KING KONG. Ósmy cud świata
Kino od zawsze lubiło potwory. Zadaniem ekranowych kreatur było bowiem doszczętne przerażenie publiki. Zwykle stanowiły one ucieleśnienie drzemiących w człowieku lęków. Konfrontacja z wielgachnym, szkaradnym zwierzęciem miała jednocześnie dopełnić w widzu wrażenie oderwania od rzeczywistości.
Było jednak jedno monstrum, które przy całej grozie, jaką w sobie skupiało, potrafiło ukazać także niezwykle ludzkie oblicze (i nie chodzi tu tylko o to, iż tak jak i człowiek, potwór ten należał do rzędu naczelnych). Nietypowe było także to, że monstrum dzieliło w filmie dwie role – było bowiem zarówno napastnikiem, jak i ofiarą. King Kong, bo o nim mowa, stał się dzięki temu jedną z największych filmowych ikon, systematycznie powracającą na wielki ekran.
Wyświetlany w kinach Kong: Wyspa czaszki to ósmy film z serii traktującej o przygodach wielkiej małpy i jej konfrontacjach z człowiekiem. Nie da się jednak zliczyć liczby wykorzystywania wizerunku Konga także w innych obrazach (ostatnio na przykład w Lego: Batman), nawiązujących do jego legendy. Nie da się także jednym tchem wymienić obecności słynnej małpy w innych tworach popkultury, jak książki, komiksy, gry komputerowe, seriale animowane, czy także różnorakie pastisze oraz musicale (ostatnio powstał takowy w 2015). Kong od zawsze był wielki, co poskutkowało tym, że w kulturze popularnej odbił wyraźny i do dziś dostrzegalny odcisk swej stopy.
Podobne wpisy
Twórcy i realizacja
Wszystko zaczęło się jednak w latach trzydziestych XX wieku. W dobie wielkiego kryzysu gospodarczego, który nawiedził USA, publika poczuła potrzebę eskapizmu. Zrobiło się miejsce dla wielkich fantastycznych widowisk, będących wynikiem połączenia zarówno rosnącego niepokoju społecznego, jak i przemożnej ciekawości tajemnicami świata. Odkrycia nieznanych wcześniej gatunków jaszczurów na Komodo w 1910 roku skutecznie pobudzały wyobraźnię twórców. Wizja Zaginionego świata Arthura Conan Doyle’a stała się na swój sposób wiarygodna. Uczucie to wykorzystali twórcy Merian C. Cooper i Ernest B. Schoedsack. Byli oni dokumentalistami, specjalizującymi się w filmach turystycznych, mocno osadzonych w egzotyce. Schoedsack zaczynał jednak jako kamerzysta działań wojennych podczas pierwszej wojny światowej. Z Cooperem poznał się w Wiedniu w 1918. Obaj brali udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Cooper był nawet generałem brygadier armii USA oraz pilotem, służącym w lotnictwie polskim. Później zresztą często utrzymywał związki z Polską i Polakami.
Po wojnie Merian C. Cooper i Ernest B. Schoedsack podjęli pracę dla „New York Times”. Tworzone przez nich filmy były zapisem podróży po świecie. Cooper zainteresował się życiem goryli afrykańskich i wówczas wpadł na pomysł swojej pierwszej fabuły. Miała to być opowieść o małpiej bestii zamieszkałej na zapomnianej wyspie, która uprowadzona przez człowieka, pustoszy ulicę Nowego Jorku. Co ciekawe, ponoć najpierw w głowie autora pojawiła się scena efektownej rozwałki wyrządzanej przez potwora na szczycie wieżowca – do tej wizji niejako dokooptowana została cała reszta fabuły. Twórcy wspomogli się popularnym mitem o Pięknej i Bestii, który miał nadać małpie człowieczych rys. Za część formalną odpowiedzialny został Willis O’Brian, wybitny specjalista od efektów wizualnych – specjalizujący się w animacji poklatkowej – który pracował wcześniej przy pierwszej adaptacji Zaginionego świata (1925). To także jego pracę wywarły wpływ na wyobraźnię Coopera.
Pozostał jeszcze dobór aktorów. W rolę reżysera filmowego i dowódcy wyprawy (postać ta inspirowana była samym Cooperem) wcielił się Robert Armstrong. Parę zakochanych, Jacka i Ann, stworzyli z kolei Bruce Cabot i Fay Wray. Aktorka, ciesząca się wówczas statusem gwiazdy, swoim występem w King Kongu zapisała się w historii kina. Mianem „faywraizmu” określano bowiem późniejsze kobiece postacie, które pod wpływem przeżywanych tarapatów wydobywają z siebie charakterystyczny krzyk agonii. Aktorka spędziła cały dzień na nagrywaniu tego dźwięku. Gdy pomysły na realizację były uporządkowane, twórcy wykazali się niemałą determinacją. Sceny akcji z udziałem Fay Wray i Roberta Armstronga były kręcone jeszcze na planie Hrabiego Zarowa, poprzedniego filmu Schoedsacka, który akcją również osadzony był na wyspie. Scenariusz do King Konga, w którego pisaniu pomagała żona Schoedsacka, Ruth Rose, nie był wówczas jeszcze skończony. Ich wspólne siły pomogły jednak dać początek prawdziwej kinowej legendzie. Choć nikt wówczas w takich kategoriach ani nie rozpatrywał tworzonego filmu, ani nie utożsamiał go z czymś wielkim.