search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

KING KONG. Ósmy cud świata

Jakub Piwoński

21 marca 2017

REKLAMA

Kino od zawsze lubiło potwory. Zadaniem ekranowych kreatur było bowiem doszczętne przerażenie publiki. Zwykle stanowiły one ucieleśnienie drzemiących w człowieku lęków. Konfrontacja z wielgachnym, szkaradnym zwierzęciem miała jednocześnie dopełnić w widzu wrażenie oderwania od rzeczywistości.

Było jednak jedno monstrum, które przy całej grozie, jaką w sobie skupiało, potrafiło ukazać także niezwykle ludzkie oblicze (i nie chodzi tu tylko o to, iż tak jak i człowiek, potwór ten należał do rzędu naczelnych). Nietypowe było także to, że monstrum dzieliło w filmie dwie role – było bowiem zarówno napastnikiem, jak i ofiarą. King Kong, bo o nim mowa, stał się dzięki temu jedną z największych filmowych ikon, systematycznie powracającą na wielki ekran.

King Kong z 2005 roku

Wyświetlany w kinach Kong: Wyspa czaszki to ósmy film z serii traktującej o przygodach wielkiej małpy i jej konfrontacjach z człowiekiem. Nie da się jednak zliczyć liczby wykorzystywania wizerunku Konga także w innych obrazach (ostatnio na przykład w Lego: Batman), nawiązujących do jego legendy. Nie da się także jednym tchem wymienić obecności słynnej małpy w innych tworach popkultury, jak książki, komiksy, gry komputerowe, seriale animowane, czy także różnorakie pastisze oraz musicale (ostatnio powstał takowy w 2015). Kong od zawsze był wielki, co poskutkowało tym, że w kulturze popularnej odbił wyraźny i do dziś dostrzegalny odcisk swej stopy.

Twórcy i realizacja

Wszystko zaczęło się jednak w latach trzydziestych XX wieku. W dobie wielkiego kryzysu gospodarczego, który nawiedził USA, publika poczuła potrzebę eskapizmu. Zrobiło się miejsce dla wielkich fantastycznych widowisk, będących wynikiem połączenia zarówno rosnącego niepokoju społecznego, jak i przemożnej ciekawości tajemnicami świata. Odkrycia nieznanych wcześniej gatunków jaszczurów na Komodo w 1910 roku skutecznie pobudzały wyobraźnię twórców. Wizja Zaginionego świata Arthura Conan Doyle’a stała się na swój sposób wiarygodna. Uczucie to wykorzystali twórcy Merian C. Cooper i Ernest B. Schoedsack. Byli oni dokumentalistami, specjalizującymi się w filmach turystycznych, mocno osadzonych w egzotyce. Schoedsack zaczynał jednak jako kamerzysta działań wojennych podczas pierwszej wojny światowej. Z Cooperem poznał się w Wiedniu w 1918. Obaj brali udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Cooper był nawet generałem brygadier armii USA oraz pilotem, służącym w lotnictwie polskim. Później zresztą często utrzymywał związki z Polską i Polakami.

Ekipa King Konga z 1933 Merian C Cooper Fay Wray Ernest B Schoedsack i Willis OBrien

Po wojnie Merian C. Cooper i Ernest B. Schoedsack podjęli pracę dla „New York Times”. Tworzone przez nich filmy były zapisem podróży po świecie. Cooper zainteresował się życiem goryli afrykańskich i wówczas wpadł na pomysł swojej pierwszej fabuły. Miała to być opowieść o małpiej bestii zamieszkałej na zapomnianej wyspie, która uprowadzona przez człowieka, pustoszy ulicę Nowego Jorku. Co ciekawe, ponoć najpierw w głowie autora pojawiła się scena efektownej rozwałki wyrządzanej przez potwora na szczycie wieżowca – do tej wizji niejako dokooptowana została cała reszta fabuły. Twórcy wspomogli się popularnym mitem o Pięknej i Bestii, który miał nadać małpie człowieczych rys. Za część formalną odpowiedzialny został Willis O’Brian, wybitny specjalista od efektów wizualnych – specjalizujący się w animacji poklatkowej – który pracował wcześniej przy pierwszej adaptacji Zaginionego świata (1925). To także jego pracę wywarły wpływ na wyobraźnię Coopera.

Pozostał jeszcze dobór aktorów. W rolę reżysera filmowego i dowódcy wyprawy (postać ta inspirowana była samym Cooperem) wcielił się Robert Armstrong. Parę zakochanych, Jacka i Ann, stworzyli z kolei Bruce Cabot i Fay Wray. Aktorka, ciesząca się wówczas statusem gwiazdy, swoim występem w King Kongu zapisała się w historii kina. Mianem „faywraizmu” określano bowiem późniejsze kobiece postacie, które pod wpływem przeżywanych tarapatów wydobywają z siebie charakterystyczny krzyk agonii. Aktorka spędziła cały dzień na nagrywaniu tego dźwięku. Gdy pomysły na realizację były uporządkowane, twórcy wykazali się niemałą determinacją. Sceny akcji z udziałem Fay Wray i Roberta Armstronga były kręcone jeszcze na planie Hrabiego Zarowa, poprzedniego filmu Schoedsacka, który akcją również osadzony był na wyspie. Scenariusz do King Konga, w którego pisaniu pomagała żona Schoedsacka, Ruth Rose, nie był wówczas jeszcze skończony. Ich wspólne siły pomogły jednak dać początek prawdziwej kinowej legendzie. Choć nikt wówczas w takich kategoriach ani nie rozpatrywał tworzonego filmu, ani nie utożsamiał go z czymś wielkim.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA