Apostołka feminizmu. 5 najlepszych ról CHARLIZE THERON
Meredith Vickers, Prometeusz (2012), reż. Ridley Scott
Przypomnę tylko, że odtwarzana przez Theron Meredith Vickers była córką Petera Weylanda, a więc twórcy i sponsora ekspedycji na LV-223, a wiemy, jak ona się skończyła. Przyznaję, mam trochę żalu do Scotta, że nie pozwolił rozwinąć się postaci Vickers, zwłaszcza że miała ona oparcie w charyzmatycznej osobowości Charlize Theron. Pozostał niedosyt zwłaszcza dlatego, że wiele scen sugeruje, że Meredith jest silną wojowniczką, niemal jak Ellen Ripley. Wizualnie nie jest może wykreowana na aż tak konkurującą z mężczyznami, ale jej czyny świadczą o jakimś głębokim zamyśle reżyserskim czy scenariuszowym, który jednak z jakichś niezrozumiałych względów nagle upadł. To Meredith nie chce wpuszczenia zakażonych na Prometeusza, sama również wychodzi na pierwszą linię z miotaczem ognia i spala zainfekowanego Hollowaya. Wreszcie okazuje swoją seksualną władczość, niemal rozkazując Jankowi (Idris Elba), żeby stawił się w jej kajucie w celu odbycia stosunku potraktowanego jak potrzeba czysto higieniczna. Wszystko to wychodzi Charlize Theron bez najmniejszego zająknięcia. Zostaje jednak stłumione na rzecz Noomi Rapace. Całe szczęście, że niedługo potem pojawiła się Cesarzowa Furiosa. Tam Charlize Theron dopełniła swój wizerunek silnej postaci w kinie science fiction.
Lorraine Broughton, Atomic blonde (2017), reż. David Leitch
Miałem solidny dylemat, czy wybrać tę rolę, czy może skierować się w bardziej komercyjne sfery grania pod publiczkę, i to wyświechtanymi środkami z Gorącego tematu. Czasem jednak dość w kinie mam propagandy, a wolę doświadczyć czystej rozrywki, zwłaszcza przedstawionej tak seksownie władczo, jak w Atomic blonde. Paradoksalnie takie postawy aktorskie i regularnie stosowane w kinie przeniesienie akcentów na kobiecą główną bohaterkę mogą dać o wiele więcej pożytku niż filmy będące laurkami dla określonych ruchów ideologicznych. Jednorazowe akcje przeciw molestowaniu po prostu szybko są zapominane, a osłabianie patriarchatu, z którego wynika postawa molestujących, najlepiej dokonuje się poprzez żmudne, podprogowe rycie u podstaw. Oni muszą czuć szacunek, a może również bać się i/lub mieć świadomość nieuchronności kary. Charlize Theron w roli Atomowej blondynki ma 100 razy więcej energii niż Jennifer Lawrence jako Czerwona jaskółka. Akcja, czy też zniszczenie, jakie sieje wokół siebie Charlize, jest tak wysokooktanowa jak mleko (czy też alkohol) wysączony prosto z cycka Dziewicy Maryi. Pamiętacie ten świetny cytat z Jamesa McAvoya?
Bonus
Andromache ze Scytii, The Old Guard (2020), reż. Gina Prince-Bythewood
Silna, niezależna, bez makijażu, bez kobiecej fryzury, bez wymyślnych strojów, z bronią w ręku – taka Charlize fascynuje na tym samym poziomie, co jej standardowa, kobieca wersja np. z produkcji Gorący temat. Na początku wydawało mi się, że The Old Guard powieli schematy kina superbohaterskiego, że główne postaci będą miały jakieś abstrakcyjne supermoce, a tu niespodzianka – ich jedyną zdolnością jest nieśmiertelność. Reszta, czyli sztuka walki leży w granicach zdolności czysto ludzkich. Z nieśmiertelnością jednak łączy się mnóstwo problemów, i właśnie ich przedstawienie w filmie jest świeże. Nie obraziłbym się więc, gdyby powstał sequel.