BLISKIE SPOTKANIA TRZECIEGO STOPNIA. Realizacja, efekty specjalne i masa ciekawostek
EFEKTY SPECJALNE
Istotną nowością, która zrewolucjonizowała efekty wizualne, był wynalezienie motion control. Jest to technika, polegająca na komputerowym sterowaniu każdym aspektem pracy kamery. Do wózka, szwenku a także do pierścieni obiektywu zamocowane były czujniki, rejestrujące wszelkie ruchy kamery. Te informacje na taśmie magnetycznej zapisywał komputer, co później pozwalało na dokładne i wielokrotne powtarzanie tych samych ruchów kamery. Czemu to służyło ? Otóż temu, by wszystkie ujęcia ze statkami kosmicznymi, nakręconymi na czarnym tle, można było precyzyjnie umieścić w określonym punkcie kadru z bazowym ujęciem z planu filmowego.
Kolejnym technicznym novum była zmiana taśmy, używanej w trakcie realizacji efektów wizualnych. “Bliskie spotkania trzeciego stopnia” nakręcono na 35 mm taśmie filmowej, przy użyciu tzw anamorficznych obiektywów, czyli “ścieśniających” szerokoekranowy obraz na standardowej “telewizyjnej” szerokości celuloidu. Jednak do nakręcenia ujęć z efektami specjalnymi użyto taśmy o szerokości 65 mm. Zmiana ta podyktowana była późniejszym, długotrwałym pastwieniem się nad taśmą przez specjalistów od efektów. Kolejne procesy optycznego nakładania na siebie wielu elementów obrazu, powodowałyby stopniowe pogorszenie jakości 35 mm taśmy. Wybrano więc zdecydowanie bardziej odporną na optyczne tortury taśmę o szerokości 65 mm.
Pracę nad ujęciami z efektami specjalnymi, jak również budowę wszystkich modeli statków obcych rozpoczęto dopiero w sierpniu 1976, po zakończeniu “aktorskiego” etapu zdjęciowego.
[jg-ffw][/jg-ffw]
Jednym z filmowych oznak obecności kosmitów na Ziemi, były masowe przerwy w dostawie prądu. Jest w filmie kilka tzw totalnych planów, gdzie widać całe wygaszane miasto. Czyżby filmowcy dokonali aktów sabotażu w elektrowniach ? Nic podobnego – to był kolejny efekt specjalny. Matthew Yuricich wykonał tzw matte-painting, czyli namalował na szkle krajobrazowy widok miasta, pozostawiając puste miejsca, przeznaczone na okna, latarnie uliczne czy inne źródła światła. Następnie za zastawkami szklanymi umieścił lampy, które – w zależności od sceny – włączał lub wyłączał. Dało to efekt energetycznej manipulacji na wielką skalę.
Znakomitą nocną scenę na zakręcie drogi, gdzie Roy, Jillian i Barry widzą cały konwój statków obcych, tak naprawdę nakręcono w studiu, a dalekie elementy krajobrazu i rozgwieżdżone niebo dodano w postprodukcji. Żeby uwiarygodnić tę scenę, światła statków pozaziemskich musiały naprawdę odbijać się na twarzach ludzi. W tym celu wykonano ogromną konstrukcję, która przesuwała stalowe ramię z kolorowymi reflektorami nad głowami aktorów.
Spielberg odrzucił powszechne wyobrażenie o UFO, jako o latających spodkach, tak rozpropagowanych wśród relacji świadków i w tanich filmach SF z lat 50-tych. W zamian przyjął założenie, że obcy dostosowują się do naszej rzeczywistości, aby łatwiej było nam przyjąć do wiadomości fakt ich istnienia.
Widowiskową rolę w ujęciach ze statkami kosmicznymi odgrywało zachowanie się chmur. Spielberg wymyślił sobie, że chmury będą czymś w rodzaju kryjówki dla UFO. Fachowcy od efektów musieli zatem stworzyć sztuczne efekty atmosferyczne, ponieważ oczywiście ślęczenie z kamerą pod gołym niebem w oczekiwaniu na właściwą konfigurację obłoków nie wchodziło w rachubę. Odpowiedzialny za ten efekt Scott Squires, wykorzystał w tym celu ogromne akwarium, w dolnej połowie wypełnione soloną wodą a w górnej – czystą wodą. Następnie za pomocą rurek wstrzyknięto tam farbę i nakręcono kamerą umieszczoną pod akwarium. Odpowiednio oświetlona farba, nie mogąc swobodnie rozpuszczać się w gęstszej warstwie słonej wody, dała efekt szybko poruszającej się skłębionej chmury.
Każde ujęcie w filmie, zawierające rozgwieżdżone niebo, było efektem optycznym, ponieważ uzyskanie tak “filmowo” wyglądającego nieba jest niemożliwe, bez użycia efektów specjalnych.
Podczas oglądania filmu łatwo można zauważyć różnice w wyglądzie Diabelskiej Góry, porównując prawdziwe zdjęcia za dnia, z nocnymi ujęciami efektowymi. Na wyraźne życzenie Spielberga, Gregory Jein wykonał model Devil’s Tower, który był nieco niższy i szerszy, niż prawdziwa góra.
Widok lądowiska po drugiej stronie Devil’s Tower, widziany oczyma Roya i Jillian, musiał być optycznie poszerzony za pomocą matte-painting. Daleka perspektywa pasa startowego, jak również otaczające lądowisko zwały kamieni, były dodane optycznie w postprodukcji.
Pierwotnie statek-matka miał być zupełnie czarny, a jego pojawienie się miało optycznie wyglądać jak czarna dziura na rozgwieżdżonym niebie nad Devil’s Tower. Lecz przed przystąpieniem do realizaji tych ujęć, ekipa odwiedziła okolice Bombaju w Indiach, gdzie kręcono jedną z kluczowych scen filmu. Za każdym razem, gdy ekipa wracała po zdjęciach do hotelu, przejeżdżała obok wielkiej rafinerii, oświetlonej tysiącami różnokolorowych lamp. Ten widok zainspirował Spielberga do zmiany wyglądu statku-matki. Górna część największego UFO przybrała wygląd swoistego “miasta w chmurach”, na podstawie owej indyjskiej rafinerii, natomiast powierzchnię zaokrąglonego spodu statku zbudowano wg widoku z góry na San Fernando Valley.
Finalny projekt statku-matki wykonał Ralph McQuarrie, autor projektów scenograficznych do święcących właśnie ekranowe triumfy “Gwiezdnych wojen”. Wykonawcom modelu statku-matki dolna, zaokrąglona część błyskawicznie skojarzyła się z kobiecą piersią, wysuwającą olbrzymią brodawkę, która otworzyła się przed ziemskim komitetem powitalnym 🙂 Rozświetlone wieżyczki na szczycie wykonano z wydrążonych drewnianych prętów, w których umieszczono maleńkie neony.
Aby uzyskać efekt rozświetlenia wokół statków obcych, wszystkie modele nakręcono w całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu wśród kłębów dymu. Jedyne światło pochodziło ze źródeł umieszczonych na samych modelach. Natomiast aby uzyskać efekt flary lub aureoli wokół źródeł światła, rezygnowano z dymu. Z kolei, żeby pokazać oba te efekty na raz, musiano łączyć optycznie obie techniki.
Najdziwniejszy model UFO widzimy w jednym z ujęć nad Devil’s Tower. Modelem była… maska tlenowa, w której umieszczono źródło światła.
Steven Spielberg przyznaje się do jednego absurdalnego pomysłu, dotyczącego pojawienia się statku-matki, zaznaczając jednocześnie, że chodziło tylko o ekranowy efekt. Był to moment wyjścia UFO zza Diabelskiej Wieży. Rzeczywiście – gdyby spojrzeć na to trzeźwym okiem, za górą musiałaby być chyba wydrążona wielka dziura w ziemi, żeby pommieścić tak gigantyczną jednostkę latającą.
Ciekawostką dla fanów “Gwiezdnych wojen” jest pojawienie się na krótką chwilę robota R2D2. Jego odwróconą sylwetkę, podczepioną do statku-matki, widać w momencie wychodzenia UFO zza Diabelskiej Wieży. Autorem tego żartu był Dennis Muren, pracujący przy efektach do obu filmów.
Jednym z niewykorzystanych w gotowym filmie efektów wizualnych, był moment poprzedzający lądowanie obcych po drugiej stronie Diabelskiej Wieży. Steven Spielberg wymyślił sondy zwiadowcze kosmitów, swoisty “patrol rozpoznawczy”, widoczny pod postacią szeregów świetlistych prostopadłościanów, przeczesujących lądowisko. Ekipa Douglasa Trumbulla wykonała nawet próbne ujęcia, zawierające poglądową realizację tego efektu. Nigdy go jednak nie wykorzystano w filmie.
[jg-ffw][/jg-ffw]
Jednym z najpoważniejszych problemów był wiarygodny wygląd obcych. Joe Alves wykonał pierwsze szkice na podstawie relacji świadków rzekomych lądowań UFO. Pierwszym pomysłem Spielberga była technika, którą później rozwinął wraz z filmem “E.T.”, czyli karły w lateksowym ubranku ze sztuczną głową. Ale pierwsze próby pokazały, że nie tędy droga. Drugi pomysł ziścił się pod postacią marionetki kosmity z długimi rękami, sterowanego systemem linek, obsługiwanym przez 70 lalkarzy. Ponieważ nie istniała wówczas technika wire-removal, pozwalająca na optyczne lub cyfrowe usuwanie linek z obrazu, ten trik zastosowano na ekranie w bardzo wąskim zakresie, mimo, że Vilmos Zsigmond dokonywał oświetleniowych cudów, by zamaskować linki.
Ostatnim i wykorzystanym najszerzej pomysłem na kreację istot z innego świata, było przebranie ponad 70 małych dziewczynek w deformujące ich ciała kostiumy obcych i jaskrawe oświetlenie ich postaci z tyłu. Wybór dziewczynek zamiast chłopców podyktowany był ich bardziej eleganckim sposobem poruszania się. Oczywiście czas kręcenia poprzedziły wielomiesięczne przygotowania choreograficzne.
Również to rozwiązanie miało kilka niewykorzystanych wariantów. Jednym z nich był pomysł na różnice w szybkości poruszania się. Dziewczynki poruszały się i machały rękami bardzo szybko, podczas gdy postaci ludzi zastąpili mimowie, poruszający się z kolei bardzo wolno. Całość nakręcono ze zmniejszoną prędkością kamery. Gdy odtworzano taśmę z normalną prędkością, dawało to efekt znacznego przyspieszenia ruchów obcych, w stosunku do normalnej prędkości poruszania się człowieka. Innym rowiązaniem było umieszczenie dziewczynek na linkach w celu osiągnięcia efektu latania. Nakręcono także alternatywną wersję wejścia Roya na pokład statku-matki. W tym wariancie bohater grany przez Richarda Dreyfussa poleciał do góry, doznając swoistego “wniebowstąpienia” a raczej “statkowstąpienia”. Wszystkie te pomysły nigdy nie zostały wykorzystane w gotowym filmie.
[jg-ffw][/jg-ffw]
Ostatnia scena z udziałem obcych przedstawia kosmitę, który powtarza za Lacombem słynne gesty – odpowiedniki pięcionutowego sygnału. W pierwszej wersji nakręcono jedną z dziewczynek w przebraniu obcego. Okazało się jednak, że długie gumowe palce zachowują się dość nieszczęśliwie przy wykonywaniu tych gestów. Kilka miesięcy później nakręcono tę scenę jeszcze raz, tym razem z całkowicie mechaniczną wersją obcej istoty. Wykonał ją Carlo Rambaldi, który kilka lat później zdobył Oscara za stworzenie postaci E.T. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ta sztuczna kreacja ma rysy twarzy tak bardzo podobne do małego Barry’ego…