LUDZKIE DZIECI. Historia o nawróceniu i nadziei
“Po czym Bóg im pobłogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
(…)
I stało się tak.
A Bóg wiedział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre.”
(Rdz. 1, 28, 30-31)
Rok Omega
…ale człowiek poddał się knowaniom Węża i wyciągnął popędliwą rękę po zakazany owoc, lekceważąc Jego zaufanie i miłość. Zapominając o biblijnym potopie, jął łamać pańskie przykazania, dopasowywać je do siebie, uciekać przed nimi, w swej pysze ignorować nawet fundamentalne “nie zabijaj” – o miłości do bliźniego już nie wspominając. I tak Bóg odebrał ludzkości największy dar, jaki kiedykolwiek od niego otrzymała.
W 2008 roku urodził się Diego Ricardo, ostatnie dziecko na Ziemi.
Ponad osiemnaście lat później szansą dla ludzkości znowu stanie się łódź. Ale już nie potężna arka, a podrygująca we mgle łódeczka w brudnym kanale.
I oto…
…Alfonso Cuarón zrobił film znakomity. Tak, ekranizacja nieznanej mi bliżej powieści P. D. James to obraz rewelacyjny, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jedna z najlepszych produkcji tego roku.
Historia to niespecjalnie oryginalna, chociaż określenie to jest dla Ludzkich dzieci niezmiernie krzywdzące. Krzywdzące, a nawet wprowadzające w błąd – bo czy można mówić o braku nowatorstwa tam, gdzie sztuka sięga po głęboko zakorzenione w ludzkiej świadomości archetypy, opowiadając na nowo nieśmiertelną, uniwersalną historię o nawróceniu i nadziei?
Ludzkość stanęła na krawędzi zagłady, od roku 2008 na naszej planecie nie urodziło się ani jedno dziecko. Co jest tego powodem? Zanieczyszczenie powietrza? Eksperymenty genetyczne? A może to kara wymierzona przez samego Boga, który niegdyś już “dotknął dziecko, które urodziła [królowi] Dawidowi żona Uriasza, tak iż ciężko zachorowało. Dawid błagał Boga za chłopcem i zachowywał surowy post. (…) W siódmym dniu dziecko zmarło” (2 Sm 12, 15-16, 18)?
Tak czy inaczej, winna jest ludzka pycha. “Pycha – to mój ulubiony grzech” mówi sam Szatan, John Milton, w Adwokacie diabła. Taki los zgotowaliśmy sobie sami.
Nie zrobiły tego za nas krasnoludki w czerwonych czepeczkach. To my postanowiliśmy, że będziemy udawać mądrzejszych, niż jesteśmy w rzeczywistości.
Świat roku 2027
…Cuarón przedstawia jednak bez natrętnych komentarzy, zdaje się nie zastanawiać, co doprowadziło ludzkość do bezpłodności. Bo i też pytanie o tę fundamentalną sprawę zanikło w ludzkiej pamięci. Odpowiedzi nie ma; prawdopodobnie nigdy jej nie poznamy. Theo, główny bohater, żyje z dnia na dzień, nie karmiąc się złudzeniami, tylko w obecności swojego przyjaciela, hipisa Jaspera, zdobywając się na cień uśmiechu. Londyn, w którym żyje, także nie może ocknąć się z marazmu.
Ów marazm Cuarón rysuje boleśnie wyraźną kreską. To, co widzimy, niezbyt różni się od migoczących obrazków z TVN 24.
Świat Ludzkich dzieci jest normalny, pozbawiony patosu, hollywoodzkiego szpanerstwa, niezwykłości. Jakby można było wyciągnąć rękę i dotknąć go po drugiej stronie ekranu.
Tak się robi wielkie filmy o przyszłości, panie i panowie, i tym smutniejszy wydaje się fakt, iż że od czasu 12 małp Terry’ego Gilliama (1995) żaden hollywoodzki film nie pokazał równie brudnej, odpychającej wizji tego, co może spotkać nas za kilkadziesiąt lat. Karmieni dziełami pokroju Raportu mniejszości czy Ja, robot (lub, nie daj Boże, świeżym jeszcze UltraViolet), a także celowo “wygładzonymi” miastami przyszłości np. w Equilibrium, zapomnieliśmy o tym, że za sto lat śmietniki będą śmierdzieć tak samo jak dziś, a może nawet gorzej, ze ścian nie znikną niechlujne graffiti, a kawy z automatu nadal pozbawione będą smaku. Zapomniano w Fabryce Snów chociażby o wielkim dziele Ridleya Scotta, Łowcy androidów, gdzie piękno i brzydota dawały, mimo iż ocierały się lekko o surrealizm, brudną, realistyczną wizję A.D. 2019…
Theo
– zaiste znakomicie skonstruowana to postać. Stojąca POMIĘDZY – z początku obojętna, unikająca obcych spojrzeń, udająca, że nic jej nie obchodzi śmierć świata, z czasem wracająca myślami do swojej przeszłości.
Bardzo często zdarza się, że główny bohater jest tylko pretekstem, by ukazać pewne zdarzenia, nieciekawym kamyczkiem powodującym lawinę. Theo (chociaż obdarzony twarzą every-mana Clive’a Owena!) taki nie jest. Niby obojętny, szary, ukrywający emocje, ale droga, którą przechodzi, pokazuje, ze mężczyzna ten NIE JEST pionkiem. Pewno chciałby nim być, ale nie jest (na ogół zaś jest odwrotnie – główny bohater udaje, ze ma jakieś rozterki i Bardzo Ważną Misję, Której Cel Należy Koniecznie Pisać Z Wielkiej Litery, a tak naprawdę jego los nikogo nic nie obchodzi!).
Podobne wpisy
Theo mógł umrzeć tam, gdzie akcja filmu się rozpoczyna – w barze. Przypadek sprawił, iż bohater wyszedł z kawiarni i ocalał. Ale może to wcale nie był zbieg okoliczności? Może sprawiła to jego obojętność, ta sama, którą niedługo potem rzucony w wir wydarzeń będzie musiał porzucić…?