search
REKLAMA
Artykuł

DŁUGIE ŻYCIE DLA NOWEGO CIAŁA. Szkic o Davidzie Cronenbergu (cz. 2)

Jan Dąbrowski

26 listopada 2015

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

PIERWSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU

GROZY CIELESNOŚCI CIĄG DALSZY

W roku 1983 premierę miał jeszcze jeden film Cronenberga – Martwa strefa. Zgoła odmienny niż poprzedni – tym razem jest to adaptacja (pierwszy raz u tego twórcy) powieści Stephena Kinga. Główny bohater, Johnny (świetny Christopher Walken), jest nauczycielem. Ma narzeczoną, przyjemne perspektywy. Wypadek samochodowy zmienia wszystko w jego życiu. Budząc się z kilkuletniej śpiączki, odkrywa, że gdy spał, świat wokół gnał do przodu. Ukochana Johnny’ego związała się z innym mężczyzną, a on sam nie ma pracy. Jego samego wypadek naznaczył niezwykłą zdolnością – posiadł bowiem dar jasnowidzenia. Początkowo zdezorientowany swoimi możliwościami i niepełnosprawnością (skutek leżenia w łóżku pięć lat), nie widzi dla siebie miejsca w zastanej rzeczywistości. Na dodatek z czasem pogłoski o jego zdolnościach powodują u okolicznych mieszkańców mieszane uczucia. Gdy jednak przychodzi do niego szeryf (Tom Skerrit) z prośbą o pomoc w śledztwie, bohater zaczyna się uaktywniać.

Fabularny schemat jest w Martwej strefie dość przewidywalny (jak na obecne czasy), jednak oglądanie na ekranie Walkena w filmie Cronenberga to sama przyjemność. Bardzo ciekawie dobrana obsada drugiego planu także jest godna uwagi (Martin Sheen i Nicholas Campbell). Sam obraz nie okazał się arcydziełem, technicznie jak na takiego reżysera jest oszczędny w środki wyrazu dla niego typowe – przy czym Martwa strefa dobrze sprawdzi się w ramach seansu retro, a także zainteresuje miłośników prozy Kinga. Poza tym nieuczesany, odziany w czarny płaszcz i poruszający się o lasce jasnowidz to rola idealna dla Christophera Walkena.

the-fly-2

Po Martwej strefie nastąpiła trzyletnia przerwa, po której David Cronenberg podbił kina serią wyjątkowo udanych produkcji, które wywindowały go na bardzo wysoką pozycję w filmowym świecie. Ta dobra passa rozpoczyna się remakiem horroru Mucha. W wersji, którą Kanadyjczyk nakręcił w 1986 roku, fabuła jest zmodyfikowana nieznacznie, jednak plastycznie Cronenberg swoją wizję wzbogacił o złożone, niezwykle sugestywne efekty specjalne, skupiając się szczególnie na transformacji głównego bohatera w tytułowego owada. Seth Brundle (Jeff Goldblum) pracuje nad urządzeniem do teleportacji. Niewątpliwie światły i otwarty umysł naukowca ograniczany jest przez koszta, więc swój sprzęt trzyma w niezbyt laboratoryjnych warunkach. Niemniej, odnosi sukces. Po kilku niefortunnych wypadkach przy próbach na zwierzętach sam podejmuje się wejść do urządzenia. Efekt tylko pozornie jest udany – do telepodu z Sethem dostała się bowiem niewielki owad. Cronenberg postanowił użyć motywu deformacji i zanieczyszczenia organizmu przedstawiając z chirurgiczną precyzją mnogość zmian ciała bohatera, dał upust swej przebogatej wyobraźni. Seth z niepokojem obserwuje zachodzące w nim zmiany (choć nie wszystkie są pozbawione korzyści). Staje się silniejszy, zwinniejszy, potrafi poruszać się po ścianach i suficie.

Jest w Musze taka scena, kiedy Seth schodzi z sufitu na ścianę i ze ściany na podłogę. Nakręcono ją na jednym ujęciu, budując obrotowe pomieszczenie (blisko dwadzieścia pięć lat przed Nolanem i obrotowym korytarzem w Incepcji). Metamorfoza bardzo oszpeca naukowca, fizycznie deformując jego ludzki wygląd. W tym makabrycznym spektaklu bierze udział jego dziewczyna, Veronica (Geena Davis). Z niedowierzaniem przygląda się postępującej mutacji (na której potrzeby stworzono siedem wersji postaci “Brundlemuchy”).

TFY_10

Cronenberg rozsmakowuje się w turpistycznych ujęciach wypadających zębów i paznokci Setha, jego wykwitom na ciele, zmianie sposobu jedzenia (muchy wymiotują na posiłek przed spożyciem). Zmusza w ten sposób widza do koncentracji na czymś, od czego na co dzień odwraca się wzrok. Im bliżej zakończenia, tym bardziej Brundle zatraca swoje człowieczeństwo. Nie jest to jednak horror o potworze, który ma nas wystraszyć przed snem. W rzeczywistości pod obleśnym, zaropiałym mutantem kryje się człowiek głęboko chory, a zmiany w jego umyśle mają tu znaczenie nie mniejsze niż fizyczna deformacja. Początkowo Seth jest zaniepokojony, gdy jednak odkrywa swoje nowe możliwości, popada w zachwyt, jest zafascynowany przemianą. Im bardziej jednak ona postępuje, tym mniej racjonalnie rozumuje bohater. W pewnym momencie wypowiada on zdanie:

Jestem insektem, który śnił, że jest człowiekiem i kochał ten stan. Lecz teraz sen się skończył, a insekt się obudził.

Takie refleksje oraz niesamowicie smutne, depresyjne wręcz zakończenie filmu czyni go w gruncie rzeczy głębokim dramatem psychologicznym ubranym jedynie w makabryczny kostium. Rzeczony kostium doceniono Oscarem za najlepszą charakteryzację.

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA