Co nas kręci, co nas straszy? Najlepsze HORRORY 2019 roku
Dobrych horrorów zazwyczaj ze świecą szukać, ostatnie lata dają jednak nadzieję. Film grozy przechodzi swój renesans, czego efektem są inteligentne, zrealizowane na wysokim poziomie produkcje, uciekające od typowych chwytów znanych gatunkowi. Oto lista pięciu najciekawszych produkcji, które można było zobaczyć w kinach i na festiwalach w 2019 roku.
Lighthouse
Robert Eggers jak żaden inny współczesny twórca filmów grozy jest w stanie wykreować mroczną, baśniową, odrealnioną atmosferę, w której to, co prawdziwe, przeplata się z tym, co urojone, doprowadzając i bohatera, i widza do szaleństwa. Podobnie jak w Czarownicy. Bajce ludowej z Nowej Anglii, Eggers czyni to po części za pomocą skrupulatnie odtworzonych realiów historycznych i scenografii rodem z filmów niemieckiego ekspresjonizmu, a po części dzięki drobiazgowemu studium psychologicznemu bohatera. W Lighthouse jest ich dwóch, Thomas i Ephraim; los zmusił obu mężczyzn do spędzenia ze sobą czterech miesięcy w latarni morskiej na krańcu świata. Grający role latarników Willem Dafoe i Robert Pattinson dają aktorski popis, z jednej strony pełen teatralnej przesady, z drugiej – pełen surowego realizmu. Ten teatr dwóch aktorów niesie na swoich barkach hipnotyczną, wprawiającą w trans klaustrofobiczną opowieść o osamotnieniu, walce z żywiołami natury i egzystencjalnych zmaganiach z samym sobą.
The Lodge
Uwzględniam w zestawieniu ten film jako wyprodukowany w 2019 roku, chociaż w polskich kinach jeszcze nie można go było zobaczyć. Szansę na obejrzenie nowego filmu Severina Fiali i Veroniki Franz, znanych miłośnikom filmów grozy i thrillerów ze świetnego Widzę, widzę (2014), miałam przy okazji festiwalu Nowe Horyzonty i gorąco liczę na to, że któryś z polskich dystrybutorów umożliwi kinomaniakom obejrzenie tego filmu na dużym ekranie w 2020 roku. The Lodge (w wolnym tłumaczeniu „Domek letniskowy”) jest horrorem o traumach z dzieciństwa i demonach z przeszłości, które nigdy nie opuszczają bohaterów. Po stracie matki, która po rozwodzie z ojcem popełniła samobójstwo, dwójka rodzeństwa Aidan (Jaeden Martell) i Mia (Lia McHugh) z dużą niechęcią odnosi się do nowej partnerki taty, młodziutkiej i spokojnej Grace (Riley Keough). Cała czwórka ma spędzić wspólnie święta w odludnym domku letniskowym nad jeziorem, aby zacieśnić rodzinne więzi, jednak gdy ojciec dzieci (Richard Armitage) zostaje niespodziewanie wezwany do pracy i zmuszony jest powrócić do miasta, Grace, Aidan i Mia są skazani tylko na siebie. Fiala i Franz kapitalnie stopniują napięcie, cały czas trzymając widza na skraju wytrzymałości.
To my
Czteroosobowa rodzina – Adelaide (Lupita Nyong’o), Gabe (Winston Duke) oraz dwójka dzieci ich, Zora (Shahadi Wright Joseph) i Jason (Evan Alex) – przyjeżdża na letni wypoczynek do nadmorskiego domku letniskowego w Santa Cruz w Kalifornii. Wyjazd przypomina Adelaide trudne wydarzenia z dzieciństwa. To tutaj jako mała dziewczynka spotkała na plaży swoją rówieśniczkę – idealną kopię samej siebie. Sytuacja czwórki bohaterów skomplikuje się, kiedy pewnego wieczoru, gdy w okolicy wysiądzie prąd, na ich podjeździe zjawi się cała rodzina ich sobowtorów o morderczych zamiarach.
Widać, że po genialnym Uciekaj! Jordan Peele nie osiada na laurach. Jego nowy film to świadectwo artystycznych poszukiwań reżysera, który nie ogranicza się do raz wypracowanej formuły, wciąż poszukując nowych środków wyrazu. Widać jak na dłoni, co porusza reżysera we współczesnym świetnie – To my to kolejny w dorobku Peele’a film grozy zaangażowany społecznie, mówiący wiele o sytuacji czarnoskórych i Ameryce pod rządami Donalda Trumpa. Tak jak w Uciekaj!, polityczny komentarz łączy się tu z satyrą, tworząc przerażające, pełne kontekstów i odniesień zniuansowane filmowe dzieło.