Castingi, które OBURZYŁY fanów, a okazały się PERFEKCYJNE
Fani popkultury to idealni konsumenci, na których producenci popularnych tytułów zarabiają fortunę. Jednocześnie jednak to najbardziej roszczeniowa grupa odbiorców, która swoimi żądaniami i dąsami doprowadziła już niejednego aktora czy twórcę do rezygnacji z projektu. Na szczęście nie wszyscy ulegają prośbom i groźbom osób zakochanych w danym filmie czy postaci. Tym bardziej że wbrew opinii na swój własny temat fani często się mylą i wielokrotnie zdarzało się, że z góry przekreślali osobę, którą później zalewali swoją fanowską miłością. Poniżej zebrałam pechową dwunastkę aktorów i aktorek, którzy musieli nasłuchać się wielu przykrych słów, zanim mieli okazję udowodnić, że obsadzenie ich w ikonicznej roli było strzałem w dziesiątkę.
Robert Pattinson – Batman
Robert Pattinson jako Bruce Wayne zyskał wielu zwolenników, ale też licznych przeciwników (każdy, kto przeczytał mój tekst o Battinsonie, wie, że należę do tych pierwszych). Sam film również wywołał skrajne emocje, czego dowodem jest m.in. nasza zbiorcza recenzja Batmana. Większość kinomanów i fanów DC zgodziła się jednak co do tego, że gwiazdor Lighthouse doskonale sprawdził się jako Mroczny Rycerz.
Nic nie wskazywało na taki obrót sprawy, kiedy w maju 2019 roku ogłoszono, że Robert Pattinson zagra najsłynniejszego superbohatera na świecie. Zatwardziali fani DC Comics, którzy kojarzyli aktora jedynie ze Zmierzchem, byli zdruzgotani tym nieoczywistym z ich punktu widzenia wyborem. Na Pattinsona wylała się potężna fala hejtu, która zniechęciłaby niejednego aktora. Na szczęście R-Pattz zniósł ją dzielnie, za co finalnie został sowicie wynagrodzony przez krytyków i fanów. Po premierze filmu Matta Reevesa nikt nie zastanawia się już nad tym, czy aktor nadawał się do roli Batmana. Dyskutuje się raczej o tym, czy jest najlepszym odtwórcą tej roli w historii, czy jednak był ktoś odrobinę lepszy.
Robert Pattinson – Edward Cullen
Skoro już o Pattinsonie mowa, nie sposób pominąć reakcji, jakie wywołał jego angaż do roli Edwarda Cullena. Dziś wiemy, że występ w serii Zmierzch przyniósł mu dziesiątki milionów dolarów, dozgonną miłość fanek i łatkę marszczącego brwi wampira z młodzieżowego romansu, której nie pozbędzie się do końca swoich dni. W 2007 roku nikt nie postawiłby jednak złamanego grosza na to, że rola wampira ze Zmierzchu uczyni z tego 21-latka bożyszcze nastolatek i zdefiniuje jego karierę na wiele lat.
Czytelniczki sagi Stephenie Meyer wpadły w furię, gdy dowiedziały się, że ich ukochanego amanta ma zagrać chłopak, którego kojarzyły wyłącznie z rolą Cedrika Diggory’ego z Czary ognia. Podpisywały petycje, by wpłynąć na producentów, i pisały listy do samego aktora, w których żądały, by zrezygnował z roli. Z castingu nie była zadowolona nawet autorka serii, gdyż jej wymarzonym Edwardem był Henry Cavill. Pattinson wspomina dziś ze śmiechem, że wywołał wówczas jednogłośne niezadowolenie wielbicielek Zmierzchu. I pewnie dlatego kilkanaście lat później tak dobrze poradził sobie z hejtem ze strony fanów Batmana.
Adam Driver – Kylo Ren
Miłośnicy Gwiezdnych wojen ciężko pracowali na to, by zyskać miano najbardziej toksycznego fandomu w dziejach popkultury. Jedną z ich stałych praktyk jest wygwizdywanie niemal każdej decyzji castingowej, jaką podejmują twórcy osadzonych w odległej galaktyce filmów i seriali. Mało kto spotkał się jednak z aż tak chłodnym przyjęciem jak Adam Driver.
W 2015 roku aktor był znany głównie jako Adam z serialu Dziewczyny i raczej nic nie wskazywało na to, że sprawdzi się jako czarny charakter na miarę Dartha Vadera. Muszę otwarcie przyznać, że sama parsknęłam śmiechem, kiedy po raz pierwszy zdjął maskę w Przebudzeniu mocy. Driverowi udało się jednak bardzo szybko zawstydzić wszystkich tych, którzy wątpili w jego możliwości. Okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, który uczynił Kylo Rena jedną z najbardziej pełnokrwistych i nieoczywistych postaci w całym uniwersum. Jego bohater stał się ulubieńcem publiczności i głównym (a czasem wręcz jedynym) powodem, dla którego wiele osób czekało na kolejne odsłony ostatniej trylogii Star Wars.
Vivien Leigh – Scarlett O'Hara
Jeśli komuś wydaje się, że roszczeniowi fani pojawili się wraz z narodzinami wielkich franczyz i internetu, jest w dużym błędzie. Próby bojkotowania niepopularnych decyzji castingowych miały miejsce już w latach 30. XX wieku.
Kiedy świat obiegła informacja, że David O. Selznick zamierza zekranizować uwielbianą powieść Margaret Mitchell, plotkarskie pisma zaczęły rozpisywać się na temat potencjalnych kandydatek do roli Scarlett O’Hary. Przymierzały się do niej m.in. Bette Davis, Katharine Hepburn, Lucille Ball i Joan Crawford oraz wiele innych amerykańskich sław. Producent nie chciał jednak zatrudniać gwiazdy. Chciał aktorki, którą to Przeminęło z wiatrem uczyni gwiazdą. Wybór padł więc ostatecznie na Vivien Leigh. I był to wybór, który nie spodobał się miłośnikom powieści.
Podczas badań przeprowadzanych na setkach potencjalnych widzów Gone with the Wind w pytaniu o idealną filmową Scarlett 25-letnia Brytyjka zdobyła podobno tylko jeden głos. Na niekorzyść aktorki działały przede wszystkim jej niewielki dorobek artystyczny oraz narodowość. Do gazet napływały listy rozwścieczonych fanów, którzy uważali zatrudnienie Leigh za „obrazę dla kobiet z Południa”, a nawet „zniewagę wobec amerykańskich bohaterów z 1776 roku, którzy walczyli, by wyzwolić kraj spod brytyjskiej dominacji”. Selznik nie ugiął się jednak pod naporem krytyki i – jak się okazało – miał rację. Vivien Leigh w Przeminęło z wiatrem stworzyła jedną z najbardziej ikonicznych kreacji aktorskich w dziejach kina, za którą została nagrodzona Oscarem i za którą kinomani kochają ją do dziś.
Gary Oldman – Syriusz Black
Gary Oldman nie potrzebował żadnej konkretnej roli, by już za życia stać się legendą kina. Aktor potrafi przemienić w złoto praktycznie wszystko, czego się tknie, od dekad udowadniając, że jest jednym z najbardziej utalentowanych aktorów filmowych, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi.
Nie robiło to jednak szczególnego wrażenia na fanach Harry’ego Pottera, którzy w 2003 roku bardzo źle zareagowali na informację o obsadzeniu go w roli Syriusza Blacka. Miłośników sagi o młodym czarodzieju nie przekonywał dorobek aktora ani nawet jego wyjątkowa zdolność do totalnych metamorfoz na ekranie. Uznali, że jest po prostu zbyt brzydki i (nomen omen) za stary, by grać cudownego ojca chrzestnego Pottera.
Jak można się było spodziewać, Oldman przekonał ich do siebie bardzo szybko. Wcielając się w Syriusza Blacka, po raz kolejny dowiódł, że jest w stanie zagrać wszystko i swoim talentem przyćmić nawet fizjonomiczne niedopasowanie do literackiego pierwowzoru. Po premierze Więźnia Azkabanu J.K. Rowling stwierdziła nawet, że aktorowi udało się wydobyć z Syriusza więcej, niż ona sama zapisała na kartach swoich książek. Dziś grany przez niego bohater należy do najbardziej uwielbianych postaci z filmów o Harrym Potterze, a jego ekranowa śmierć uznawana jest za jedną z najsmutniejszych scen w całej serii.
Michael Keaton – Batman
Michael Keaton do dziś zajmuje ważne miejsce w sercach fanów Batmana. Niektórzy twierdzą nawet, że żaden z jego następców nie był w stanie dorównać mu w roli obrońcy Gotham. Zestawienie słów Keaton i Batman nie zawsze budziło jednak taki entuzjazm. Wręcz przeciwnie. Decyzja Tima Burtona, by do roli Mrocznego Rycerza zatrudnić odtwórcę głównej roli w Soku z żuka, wywołała wściekłość fanów, którzy liczyli na to, że ich ukochany superheros wreszcie doczeka się filmowej interpretacji, na jaką zasługuje. Tymczasem Keaton jawił im się jako aktor komediowy, a do tego za niski i za słabo zbudowany, którego – na domiar złego – natura nie obdarzyła nawet kwadratową szczęką.
Sfrustrowani miłośnicy komiksów kierowali swoje skargi do gazet, krytykując kontrowersyjne plany Burtona. Na szczęście ich obawy okazały się bezpodstawne. Keaton dowiódł, że potrafi być nie tylko zabawny, ale też poważny, dramatyczny, a nawet groźny. Batman (1989) okazał się wielkim hitem, doczekał się sequela i wraz z Supermanem Richarda Donnera utorował pozostałym komiksowym superbohaterom drogę na ekrany kin. Gdyby Keaton nie stanął na wysokości zadania, historia kina superhero mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej…