search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Cannes super jak zawsze

Rafał Oświeciński

16 maja 2012

REKLAMA

Zeszłoroczny festiwal w Cannes był przepyszny

Pokazano „Drive”, najlepszy zeszłoroczny film. Była „Melancholia”, druga najlepsza zeszłoroczna premiera. „Skóra, w której żyję” to najlepszy Almodovar od lat, „Habemus Papam” to jedna z lepszych tragikomedii, „We Need To Know About Kevin” jednym z najlepszych dramatów. Plus „Arytysta” oczywiście, tegoroczny najlepszy film oscarowy. A wygrało „Drzewo życia”, najbardziej niedoceniony i wzbudzający skrajne emocje film Terrence Malicka. 

2011 w Cannes był naprawdę udany, a przede wszystkim – kreujący kino, prezentujący rzeczywiście ważne filmy, które zdominowały dyskurs w kolejnych miesiącach. 

Ten rok wygląda równie smakowicie. Przyjrzyjmy się najważniejszym tytułom i zwiastunom. Większość z nich zapowiada świetne filmy.

 

MOONRISE KINGDOM. Jestem miłośnikiem wyjątkowego pod wszelkimi względami humoru Wesa Andersona. Każdy jego film łykam bez popitki, każdym byłem zachwycony. Teraz nie będzie inaczej. Jak zwykle – Bill Murray i gromada gwiazd. 

 

COSMOPOLIS. David Cronenberg podobno powraca do klimatów znanych z “Crash”,”eXistenZ” i innych wynaturzeń psychofizjologicznych. Na zwiastunie wygląda świetnie, nawet z Robertem Pattisonem w roli głównej. 

 

KILLING THEM SOFTLY. Andrew Dominik dał nam jeden z najwybitniejszych westernów XXI wieku („Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”), teraz zaserwuje historię gangsterską z mocarną obsadą: Brad Pitt, Richard Jenkins, James Gandolfini, Sam Shepard, Ray Liotta. 

AMOUR. Michael Haneke o miłości. Obok Larsa von Triera to najwybitniejszy żyjący dziś twórca kina europejskiego: z wyraźnie odciśniętą pieczęcią autorską. Zazwyczaj wybitny. Na pewno szokujący. Ale i najbardziej pobudzający intelektualnie. 

LAWLESS. John Hillcoat („The Road”) reżyseruje. Scenariusz pisze Nick Cave (TEN Nick Cave). Muzykę w tle gra Nick Cave. A historia o gangsterach i prohibicji. W roli głównej Shia LeBeuf, Tom Hardy, Guy Pierce, Jessica Chastain, Mia Wasikowska. Bezbłędna obsada. A jaki film, to się okaże. “Droga” Hillcoatowi wyszła tak sobie. 

THE ANGEL’S SHARE. Ken Loach, naczelny brytyjski socjalista i oczywiście mistrz kina społecznie zaangażowanego. Od czasu „Sweet Sixteen” z 2002 "Wiatru buszującego w zbożu" z 2006 r. roku niewiele o nim słyszeliśmy, niemniej nowa drama z Glasgow zapowiada się naprawdę dobrze.  

 

DUPA DEALURI. Nie o dupie, oj nie 🙂 Cristian Mungiu, autor wybitnych “4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni” w nowym filmie. Nie wiem czego się spodziewać, ale wystarczy, że film będzie tak samo gęsty od emocji jak poprzednik. 

 

ON THE ROAD. Walter Salles ekranizuje kultową powieść naczelnego bitnika, Jacka Kerouaca. Uda mu się tylko wtedy, gdy wskrzesi, choć na moment, choć na parę minut po seansie, klimat tamtego okresu i wzbudzi pożądanie permanentnej wolności. Albo porażka, albo wielki sukces. 

 

THE HUNT. Thomas Vinterberg, trochę zapomniany współautor Dogmy95, w dramacie z Madsem Mikkelsenem w roli głównej. Jeśli nawiąże do „Festen” (niekoniecznie formalnie), to może to być rasowy rodzinny dramat. 

THE PAPERBOY. Nie lubię Zaca Efrona, nie cenię „Hej, skarbie” (reżyseruje Lee Daniels), ale lubię Johna Cusacka, tu wyglądającego jak nigdy dotąd, lubię Nicole Kidman, tu wystylizowaną na rasową kurewkę, i lubię Matthew McConaugheya, tutaj spoconego glinę. Może być dobre. 

 

 

MUD. Jeff Nichols, debiutant, autor znakomitego "Take Shelter", reżyseruje Matthew McConaugheya, znowu spoconego, znowu gdzieś na południu Stanów.  

 

RUST AND BONE. Na pewno kojarzycie Jacquesa Audriarda, twórcę „Proroka”, jednego z najlepszych europejskich filmów ostatnich lat. Tym raz w opowieści podobnie surowej, ale z kobietą w roli głównej, Marion Cotillard. 

 

PARADISE: LOVE. Austriacki dokument (?) o starszych kobietach uprawiających seksturystykę w Afryce. Pouczające. Ale wygląda świetnie. 

 

IN THE FOG. Co jak co, ale Rosjanie potrafią kręcić kino wojenne tam samo efektownie jak Amerykanie. Historia radzieckich żołnierzy na zachodnim froncie w 1942 zapowiada się świetnie.

LIKE SOMEONE IN LOVE. Abbas Kariostami, słynny irański reżyser, nakręcił w Tokio love story. Z japońskimi aktorami. Co może wyjść z melanżu Bliskiego i Dalekiego Wschodu? 

 

Włoskie „Reality”, egipski „After the Battle”, francuski “Holy Motors” I “You ain’t seen notin’ yet” (weterana Resnaisa), koreański “In another country” I “The taste of money”, meksykański “Post tenebras lux” nie wzbudzają we mnie żadnego zainteresowania. 

Niemniej – Cannes wygląda super, jak chyba zawsze. 

Jury szefuje Nanni Moretti, a obok niego zasiądą Alexander Payne, Ewan McGregor, Diane Kruger, Jean Paul Gaultier, Emanuele Devos, Hiam Abbas i Raoul Peck. 

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA