CHILLING ADVENTURES OF SABRINA. Szatan dla nastolatków
Podobne wpisy
Doskonale obsadzona w roli głównej Kiernan Shipka (Mad Men, Zło we mnie) ma szczerość i dobroć wypisane na twarzy, ale w ani jednym momencie nie wątpimy w jej silną osobowość, odwagę i wewnętrzne rozdarcie. Jest nie tyle zagubioną dziewczyną, szukającą równowagi w dwóch, a właściwie trzech światach (jej dom rodzinny jawi się jako zawieszony pomiędzy ludzką a magiczną egzystencją, miejsce wolne od tajemnic), ile osobą świadomą własnych wyborów i próbującą przewidzieć konsekwencje tychże, zanim jeszcze zdecyduje się na jakiekolwiek działanie. Nawet, gdy popełnia błędy – a im bliżej finału, te przybierają coraz większe rozmiary – serce ma po właściwej stronie. Inni młodzi aktorzy są równie dobrze dobrani do swoich ról, choć największe wrażenie poza Shipką robią dorośli. Miranda Otto jako oschła ciotka, fanatycznie wielbiąca diabła, ale w rzeczywistości bardziej swoją bratanicę; grająca jej siostrę Lucy Davis – optymistka o anarchistycznej naturze; Richard Coyle w roli Faustusa Blackwooda, głowy diabelskiego kościoła, który usilnie stara się przekabacić Sabrinę. Jest i Michelle Gomez, wcielająca się w postać nauczycielki głównej bohaterki, w rzeczywistości wysłanniczki szatana, choć w jej przypadku czuć pewną powtarzalność po roli szalonej Missy w Doktorze Who. Salem też się pojawia, już nie jako kukła, jak we wcześniejszym serialu, lecz prawdziwy kot z mocami. Szkoda tylko, że nie mówi.
Przyznam, że pomimo świetnej zabawy, jaką sprawił mi seans 10-odcinkowej Sabriny, jest to serial kłopotliwy do jednoznacznej oceny. Ta bynajmniej nie ma nic wspólnego z kwestią realizacyjną – atmosfera całości, zawieszona pomiędzy cukierkową stylizacją na lata 50 a horrorowym kostiumem, przywodzącym na myśl dzieła wytwórni Hammer bądź gotycką wyobraźnię Tima Burtona, urzeka od początku do końca i działa zaskakująco dobrze. Jest to świat, w którym główni bohaterowie najchętniej oglądają czarno-białe filmy grozy, liczne diabelskie nawiązania są tu wkomponowane w fabułę (w jednym z odcinków prawnikiem Sabriny zostaje Daniel Webster, w innym wspomniany zostaje dr Saperstein), a mimo to konwencja nie przeszkadza w traktowaniu historii i jej bohaterów serio. Gorzej wychodzi twórcom próba nadania historii aktualnego kontekstu, np. kiedy Sabrina i jej przyjaciółki zakładają w szkole klub dla dziewcząt, aby walczyć z szowinizmem i brutalnością ze strony mężczyzn. Wątek ten jednak odchodzi po pewnym czasie w zapomnienie, tak jakby jego jedynym celem była sygnalizacja problemu.
Najbardziej niezwykłe i problematyczne w serialu jest to, że posługując się konwencją młodzieżowego obyczaju w historii jawnie horrorowej – co więcej, pełnej diabelskich odniesień – nie bardzo wiadomo, do kogo jest to wszystko skierowane. Dla młodych będzie to zbyt krwawe, dorosłych może odrzucić infantylność punktu wyjścia. Jednocześnie kwestie dotyczące religii są tu zaprezentowane na przykładzie satanistycznych rytuałów oraz zaklęć, co rodzi pewną dwuznaczność całego wywodu. Trudno tu mówić o pełnej analogii pomiędzy wiarą w diabła a w Boga (zwłaszcza że ten pierwszy od początku traktowany jest jako czarny charakter historii), ale twórcy nierzadko dokonują takich porównań, oswajając widza z niewystarczalnością religii samej w sobie. Sabrina jest na tyle mądra, aby wiedzieć, że oddanie się jednemu światu i zamknięcie na drugi tylko ją zuboży, ale – co zastanawiające – to diabeł reprezentuje sferę sakralną, podczas gdy rzeczywistość Greendale ma jej do zaoferowania samą świeckość. Być może zatem dziewczyna nie musi wybierać między jednym a drugim, póki żadna ze stron nie da jej czegoś, co posiada również konkurencja. Oczywiście, dotyczy to również potrzeb serca, a że na każdego ludzkiego Harveya Kinkle’a przypada jeden czarujący Nick Scratch, prędzej czy później Sabrina będzie musiała zadecydować, gdzie leży jej lojalność. To już pewnie zobaczymy w sezonie drugim.