search
REKLAMA
Seriale TV

BETTER CALL SAUL – sezon 5. Jak wypada początek i czego spodziewać się dalej?

Mikołaj Lewalski

5 marca 2020

REKLAMA

Finał czwartego sezonu Better Call Saul to przede wszystkim kamień milowy dla Jimmy’ego i Mike’a. Pierwszy wreszcie postanowił pogrzebać swoje idealistyczne ja na rzecz oportunistycznego alter ego – Saula Goodmana. Drugi zdecydował postąpić według rozkazu Gusa Fringa i zamordował Wernera – człowieka, którego lubił, rozumiał i szanował. Oba te wydarzenia są początkiem równi pochyłej, której koniec widzieliśmy w Breaking Bad. Jak początek piątego (i przedostatniego) sezonu radzi sobie z przestawieniem konsekwencji tamtych wydarzeń? W jaki sposób rozwijają się pozostałe wątki i czego powinniśmy się spodziewać w dalszej części sezonu? Zapraszam do lektury tego krótkiego tekstu, napisanego na podstawie pierwszych trzech odcinków nowej serii. Pełna recenzja sezonu pojawi się u nas tuż po finale, a tymczasem mogę zaoferować również artykuł o czterech dotychczasowych sezonach.

W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na otwarcie pierwszego odcinka, czyli tradycyjną czarno-białą sekwencję rozgrywającą się po wydarzeniach z Breaking Bad. To najdłuższy prolog z dotychczasowych; akcja zagęszcza się, napięcie rośnie, a zapowiedź finałowego sezonu intryguje. Jeśli ktoś wcześniej nie rozważał tragicznego obrotu wydarzeń, teraz z pewnością powinien. Powrót do głównej linii czasowej serialu jest równie interesujący – Jimmy wreszcie stawia pierwsze kroki jako Saul i błyskawicznie rozpoczyna nowy rodzaj działalności. Nie przebiega to jednak tak gładko, jak można było się spodziewać po finale czwartego sezonu.


Jimmy jeszcze nie czuje się pewnie, obcując z kryminalistami, i jak na razie nie potrafi zagiąć funkcjonariuszy prawa (znajome twarze!) swoją sprytną gadką. Drugi, a w szczególności trzeci odcinek skutecznie i dosadnie przedstawiają wątpliwości Jimmy’ego, tradycyjnie wykorzystując wizualne metafory, by wzmocnić przekaz. Stopniowa przemiana Jimmy’ego przeraża Kim, która jednak próbuje trwać w ich relacji mimo narastających wątpliwości. Kim prowadzi też własną walkę i w jej trakcie zaczyna dostrzegać niszczący wpływ Saula na siebie, co najpewniej bardzo niedługo zaowocuje poważnym konfliktem. Bardzo ciekawie i wymownie wypada zaś konflikt ze starszym mężczyzną, który nie chce przystać na opuszczenie domu zbudowanego na ziemi niebędącej już jego własnością. Początkowo łatwo jest potępić upartość mężczyzny, ale finał ostatecznej (póki co) konfrontacji mocno daje do myślenia zarówno Kim, jak i widzowi.

W tych pierwszych odcinkach mniejszą rolę odgrywa Mike, który po zabiciu Wernera jest w prawdopodobnie najgorszym miejscu, w jakim go do tej pory widzieliśmy. Decyzja o zapewne tymczasowym zepchnięciu go na boczny tor była jak najbardziej słuszna – kilka scen, które mamy okazję zobaczyć, mówi nam wszystko, co powinniśmy wiedzieć o wewnętrznym stanie Mike’a bez zbędnego wałkowania tematu. Więcej czasu poświęcono za to perypetiom Nacho, którego sytuacja staje się bardziej napięta z każdym kolejnym dniem. Pętla na jego szyi zaciska się coraz mocniej, a lawirowanie między Gusem a kartelem Salamanca (uosobionym w tym sezonie przez trudnego do rozgryzienia Lalo) musi się skończyć tragedią.

Tempo akcji wyraźnie przyspieszyło w stosunku do pierwszych sezonów i znajduje się teraz mniej więcej w połowie drogi między nimi a intensywnością Breaking Bad. Vince Gilligan i Peter Gould odkryli idealny złoty środek w kwestii zadowalania fanów pierwszego serialu przy jednoczesnym trzymaniu się wizji stojącej za Better Call Saul. Mało kto potrafi tak umiejętnie dawkować i opakować w kontekst fan service, czyniąc z niego coś więcej niż mrugnięcie okiem do widza. Pierwsze trzy odcinki piątego sezonu to doskonała odsłona Better Call Saul, smakowite kąski dla fanów Breaking Bad i fantastyczna zapowiedź tego, co nas czeka. Czego więc możemy się spodziewać po reszcie serii?

Przemiana Jimmy’ego w Saula musi się dopełnić. Nie spodziewam się, żeby związek z Kim mógł przetrwać następne odcinki, a nawet jeśli, to wisząc na ostatnim włosku i nieuchronnie zrywając się na początku szóstego sezonu. Saul niemal całkowicie stłamsi swoje pierwotne wcielenie i z pewnością będzie to bolesny proces dla Kim. Kobieta będzie musiała stanąć przed wyborem nie tylko w kwestii partnera, ale także własnej kariery. Nie zdziwiłbym się, gdyby porzuciła korporacyjną pracę w Mesa Verde na rzecz bardziej altruistycznej działalności – nie ma wątpliwości, że to drugie jest dla niej bardziej satysfakcjonujące, a obserwacja przemiany Jimmy’ego może popchnąć ją do radykalnych decyzji. Zwieńczenie historii Nacho zapowiada się mniej lub bardziej tragicznie, natomiast trudno przewidzieć, jak w następnych odcinkach zachowa się Mike. Wiemy, że ostatecznie wróci do Gusa, ale w jaki sposób to nastąpi i czym będzie poprzedzone – tego nie potrafię powiedzieć. Zastanawiająca jest także możliwość kolejnych gościnnych występów, choć ewentualne pojawienie się Jesse’ego i/albo Walta obstawiałbym raczej przy finałowym sezonie. Jedno jest pewne – bohaterów czekają wyjątkowo trudne chwile, a widza siedem odcinków pełnych doskonałego scenopisarstwa, jeszcze lepszego aktorstwa i unikalnych pomysłów, do jakich przyzwyczajono nas w Better Call Saul Breaking Bad.

REKLAMA