ROMEO I JULIA
“Dwa rody, zacne jednako i sławne –
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie.
Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie
Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje.
Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny
I jak się ojców nienawiść nie zmienia,
Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,
Dwugodzinnego treścią przedstawienia…”
PROLOG + AKT I, SCENA 1
Powoli z ciemności wyłania się (niezbyt nowoczesny) telewizor, a w nim wiadomości czytane przez czarnoskórą prezenterkę (cytuję jedynie ostatni akapit):
“….Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny
I tak się ojców nienawiść nie zmienia,
Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,
Dwugodzinnego treścią przedstawienia…”
Nagle znienacka wpada dynamiczna i potężna zarazem muzyka z chórem w tle (w książkowym oryginale prologiem zajmował się właśnie chór), a obraz zaczyna zachowywać się jak szalony; najpierw dynamiczny najazd na wieżowce rodzin Kapuletów i Montekich, po czym dziesiątki ujęć, migawek, zmontowanych raz tradycyjnie, raz na przenikaniu, innym razem z efektem ognia przesłaniającego obraz. To ciemne niebo z rozbłyskiem fajerwerku, to wycinki z gazet, wprowadzające widza w konflikt dwóch rodów, to w końcu krótkie fragmenty tego, co za chwilę w filmie ujrzymy… Baz Luhrmann przedstawia też w szybkim tempie niektórych bohaterów: rodziców Romea i rodziców Julii, Kapitana Księcia i Walecznego Parysa, a także najlepszego przyjaciela Romea – Merkucja. Romeo i Julia nie są tu widzom zaprezentowani, gdyż przedstawienie ich postaci będzie znacznie bardziej rozbudowane i znajdzie miejsce w dalszej części filmu. Powyżej opisane wprowadzenie do filmowej wersji tragedii Szekspira ilustrowane jest poważnym, wzniosłym motywem przewodnim, który sam w sobie zawiera całą miłość, poezję i tragizm losu bohaterów – co też za chwilę będziemy oglądać podczas 2-godzinnego seansu. Ten trwający 1 minutę i 20 sekund kolorowy kolaż scen, postaci, migawek i wprowadzających w film napisów zmontowany został aż z 86 ujęć (!), bijąc tym samym dotychczasowy rekord szybkości cięcia filmu, jaki osobiście odnotowałem w Predatorze (scena karczowania dżungli trwająca 1 minutę i 14 sekund zawiera “jedynie” 66 cięć montażowych, ale tu była pocięta jedna, konkretna scena, więc Predator chyba jednak wciąż prowadzi). Baz Luhrmann zastosował ten nagły kontrast między powolnym wprowadzeniem (prezenterka Wiadomości TV na powolnym zbliżeniu czytająca kwestię chóru) a nieoczekiwanym przyspieszeniem tempa w dalszej, pędzącej na złamanie karku “montażówce”, jakby chciał powiedzieć: “Dość już nudnych adaptacji Szekspira i kolejnego czytania dialogów w scenografiach i kostiumach z epoki! Mamy koniec XX wieku; zapnijcie więc pasy, bo moja wersja Romea i Julii będzie szybka, kolorowa, nowoczesna, a obraz i dźwięk zerwą Wam czapki z głów! Jazda!!!”.
Jakby w celu postawienia kropki nad “i” Luhrmann przedstawia początek I-szej Sceny 1-ego Aktu w sposób jeszcze bardziej zakręcony od już oszałamiającego tempem i niecodzienną konwencją prologu. Oto bowiem nudna dość, książkowa, najpierw pyskówka, a później potyczka służby Kapuletów i Montekich zyskuje u Luhrmanna zupełnie nieoczekiwaną oprawę, gdzie lokalizacją sceny sprzeczki jest – miast teatralnych desek – … stacja benzynowa, pod którą podjeżdżają dwa auta, jedno na blachach MON 005, drugie – CAP 005 (kapkę więcej o samochodach znajdziecie w rozdziale SAMOCHODY – str. 7). To tu poznajemy kolejnych bohaterów tragedii, trzecioplanowych Samsona i Grzegorza, chłopców ze służby Montekich. Ich wprowadzeniu na ekran, gdy widzimy ich jadących samochodem i wyzywających ród Kapuletów, towarzyszy świetny motyw muzyczny z głębokim gitarowym basem (więcej w rozdziale MUZYKA – str. 8).
Kolejna postać tragedii to Abra (książkowy Abraham w filmie wygląda na Latynosa), zaczepiający dziewczęta ze szkoły dla zakonnic pokręconymi słowami: “Hubble bubble, toil and trouble!”* (pol. “Haba baba, ale baba!” – tłum. wyd. DVD), czemu z drugiej strony wtóruje Samson, liżąc własny sutek (o dziwo, nie jest to wcale takie łatwe), i wraz z Grzegorzem cytując flegmatycznie fragment radiowej piosenki (która pojawi się w filmie jeszcze po scenie balu w domu Kapuletów): “And I am a pretty piece of flesh…”* (“Niezły ze mnie kawał mięcha” tłum. DVD) – i dopiero po chwili obydwie strony konfliktu orientują się, że po odjeździe samochodu z dziewczętami – niczym w prologu Dawno temu na dzikim zachodzie, gdzie po odjeździe pociągu Charles “Harmonijka” Bronson staje twarzą w twarz z ludźmi Franka – zostali na stacji benzynowej tylko oni i stoją przed sobą… gotowi do zaczepki. Od tego momentu wskakujemy wraz z bohaterami już na dobre do konwencji spaghetti westernu (metalowe obcasy butów Tybalta wydają przy stawianiu kroków znany z westernów odgłos ostróg – faaantastic!), zaczyna się bowiem wstęp do klasycznej sceny pojedynku rewolwerowego (za chwilę pojawi się też nieśmiertelny motyw metalowej tabliczki – tu z napisem: “Dolej oliwy do ognia” – która, skrzypiąc na wietrze, będzie jedynym elementem zakłócającym ciszę przed burzą). Abra Kapulet straszy Samsona swoimi srebrnymi “zębami” z napisem “SIN” (pol. “Grzech” – więcej w dziale RELIGIA – str. 6), ten za jego plecami “chwyta kciuk w zęby”, Abra to spostrzega – grymas złości na twarzy Abry w momencie, kiedy naciska klakson (w tle słychać też zalążek muzyki), a zdezorientowany Samson nie wie, co zrobić – czy tankować samochód, czy brać nogi za pas (to motywy absolutnie genialne), zawraca autem o 180 stopni (bardzo widowiskowe ujęcie!) i zaczyna się awantura o to “czyj Pan lepszy”.
Podobne wpisy
Całej, pozbawionej zdrowego rozsądku, chaotycznej strzelaninie (zamiast naprawdę na poważnie walczyć, Tybalt więcej wywija samą bronią i wykonuje zwariowane ewolucje – reżyser stosuje tu kilkukrotnie przyspieszone tempo obrotów i przeróżnych figur [rewelacyjne ujęcie, na którym Tybalt pada na kolana, jednym ruchem zrzuca kurtkę, wyjmuje broń i podczepia celownik laserowy!] – a wszystko z gracją i kocim sprytem) towarzyszy energiczny, pełen życia, gitarowy (z dodatkiem gitary elektronicznej) motyw muzyczny, który w trakcie całego zamieszania przemienia się w chór uzupełniany trąbkami – rewelacyjny zabieg wizualno/muzyczno/formalny, który, zgodnie z założeniem reżysera, w 100% oddał zaplanowany hołd spaghetti westernom!
*słowa Abry: “Hubble bubble, toil and trouble” i Samsona o “kawałku mięcha” – to oczywiście teksty dodane do filmu przez Luhrmanna – więcej o różnicach między książką a filmem w rozdziale KSIĄŻKA A FILM (str. 9).