jakieś dziesięć sekund). Rozumiem chęć pokazania przeszłości, tego, co ukształtowało bohatera, ale historię trzeba też wyważyć. Gdyby te retrospekcje rozdzielić równo między oba odcinki (albo, jeszcze lepiej, między wszystkie pięć), oglądałoby się to o niebo lepiej, tymczasem jeden z nich wciąga, drugi niemożebnie nudzi. Nie dość, że część materiału się powtarza, to jeszcze niewiele się dzieje – ojciec z napięciem patrzy na syna, syn z napięciem patrzy na ojca… I tak przez pięć minut. Aktorstwo może być wyśmienite, ale uwierzcie mi, po półgodzinie takiego odcinka każdy miałby dosyć.
Podobne wpisy
Choć głównemu bohaterowi właśnie zmarł ojciec, pierwszy odcinek to czarna, absurdalna komedia z elementami dramatu… A pozostałe cztery to dramat psychologiczny z elementami czarnej komedii. Gdzie tu jakaś równowaga? Naprawdę nie dało się tego wypośrodkować? Nie chodzi o to, że wolę produkcje czyste gatunkowo, bo niewiele takich jest, ale lubię, jeśli są konsekwentne w swoim stylu – a tego tutaj mi też zabrakło.
Nie czytałam jeszcze powieści, na podstawie których zrealizowano serial, ale odnoszę wrażenie, że scenarzysta założył, że wszyscy znają jej treść. W rezultacie wyciął to, czego mnie na przykład zabrakło. Nie ma historii o tym, jak Patrick próbuje rzucić narkotyki i alkohol, jakie kroki podejmuje, nie ma historii relacji z Mary, która musiała przecież mieć świadomość konsekwencji wiązania się z nałogowcem. Pojawiają się elementy, owszem, ale dowiadujemy się o tym wszystkim po fakcie, z półsłówek. Z tego można było ulepić jeszcze jeden odcinek, który uzupełniłby biografię Patricka Melrose’a.
Jeśli przebrnie się przez drugi odcinek, to dalej serial ogląda się już całkiem nieźle. Gdy odjąć to, co nie zagrało i czego zabrakło, zostaje przejmująca historia człowieka próbującego resztkami sił nie stoczyć się na dno, próbującego nie popełniać błędów rodziców, próbującego przepracować ogromną traumę. Uzależnienie od narkotyków i alkoholu również nie pomaga, choć to akurat przedstawiono dość grzecznie i elegancko (co akurat zaliczam na plus). Mimo że Patrick Melrose nie jest szczególnie sympatycznym bohaterem, łatwo zacząć mu kibicować.
Trudno mi jednoznacznie polecić ten serial, bo widzę w nim parę niedociągnięć, które mnie mocno zirytowały, ale trudno mi też jednoznacznie go skreślić. Ostateczną ocenę pozostawiam wam – jeśli lubicie takie klimaty, Patrick Melrose wam się spodoba, ale wszystkim innym zalecam jednak ostrożność w dawkowaniu.