Filmy, które POWINNIŚCIE obejrzeć, jeśli zachwyciła was „SUBSTANCJA”
I nastały czasy, kiedy filmy z gatunku body horror dostają owacje na stojąco, są wyświetlane na komercyjnych festiwalach oraz otrzymują główne nagrody. Body horror był do tej pory gatunkiem niszowym, traktowanym trochę jak pornografia, bo często odsłaniał ciało, pokazywał jego deformacje oraz czynności seksualne wykonywane z udziałem zdeformowanych tkanek. Dla fanów tego typu horrorów przeznaczone są więc wybitnie dwa filmy – Ludzka stonoga oraz Martwica mózgu. Widzowie zachwyceni Substancją powinni się w tych eksploatacyjnych klimatach świetnie odnaleźć. Zapewne jednak będą szukać w fabule jeszcze czegoś, prócz obrzydzania anatomicznymi deformacjami – jakiejś moralnej refleksji, którą Substancja oferuje. To jest właśnie ten element artystyczny, który zdecydował o wejściu filmu Coralie Fargeat na salony. Wybrałem więc 10 innych tytułów, które w większości również chcą widzom coś więcej powiedzieć za pomocą krwawej ekspozycji wnętrzności.
„Zbrodnie przyszłości”, 2022, reż. David Cronenberg
Żeby stać się takimi, o jakich podpowiada nam wyobraźnia, że powinniśmy być, możemy zrobić naprawdę wiele, dlatego idealnym wyborem po Substancji będzie przypomnienie sobie, jak na uzależnienie od modyfikacji spojrzał w 2022 roku mistrz Cronenberg. Jego transgresywna koncepcja przyszłości może być dzisiaj traktowana jako regularne popełnianie zbrodni na ludziach, ale Cronenberg nie byłby sobą, gdyby swojej wizji cielesności nie przedstawił nieco amoralnie, żeby pozostawić otwarte drzwi na samą zmianę tego, kim możemy być za lat 50 i 100.
„Skóra, w której żyję”, 2011, reż. Pedro Almodóvar
Bije z tej produkcji chłód, co tym bardziej jest warte uwagi, gdyż obrazy Pedro Almodóvara zwykle aż kipią od emocji, a tu nie. Reżyser się wycofał, przynajmniej otwarcie, skrywając uczucia głęboko pod skórą, jakby chciał, żeby widzowie sami odkryli, jak bardzo cielesność bywa dla ludzi barierą, granicą, więzieniem, motorem do działania, przyczyną zmiany, świadomą kryjówką, a także elementem władzy nad innymi. Skóra, w której żyję to historia lekarza i jego ofiary, bardzo brutalna, chociaż nie tak ekspresyjna wizualnie co Substancja, niemniej godna polecenia miłośnikom kina głęboko wnikającego w naturę człowieka.
„Biedne istoty”, 2023, reż. Yórgos Lánthimos
Wciąż jestem pod wrażeniem tego obrazu i będę jeszcze długo. Mistrz Cronenberg by się go nie powstydził, a więc nie ukrywam, że w tym zestawieniu guru cielesnej transgresji w filmie jest właśnie reżyser Muchy, która również dotyczy modyfikacji ciała, i mogę ją polecić fanom Substancji. Co zaś do Biednych istot, akurat w ich wypadku trafił do mnie staromodny podział na rozdziały, interludium itp. Zachwyciła mnie również główna bohaterka Bella, która prezentuje widzowi bezkompromisowe szczęście. Jej przyjemność z własnego wyzwolenia seksualnego podtrzymuje zainteresowanie widzów, nawet gdy całe zamieszanie w świecie przedstawionym i ekscentryczność tak charakterystyczna dla Lánthimosa zaczynają nudzić.
„Wideodrom”, 1983, reż. David Cronenberg
Twórczość Davida Cronenberga zawsze była blisko ciała. Nawet gdy ogląda się jego filmy, które nie są związane z gatunkami horroru i science fiction, jak chociażby Wschodnie obietnice, ciało w fabule zajmuje szczególne miejsce. Reżyser zawsze znajdzie szansę, żeby dosłownie pokazać jego wnętrze albo nagość. W Wideodromie nie jest inaczej. Główny bohater fascynuje się ciałem i modyfikacją cielesności. Jego pragnienia są na wpół erotyczne, na wpół sadomasochistyczne, aż jego ciało faktycznie zaczyna się zmieniać. U Cronenberga ta analiza relacji ciała ze sferą uznawaną często za niematerialną dynamikę naszego działania jest najciekawsza. Reżyser skupia się na zadawaniu czasem bardzo niewygodnych pytań za pomocą trudnych do zaakceptowania obrazów. Wideodrome ze scenami wsadzania ręki w brzuch, scalania pistoletu z dłonią, relacji erotycznej z telewizorem itp. jest więc produkcją wpisującą się w stylistykę Substancji, chociaż o wiele głębszą intelektualnie.
„eXistenZ”, 1999, reż. David Cronenberg
Przypominam sobie taką scenę, kiedy Allegra (Jennifer Jason Leigh) trzyma na kolanach organiczną konsolę do gier. Traktuje ją jak przedłużenie ludzkiego ciała – jego nieodzowną modyfikację ludzkiego jestestwa. Cronenberg bardzo erotycznie ukazuje widzom tę relację. Czuć ten transgresywny erotyzm zwłaszcza w scenach, gdy Allegra ze zmysłową precyzją i jednoczesną gracją zakłada połączenie rdzeniowe Tedowi (Jude Law). To taka sfera seksualna odbierana wizualnie z całkowitej przyszłości, nieznana nam, osobnikom przywiązanym do fizycznych kontaktów i fizycznych padów. Trzeba przyznać, że Cronenberg wymyślił scenariusz świetnie i zaangażował odpowiednich aktorów. Nie przeszkadza nawet znaczne niedoinwestowanie produkcji, jeśli chodzi o stronę wizualną, oraz nieco zbyt chaotyczny montaż.
„Twardy pociąg”, 2008, reż. Frank Henenlotter
Bardzo dosłownie Henenlotter ujmuje ludzką seksualność. Często się mówi potocznie, że kimś kierują wyłącznie popędy, jakby narządy płciowe posiadały alternatywny umysł, czasem o wiele silniejszy od tego w głowie, centralnego. I Henenlotter poszedł tym torem, kreśląc obraz cielesności transgresywnie, hybrydowo, hiperbolicznie oraz dosłownie. Tak więc: jeśli cierpicie na niedosyt wyuzdania nagością oraz przemocą po Substancji, warto zaspokoić te potrzeby za pomocą Twardego pociągu. Nie twierdzę, że wasze życie seksualne będzie potem lepsze, ale z pewnością będziecie świadomi, że granice w seksie, związane właśnie z użyciem dodatkowych pomocy technicznych, są wyjątkowo cienkie. A na dodatek narządy płciowe faktycznie są żywe w sensie niezależności wolicjonalnej.
„Dziewczyna z kawałków”, 1990, reż. Frank Henenlotter
Zalecałbym oczywiście wpierw seans Twardego pociągu. W Dziewczynie z kawałków Henenlotter jednak w innym stylu – może bardziej niezobowiązującym – puszcza gore fantazji, ale przy tym sugestywnie i zadziwiająco racjonalnie prezentuje historię zagubionego w świecie żywych bohatera. Jest nim były student medycyny Jeffrey Franken, fascynat ciała, człowiek uzależniony od wnętrzności, którego kreatywność wykracza poza klasyczny dobry smak. Smaczków w stylu gore znajdziemy w produkcji całą masę, ale najlepszy jest pomysł – zakochany aż po grób szalony niedoszły lekarz chce zbudować idealne ciało dla ocalonej z wypadku głowy swojej ukochanej. Sięga więc po najbardziej radykalne środki – robi casting w dzielnicy prostytutek. Musi dobrać piersi, pośladki, narządy płciowe, uda, więc łatwo nie będzie, bo doktor ma wymagania, które rosną wraz z uświadamianiem sobie, przed jaką szansą medyczną stoi. Chęć odbudowy ciała ukochanej, a przy okazji zmodyfikowania go nęci, zaprowadzi jednak bohatera filmu w bardzo mroczne zakątki cielesności.
„Wiklinowy koszyk”, 1982, reż. Frank Henenlotter
Na koniec polecania twórczości Henenlottera trzecia jego produkcja, tym razem bardzo wczesna, chociaż koncepcyjnie niezmiernie odważna, dotykająca społecznie kontrowersyjnego tematu rodzeństw syjamskich. Ich połączenie cielesne przekracza wszelkie nasze wyobrażenie o intymności z kimkolwiek. Wykorzystuje to reżyser, serwując widzom naprawdę szaloną koncepcję, wedle której niektóre rodzeństwa syjamskie nie chcą być rozdzielane. Główny bohater filmu taki właśnie jest. Nosi swojego potwornego brata w wiklinowym koszyku i chociaż szuka zemsty na tych, którzy podjęli decyzję o rozdzieleniu noworodków, to jednak również chce normalnie żyć. Czy jednak krwiożerczy brat zaakceptuje obecność kogoś trzeciego – kobiety? I co ona na to, że w związku zawsze będzie ktoś trzeci?
„Suspiria”, 2018, reż. Luca Guadagnino
Czy kobiety poprzez modyfikacje swojej cielesności chcą być silniejsze, bardziej znaczące, zdolne do władania męskim światem? Z pewnością jest to koncepcja warta uwagi, jeśli chodzi o Substancję. Dlatego m.in. Suspiria, bo to w pewnym sensie historia o cielesności, która dąży do umocnienia się w nienawistnym, patriarchalnym świecie za pomocą modyfikacji, nie tyle stricte cielesnych, ile mentalnych, wręcz magicznych. Być czarownicą to więc dokonać reinterpretacji swojej kobiecości, która z natury nie jest już gorsza od pierwiastka męskiego, a wręcz przeciwnie, potrafi być dużo bardziej od niego niszcząca. Kobiecość to korzystanie z tej siły, zarówno cielesnej, czyli z nagości, jak i mentalnej, czyli dominacji, umiejętnego zdobywania władzy, bo tylko władza tak naprawdę umożliwi kobietom przemianę z ofiar w sprawców własnego losu.
„Królestwo”, 1994, reż. Lars von Trier
Jedyny w swoim rodzaju nieco obrzydliwy, duszny, pełen grozy, a jednocześnie komediowy świat przedstawiony, traktujący o granicach dobra i zła. Produkcja wybitna, która powinna doczekać się remake’u zrobionego przez samego von Triera. Wyobrażam sobie, jak dzisiaj można by było zaprezentować wizualną dosadność niektórych scen, czego wtedy jeszcze nie dało się osiągnąć. Mam tu na myśli sceny z udziałem przerośniętego Udo Kiera.