[REC] (2007). Surowy materiał
Niedawny, powtórkowy seans hiszpańskiego [REC] utwierdził mnie w przekonaniu, że jest to nie tylko jeden z najlepszych horrorów nakręconych w estetyce found footage, ale i być może jedyny z długiej już listy filmów grozy udających autentyczne, który niemal przez cały czas nie daje nam zapomnieć, czym jest. Nakręcony w 2007 roku przez Jaume Balagueró i Paco Plazę obraz już w pierwszych sekundach zdradza nam swoją konwencję, kiedy główna bohaterka filmu, młoda, uśmiechnięta dziennikarka, mówi wprost do kamery „Dobry wieczór, nazywam się Angela Vidal…”, po czym myli się w swojej prezentacji i przerywa ujęcie, poprawiając się i tłumacząc widzom, że oto oglądają wieczorny program telewizyjny. Ta iluzja utrzymuje się prawie do samego końca, nieprzerwana nawet przez początkowe napisy, których zwyczajnie tutaj nie ma, a potęgowana przez ciągłe próby Angeli, aby nadać całości formę reportażu, a przede wszystkim jej niezliczone przypominanie niewidocznemu kamerzyście, aby ten wciąż nagrywał. Tytuł bowiem to właśnie oznacza – film odnajduje swój sens w konieczności zapisu, nawet gdy logika nakazuje naciśnięcie przycisku STOP.
[REC] jest zatem trochę ponad 70-minutowym blokiem surowego materiału, z którego powstać miał odcinek programu telewizyjnego poświęconego pracy strażaków nocą. Nic nadzwyczajnego, a nawet interesującego – kiedy dziennikarka słyszy od jednego z bohaterów swojej audycji, że niekiedy nic się nie dzieje przez całą noc, po cichu mówi do kamery, że wolałaby jednak, aby alarm w remizie zawył i coś się zdarzyło. Oczywiście horror jako gatunek uwielbia spełniać takie życzenia, dlatego niedługo później Angela rusza z dwoma strażakami na pomoc uwięzionej w kamienicy kobiecie. Profesjonalizm głównej bohaterki jest godny podziwu, kiedy widzimy, jak stara się ubrać dramatyczne wydarzenie w ramy telewizyjnej przygody, nie rezygnując z żadnej okazji na bardziej mięsisty materiał. Twórcy zaangażowali do tej roli Manuelę Velasco, aktorkę, ale i prawdziwą prezenterkę telewizyjną, co sprawia, że wie, w jaki sposób zjednać sobie sympatię widzów (w czym wcale nie przeszkadza, a wręcz pomaga jej dziewczęca uroda), jednocześnie czyniąc jej pogoń za sensacją bardziej wiarygodną. I nawet gdy zwykłe wezwanie przeobraża się w krwawe, pełne grozy doświadczenie, Angela nie traci zimnej krwi, dostosowuje się do sytuacji i próbuje zrelacjonować wydarzenie z właściwą mu intensywnością, niczym rasowa reporterka.
Ale jest to główna bohaterka cokolwiek pozorna. Jeśli przyjrzeć się jej bliżej jako postaci dramatu, okaże się, że Angela jest dla fabuły całkowicie zbyteczna – jej obecność w kamienicy, w której rozgrywa się akcja, niczego nie zmienia; kiedy nie mówi do kamery, jest praktycznie nieobecna, a gdy dochodzi do ataków ze strony zarażonych mieszkańców, kobieta prawie nigdy nie jest na pierwszym planie, rzadko kiedy będąc w bezpośrednim niebezpieczeństwie. Prawda jest taka, że Angela jest w tym dziele głównie po to, aby przypominać nam, że oglądamy film. Aby nachalnie wchodzić w kadr i mówić prosto do kamery, czyli de facto do nas. Jest coś przewrotnego, ale i genialnego w tym, że twórcy found footage, aby umocnić iluzję prawdy, muszą co rusz ją demaskować. A [REC] jest pod tym względem mistrzowskie – od pierwszych kadrów udaje telewizyjny materiał, przeistaczając się w gorący reportaż z miejsca objętego kwarantanną i niemal do końca nie pozwalając, aby Angela stała się kimś więcej niż osobą relacjonującą przerażające wydarzenia. Jej fabularna bierność jest niczym wobec funkcji, jaką spełnia jako ta, dzięki której wszystko widzimy. Innymi słowy – bez niej nie byłoby filmu.
Podobne wpisy
Balagueró i Plaza wkładają w ramy tego quasi-dokumentu horror o infekcji, która zamienia ludzi w bezrozumne zombi, nasycając swoje dzieło szaleńczą energią, jakże niepodobną do reszty hiszpańskiego kina grozy (może z wyjątkiem twórczości Álexa de la Iglesii). Tu również forma wydaje się narzucać tempo, kształt i dynamiczność makabrycznego widowiska – będąca w ciągłym ruchu kamera „reaguje” na ogólny chaos sytuacji, ale nigdy nie gubi tego, co w kadrze (lub poza nim) najbardziej istotne. Nawet, gdy cały obraz się trzęsie, sugerując, że kamerzysta biegnie, bądź gdy daleki plan staje się dla niego ciekawszy niż ten bliższy, choć właściwie nic tam nie widzimy, mamy pełną świadomość kontroli twórców nad materią; dwójka reżyserów potrafi nawet pozornie niechlujne lub chaotyczne ujęcia uzasadnić próbą uwiarygodnienia przekazu, przy okazji w sposób niezwykle klarowny opowiadając swoją historię. Ta posiada znajome elementy gatunku, jak uwięzieni w jednym miejscu bohaterowie, panika, która prowadzi do konfliktów i wybuchów agresji, chore dziecko, rzekomo tylko przeziębione, ale stanowiące oczywiste zagrożenie – to wszystko najbardziej przypomina Noc żywych trupów, ale im więcej ludzi ginie, a potworów przybywa, tym bardziej żywiołowy i głośny charakter przybiera horror. Od pewnego momentu akcja ani na chwilę nie zatrzymuje się, przywodząc na myśl oryginalne Martwe zło. To skojarzenie znajduje swoje potwierdzenie również w finałowym nagraniu na magnetofonie, które tłumaczy przyczynę tragedii, podobnie jak to miało miejsce w słynnym debiucie Sama Raimiego.
[REC] był pierwszym z całej serii hiszpańskich horrorów opowiadających o tajemniczej epidemii i walce z zarażonymi, ale tylko w tym jednym filmie udało się jego twórcom uczynić z konwencji found footage element konieczny dla powodzenia całego przedsięwzięcia. Reportażowa forma kończy się jednak w momencie, gdy nie ma już kogo filmować poza tymi, którzy za filmowanie odpowiadają; wtedy również Balagueró i Plaza przypominają sobie, że hiszpański horror karmi się religijnymi motywami i chudymi postaciami o widmowej aparycji. Nadal obserwujemy wszystko przez oko kamery, ale Angela zmuszona jest porzucić bezpieczną rolę tej, która jedynie relacjonuje, i stać się faktyczną bohaterką swojego materiału. Być może powinna już wtedy powiedzieć, że koniec z nagrywaniem, choćby po to, aby nie marnować baterii, jakże potrzebnej, gdy światło zgaśnie, ale z drugiej strony cały jej dotychczasowy trud poszedłby na marne bez efektownego finiszu. Jej program nazywa się Kiedy śpisz, choć po odcinku ze strażakami nie należy się spodziewać, aby ktokolwiek był w stanie zasnąć.