search
REKLAMA
Zestawienie

Co nas kręci, co nas straszy? Najlepsze HORRORY 2019 roku

Michalina Peruga

14 stycznia 2020

REKLAMA

Midsommar. W biały dzień

Dani (Florence Pugh), bohaterka Midsommar. W biały dzień, w tragicznym wypadku straciła rodziców i siostrę, a jakby tego było mało, jej związek z niespecjalnie bystrym i niespecjalnie opiekuńczym Christianem (Jack Reynor) właśnie się sypie. Nie mogąc w tak newralgicznym momencie zostawić swojej dziewczyny, chłopak zmuszony jest zabrać ze sobą Dani na męski wyjazd. Celem podróży jest Szwecja, ojczysty kraj jednego z kumpli, a konkretnie niewielka wioska, w której czas jakby się zatrzymał, a wszyscy jej mieszkańcy, apatyczni, dziwaczni i podobnie ubrani, właśnie przygotowują się do wielkiego święta letniego przesilenia.

Reżyser Midsommar wykorzystuje tu stereotypowe schematy fabularne znane z innych filmów grozy (grupa znajomych we wrogim miejscu, z którego nie ma ucieczki), co jednak zupełnie nie przeszkadza w odbiorze, bo jednocześnie tworzy dzieło zupełnie oryginalne. Okazuje się, że dzień i wszechogarniająca jasność potrafią być równie lub nawet bardziej przerażające niż mrok, a osadzenie tego folk horroru za dnia dało szansę twórcom Midsommar na stworzenie filmu, który absolutnie olśniewa stroną wizualną.

Midsommar. W biały dzień pod płaszczykiem horroru opowiada o stracie, traumie, żalu i rozpaczy, których nie da się ukoić, o kruchości życia i ludzkich relacji. Swoim poprzednim filmem Dziedzictwo: Hereditary Ari Aster udowodnił, że w kinie najbardziej fascynują go klaustrofobiczne sytuacje bez wyjścia, w których lubi umieszczać swoich bohaterów, serwując im koszmar na jawie i życie usłane tragediami. W tym chyba Ari Aster jest najlepszy – portretowaniu na ekranie ludzkiej traumy, oddawaniu wszystkich rozpaczliwych, tragicznych emocji, które jej towarzyszą z całą mocą. Scena, w której Dani załamuje się, widząc swojego chłopaka z inną dziewczyną, i krzyczy z bólu i niemocy, czyni ten horror najmocniejszym w tym roku.

Zabawa w pochowanego

Horror ewidentnie lubi się z satyrą, co udowodnił już Jordan Peele w Uciekaj!. W Zabawie w pochowanego Tyler Gillett i Matt Bettinelli-Olpin tworzą wybuchową mieszankę grozy i komedii w estetyce gore, aby wyśmiać wojnę klas. Biorąc ślub z Alexem Grace wchodzi do arystokratycznej rodziny Le Domasów, potentatów na rynku gier planszowych. Zanim jednak po udanej ceremonii młodzi będą mogli spędzić upojną noc poślubną, Grace musi przejść rodzinną inicjację i zagrać z rodem Le Domasów w losowo wybraną grę. Na wylosowanej przez dziewczynę karteczce widnieje niewinnie brzmiąca „Zabawa w chowanego”, która w rzeczywistości okaże się morderczym polowaniem na… nią samą.

Zabawa w pochowanego to film w pełni świadomie używający horrorowych tropów chociażby w karykaturalnej kreacji członków rodziny. Wszystko to służy jednak komediowo-satyrycznej rozrywce wyśmiewającej, podobnie jak w przypadku tegorocznego kryminału Na noże, uprzywilejowanie klas wyższych, dobrze sytuowanych z powodu urodzenia. Poza tym dystrybutorowi filmu należą się brawa za przewrotne i inteligentne przetłumaczenie tytułu.

A jakie są według was najlepsze horrory z 2019 roku?

Michalina Peruga

Michalina Peruga

Filmoznawczyni, historyczka sztuki i miłośniczka współczesnego kina grozy i klasycznego kina hollywoodzkiego, w szczególności filmu noir i twórczości Alfreda Hitchcocka. W kinie uwielbia mieszanie gatunków, przełamywanie schematów oraz uważne przyglądanie się bohaterom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA