search
REKLAMA
Analizy filmowe

RAN Akiry Kurosawy (1985). Na początku był chaos

Szymon Skowroński

28 września 2017

REKLAMA

Drugie życie

„O naszym losie zdecydowano już w poprzednim wcieleniu” – mówi Lady Kaede do Hidetory, a jej słowa są właściwie echem przesłania Tronu we krwi, a także kolejnym znaczeniem Ranu. Główny bohater kilkukrotnie wspomina swoje życie i dokonuje wyraźnego podziału na „kiedyś” i „teraz”. Teraz jest stary, zmęczony i zgorzkniały, lecz kiedyś – napadał i skazywał na śmierć niewinnych. Wygnany i zdradzony przez swoich synów, tuła się po swoim królestwie w towarzystwie błazna, który jako jedyny pozostaje z nim do samego końca. Ich droga wiedzie przez zgliszcza i ruiny wiosek i dworów, które Hiderota podbił w swoim „poprzednim” życiu.

Wizja Kurosawy jest mroczna, ale na tym nie koniec. Zło wraca do człowieka, które je wyrządził – to jeszcze byłaby sprawiedliwość, ale zwykle śmierć dotyka niewinnych. Tak jak podczas szturmu na zamku Hidetora poddawał się śmierci i nie mógł jej odzyskać, tak również w tragicznym finale zostaje ostatecznie ukarany przez los. Jego najmłodszy syn, Saburo – ten, który został przez niego wydziedziczony – okazuje się być najwierniejszy. Pomimo decyzji ojca, jego przywiązanie pozostało niezmienne. Przygarnia obłąkanego, schorowanego Hidetorę i zabiera go do swojego zamku. W jednej z niewielu scen podszytych nadzieją widzimy, jak obaj jadą na koniu, uśmiechnięci, zadowoleni, spragnieni rozmowy ze sobą. Widmo śmierci, wcześniej nieme, przejawia się teraz pod postacią wystrzału z nieznanego kierunku. Jeszcze przez kilka sekund nie wiadomo, kogo dosięgnęła kula – a potem Saburo powoli zsuwa się z konia i pada martwy na ziemię. „Czy to jest sprawiedliwe? Czy odszedłeś na zawsze?” – woła nad jego ciałem ojciec, jakby nie wierzył, że jego syna czeka reinkarnacja i nowe życie, co w końcu jest podstawą buddyjskich wierzeń. Po chwili sam umiera z rozpaczy. Czy i dla niego to już ostateczny koniec?

Ogień i woda

Coraz bardziej oddalamy się od Szekspira, coraz mniej widać dosłowności w adaptacji jego tekstu na język filmu, lecz coraz więcej znaczeń uniwersalnych i ponadczasowych. Kurosawa twierdził, że umieszczenie filmowej historii w teraźniejszości sprawia, że dzieło traci na aktualności w miarę upływu czasu. Przygotowania do Ranu zajęły ponoć dziesięć lat. Podczas preprodukcji i realizacji reżyser stracił wielu bliskich: w 1983 zmarł jego stały współpracownik Takashi Shimura; podczas pierwszych dni zdjęć zasłabł i odszedł dźwiękowiec Fumio Yanoguchi, który pracował z reżyserem od niemal początku jego kariery; w końcu – sama żona Kurosawy, z którą spędził 39 lat życia, umarła, gdy ten pracował nad filmem. Siedemdziesięciopięcioletni artysta nie mógł nie przeczuwać również swojego końca (co prawda, przeżył jeszcze trzynaście lat i zrobił trzy filmy), a także… końca świata. Asystentem produkcji był Ishiro Honda – twórca Godzilli, która przecież wyraża w metaforyczny sposób atomowe zagrożenie cywilizacji. Późniejsze Sny Kurosawy również zawierają scenę wybuchu wulkanu, który niczym ten w Pompejach kładzie kres życiu setek ludzi. Swój niepokój reżyser wyraża w Ranie wielokrotnie za pomocą symboliki, którą odnaleźć można w kolorystyce, pogodzie i charakteryzacji.

Ujęcia zachmurzonego nieba wyznacza upływ czasu w poszczególnych scenach, jednak w miarę postępowania akcji, chmury są coraz ciemniejsze, coraz bardziej skłębione i rzucają cień na ziemię, po której stąpają bohaterowie. Niebo staje się wizualnym wyznacznikiem stanu świata. W jednym ujęciu wyjątkowo nieprzyjazna pogoda zwraca uwagę wszystkich postaci. Żołnierze patrzą w górę, a Hidetora komentuje „Co za przerażające niebo”. Jednak nie można powiedzieć, żeby obraz w jakikolwiek sposób asocjował niebo i Boga, co często zdarza się w chrześcijaństwie.

W otwierającej scenie kolor pozwala łatwo rozróżnić i zidentyfikować synów Hidetory – zwłaszcza że Kurosawa rozgrywa niemal całość tylko i wyłącznie w szerokich planach. Bratobójcza wojna między Taro i Jiro (żółtym i czerwonym) w pewnym sensie jest piekłem rozpętanym na ziemi, a czerwono-żółty płomień na zamku jest wynikiem starcia dwóch armii, walczących między sobą bez jakiegokolwiek sensu. Wreszcie charakteryzacja, która z biegiem czasu wyraźnie zmienia Hidetorę ze starca w upiora. Kurosawa ponownie czerpie z estetyki teatru No, tym razem jednak jest cyniczny. Maski starców w tradycyjnym teatrze miały charakter uroczysty – w obliczu faktu, że to właśnie ich najszybciej czeka śmierć i spotkanie z bogami i duchami zmarłych. Makijaż i uczesanie Hidetory, z charakterystyczną, siwą, spiczastą brodą, istotnie przypomina maskę starca, jednak w jego przypadku konotacje śmierci są wyjątkowo negatywne.

W tułaczce Hidetorze towarzyszy błazen Kyoami (obecny również u Szekspira). Wyśmiewa on króla, komentuje jego poczynania i pomimo że jest uczestnikiem wydarzeń, wydaje się oceniać je najchłodniej i najtrafniej. To właśnie on wypowiada najsłynniejszy cytat z filmu: „Człowiek rodzi się, płacząc. A gdy już się napłacze, umiera”. I te słowa stanowią klamrę opowieści. Wydźwięk opowieści Kurosawy przywołuje jednak zakończenie Króla Leara. W dramacie nie określono jednoznacznie, kto zostaje następnym królem (poprzednie sztuki Szekspira, mimo, że tragiczne, kończyły się zwykle koronowaniem nowego władcy). Japończyk hiperbolizuje ten fakt do postaci wielkiego znaku zapytania, jaki stawia swoim filmem – znaku zapytania o dalszy los ludzkości. I jest to pytanie istotne, ponadczasowe i uniwersalne.

REKLAMA