Black Mirror / Czarne lustro. Recenzja trzeciego sezonu
Charlie Brooker znów to zrobił. Sześć razy wciągnął w swój okrutny świat i wymierzył policzek w dobre samopoczucie. Bezwzględnie wytknął paluchem nasze słabości i wskazał zgubny kierunek, w którym jako ludzkość podążamy. Ambitny projekt jak na jednego człowieka, czyż nie?
Nie było ważniejszej premiery serialowej tego roku.
Być może Gra o tron, The Walking Dead czy House of Cards były wyczekiwane przez zdecydowanie większą ilość osób; z dużym prawdopodobieństwem każdy z tych tytułów zgromadził miliony widzów, a burzliwe dyskusje, komentarze na temat fabuły ciągnęły się w mediach społecznościowych długo i przy okazji każdego odcinka. Ale to Czarne lustro jest największym intelektualnym wyzwaniem tego roku i jeśli tylko, drogi (potencjalny) widzu, oczekujesz nie eskapistycznych doznań z obcych sobie światów, a spojrzenia na siebie i cywilizację, z którą zmierzasz w określonym kierunku – to jest serial dla ciebie. Jeśli korzystasz z fejsa, lajkujesz, szerujesz i ćwierkasz i choć czasem zastanawiasz się, dokąd prowadzi ta uspołeczniona, abstrakcyjna droga – w Czarnym lustrze zobaczysz fragment przyszłości. Grasz, oglądasz, klikasz? Masz komórkę w kieszeni? Tablet przy sobie? Obchodzi cię anonimowość w sieci? To jest serial o człowieku w zetknięciu z technologią, a więc zdecydowanie o tobie, czytelniku tych słów.
Jeśli nie boisz się konfrontacji z wizją sięgającą głęboko do naszych dzisiejszych doświadczeń, to Czarne lustro jest dla ciebie. Brzmi górnolotnie? Niechaj tak będzie.
O samym serialu, którego pierwsze dwa sezony uważam za najlepszą rzecz, jaką dała telewizja w drugiej dekadzie XXI wieku, pisałem tutaj. Na trzeci sezon czekaliśmy długo, bo aż trzy lata. W tym czasie zostaliśmy poczęstowani intrygującym odcinkiem świątecznym z Jonem Hammem w roli głównej, choć w ostatnich miesiącach ważniejsza wydawała się informacja, że produkcją nowego sezonu zajmie się nie jak dotąd brytyjska publiczna tv Channel 4, a Netflix, który postanowił wyprodukować i podjąć się dystrybucji kolejnych sezonów, w sumie dwanaście odcinków. Ta kolaboracja z gigantem medialnym wywołała głównie pozytywne odczucia, bo obecność w portfolio będącego na fali wznoszącej Netflixa, który nie boi się odważnych projektów i mocno stawia na oryginalne produkcje, jest czymś wyłącznie optymistycznym.
Jak więc wyszło?
Krótko – bez obaw. Charlie Brooker dostarcza tyle dobra, na ile można było liczyć od tak nietuzinkowej produkcji. Trzeci sezon jest wierny tym ideom, które przedstawiono w znanych już odcinkach. Wciąż oglądanie Czarnego lustra daje największą frajdę wtedy, gdy postaramy się zobaczyć w tym cząstkę – czasami bardziej, czasami mniej dostrzegalną – teraźniejszości. Jest to pewnego rodzaju ćwiczenie, któremu warto poddać swoją wyobraźnię. Dlaczego to ważne? Bo twórca tego chce. Chce, abyśmy przyjrzeli się sobie – własnym potrzebom, inspiracjom, pożądaniom, marzeniom – w krzywym zwierciadle. To cholernie ważne, abyśmy nie uciekali od niewygodnych pytań albo wizji, w których widzimy siebie, swoich znajomych i nasze relacje z innymi.
PODŁOŻE
Każdy z odcinków serialu, bez względu na sezon, choć zajmuje się często skrajnie wydumanymi, absurdalnymi sprawami albo spogląda w nieznaną przecież przyszłość, jest dość linearnym rozwinięciem naszych dzisiejszych doświadczeń. Łatwo w tej produkcji zauważyć możliwe drogi rozwoju technologii, która odpowiada na żywotne potrzeby człowieka cywilizacji zachodu – może ona zarówno generować pozytywne zmiany, ale także te negatywne. Może budować nowe szanse, pokazywać nieznane wcześniej możliwości, ale może skutecznie niszczyć, ograniczać i przewartościowywać wszystko wokół. Podobnie z rolą człowieka jako istoty społecznej, ze sposobem definiowania siebie w społeczeństwie dzięki rozwojowi technicznemu – nikt nie zaprzeczy, że inaczej niż jeszcze dwadzieścia–trzydzieści lat temu patrzymy na role rodzica, pracownika, przyjaciela, wroga. Inaczej komunikujemy się ze sobą, inaczej widzimy politykę i polityków, inaczej definiujemy bezpieczeństwo, inaczej patrzymy na własne i innych potrzeby.
Najważniejszy aspekt nowoczesności polega jednak na tym, że zarówno technika, jak i nasza rola w jej ogarnianiu są nieprzewidywalne, niepewne, podlegające chwilowym modom. Rozwój zasadza się na dobrych intencjach, choć, jak wiadomo, różnie z tym bywa. Czarne lustro w jakimś sensie bazuje na strachu, który wynika z konstatacji, że… jako jednostki nie mamy na ten rozwój wpływu. To świat, w którym musimy żyć.
ŚWIATY
Czy będzie on wyglądał jak ten z Nosedive (Na łeb, na szyję)? Wizja cywilizacji, która opiera się na codziennej ocenie przez innych, nie jest jakąś fantasmagorią. Główna bohaterka (rewelacyjna Bryce Dallas Howard), jak i całe społeczeństwo, buduje swoją tożsamość dzięki przyznawanym punktom za wszystko – za uśmiech w windzie, sposób robienia zakupów, small talki i wszelkie banalne czynności. W skali 1–5 budowana jest renoma każdego z osobna – wysoka ocena, np. powyżej 4, łączy się z wieloma przywilejami; niska to ewidentny spadek w społecznej strukturze. Czyż nie w ten sposób egzystują te wszystkie sezonowe gwiazdeczki, które są znane z tego, że są znane? Czyż nie o podobne wartości chodzi w naszej bytności w mediach społecznościowych, gdzie staramy się kreować swoje życie w taki sposób, aby dostać lajka? Sposób budowania statusu społecznego nie odbiega zbyt daleko do tego, co pokazuje Charlie Brooker, choć oczywiście skala jest nie tak wielka.
A może to San Junipero pokazuje przyszłość? Nie chcę zdradzić zbyt wiele, ale to niezwykle błyskotliwa i intrygująca wizja potrzeb związanych z kwestiami ostatecznymi, życiem i śmiercią. Słychać w tej historii echa odcinków The Entire History of You (01×03) czy Be Right Back (02×01) – i jest to podobnie mocne uderzenie prosto w serce, pokazujące możliwości związane z rozwojem technologii w jej osobistym, najintymniejszym aspekcie.
A może ten świat będzie wyglądał jak w Playtest (Wersja próbna)? Znowu mamy do czynienia z odpowiedzią na współczesną potrzebę, tym razem chodzi o intensyfikację doznań. Dzieje się praktycznie tu i teraz – w rzeczywistości wypełnionej milionami sposobów na osiągnięcie szczęścia. Podróże, muzyka, używki i media dostarczają wielu recept z każdej strony. Ilość bodźców jest oszałamiająca, wszystko krzyczy, że jest ważne i jeśli chcesz być dostrzegalny, to trzeba wszystkiego spróbować, przetestować, podzielić doświadczeniem i zdobyć lajka. Etyczny kręgosłup jest chybotliwy, poddawany wciąż nowym próbom, niepewny. Człowiek-konsument współczesny? Pojawia się więc gra, na razie do testów – wygląda jak rzeczywistość, oczywiście wirtualna, której można bezpośrednio doświadczyć, dotykając, czując wszystkimi komórkami skóry. Remedium na problemy? A może problemy w remedium?
W innym, bardziej realistycznym tonie utrzymany jest odcinek Shut Up And Dance (Zamknij się i tańcz), w którym słychać echa słynnego odcinka ze swinią (kto oglądał pierwszy sezon, ten wie, o czym mowa). Mamy współczesny Londyn i szantaż dokonywany na dzieciaku, który nieopatrznie bryndzlował się przed komputerem, czego nagranie skrzętnie wykorzystali tajemniczy hakerzy. Czy ktoś powie, że to niemożliwe? Że jesteśmy bezpieczni? No właśnie. Z taką refleksją pozostajemy i to pomimo twistu wywracającego doznania widza do góry nogami. Wyraziste ukąszenie w dobre samopoczucie.
Podobny wątek podnosi odcinek Hated In the Nation (Znienawidzeni). Również chodzi o odpowiedzialność za to, co zostawiamy w sieci. Z ust jednej z bohaterek padają nawet znamienne słowa, że przedmioty – komputery, komórki – wchłaniają wszystko o nas, kim jesteśmy. Co wrzucimy, to zostaje. Co zostaje, może być wykorzystane. Ta konstatacja jest preludium do koszmarnej wizji internetowego hejtu, który przybiera postać bardzo realną, w postaci konkursu na likwidację nielubianych osób. Klasyczna kryminalna oprawa z dochodzeniem w sprawie zabójstwa zamienia się w gorzki moralitet o nieodpowiedzialności, braku rozsądku i niegodziwości w świecie mediów społecznościowych.
W podobne buty wchodzi Men Against Fire (Ludzie przeciw ogniowi), ale w kompletnie innej konwencji, obierając sobie za cel moralność. To historia o matriksie, w którym żyje główny bohater-żołnierz. Dowiaduje się, że brak skrupułów i emocjonalne otępienie w stosunku do wrogów są pewnego rodzaju ułudą, protezą naniesioną na humanitaryzm, etos, normy.
*
Każdy z odcinków trzeciego sezonu jest pozbawiony jednoznacznego happy-endu. Każdy dotyka bezpośrednich doświadczeń wszystkich tych, którzy są podłączeni do sieci. Każdy kończy się refleksją, że za większą ilością możliwości, które daje rozwój technologiczny, kryje się kupa niebezpieczeństw. I jesteśmy na te zagrożenia zupełnie ślepi, nieprzygotowani, jakbyśmy wchodzili do samochodu, rozpędzali się do dwustu kilometrów na godzinę i rozpinali pasy bezpieczeństwa. Szaleńcy?
Jest to swego rodzaju fascynujące czarnowidztwo, ale twórcom Czarnego lustra właśnie o to chodzi: o zachwyt, o przerażenie i zmuszenie widza do odnajdywania siebie w tej koślawej, czasami pięknej i wygodnej, a czasami przykrej i brutalnej rzeczywistości.
Nosedive – 10/10
Playtest – 9/10
Shut Up And Dance – 9/10
San Junipero – 10/10
Men Against Fire – 8/10
Hated In The Nation – 9/10
korekta: Kornelia Farynowska