ALLEN KONTRA FARROW, czyli słowo przeciwko słowu. Czy nowy miniserial HBO mija się z prawdą?
Innym ważnym elementem narracji twórców miniserialu jest kolejka elektryczna, która miała być przechowywana na strychu rezydencji w Bridgewater. Zabawka miała kręcić się w kółko, podczas gdy Dylan była molestowana przez Allena, zapewniającego ją, że w zamian zostanie “gwiazdą jednego z jego przyszłych filmów”. Moses i Allen zapewnili, że na strychu nigdy nie było elektrycznego pociągu, czemu przeczy przywołany w dokumencie policyjny rysunek, na którym wyraźnie oznaczone zostały ślady torowiska. Kristi Groteke, obecna w rezydencji 4 sierpnia 1992 roku niania Farrowów, zeznała jednak podczas procesu o opiekę nad Mosesem, Dylan i Ronanem (w 1993 roku), że na strychu, owszem, znajdowała się kolejka, ale nie elektryczna: “pociąg był pociągiem-samochodem, na którym dziecko mogło usiąść i jeździć”. A zatem kto ma w tym miejscu rację? Jak naprawdę wyglądała przechowywana na strychu kolejka? Dlaczego zeznania Kristi Groteke nie zostały przywołane w miniserialu jako kontrapunkt względem szczegółowej opowieści Dylan? Zasadność zadawania takich pytań świadczy o tym, że rzeczywistość może nie być tak czarno-biała, jak chcieliby tego twórcy Allen kontra Farrow.
W ostatnim, podsumowującym całą sprawę odcinku Allen zestawiony zostaje z celebrytami, którzy dopuścili się przestępstw na tle seksualnym. Na ekranie pojawiają się m.in. Michael Jackson, Bill Cosby, Harvey Weinstein, a także Roman Polański. Wybór ostatniego z nich wydaje się szczególnie niefortunny – w 2005 roku Mia Farrow zdecydowała się bowiem wspomóc Polańskiego (skazanego już wówczas za przestępstwo seksualne) podczas procesu o zniesławienie, lecąc do Londynu i składając tam zeznania. Po latach aktorka przeprosiła za to na Twitterze ofiarę reżysera – Samanthę Jane Geimer. Kobieta najpierw uprzejmie odpisała, że przeprosiny w ogóle nie są potrzebne, gdyż jej rodzina już dawno pogodziła się z rodziną Polańskiego, niedługo później dodając, że Mia właściwie “wrzuca swojego przyjaciela pod autobus dla PR-u. Nie chcę przeprosin od nikogo, kto go wspiera. Nigdy nie odwróciłabym się od przyjaciela dla czerpania z tego korzyści”. Czy muszę dodawać, że o wsparciu twórcy Chinatown przez Mię Farrow również nie usłyszymy w dokumencie Dicka i Ziering nawet jednego słowa?
Mniejsza jednak o Polańskiego – jego sprawa to temat na osobny analityczny materiał. Allen wrzucony został przez twórców miniserialu do gigantycznego wora z napisem: “przestępcy seksualni” pomimo tego, że, w przeciwieństwie do np. Weinsteina czy Cosby’ego, nigdy nie został osądzony i skazany. Ba, nigdy nie zostały mu nawet postawione zarzuty. Jedyny proces, w jakim reżyser wziął udział, dotyczył walki o prawa do opieki nad dziećmi i został rozpoczęty z jego inicjatywy (to nazwa tego procesu posłużyła za tytuł miniserialu). Wymienianie nazwiska Allena obok nazwisk prawomocnie skazanych za przestępstwa seksualne osób wydaje się zwyczajnie niesprawiedliwe, nie wspominając już o mieszaniu z błotem aktorów i aktorek, którzy decydują się publicznie stanąć w jego obronie, dając wyraz swoim wątpliwościom i zwracając uwagę na pewne istotne nieścisłości.
Co tak naprawdę wydarzyło się 4 sierpnia 1992 roku na strychu rezydencji Farrowów? O tym wiedzą tylko Woody Allen oraz Dylan Farrow. Dick i Ziering uznali a priori, że historia opowiedziana przez Dylan jest prawdziwa i pod tę tezę zbudowali całą narrację swojego miniserialu. W ten sposób w Allen kontra Farrow znalazły się tylko argumenty przemawiające za odpowiednią wersją wydarzeń; niewygodne zeznania i wydarzenia godzące w wiarygodność albo dobre imię Dylan oraz Mii zostały przemilczane, zwyczajnie pominięte. Dobrze zaznajomiony z historią widz może poczuć się podczas seansu dokumentu Dick i Ziering jak podczas oglądania znakomicie zrealizowanej propagandy – tworu wybitnie jednostronnego, nie otwierającego pola do dyskusji, ale zamykającego ją; jawnie sugerującego odbiorcy, co ma na dany temat myśleć, jakie wyciągnąć wnioski. Moim cichym marzeniem jest, aby w przyszłości powstał na temat całej sprawy mniej subiektywny dokument, zrealizowany przez kogoś, kto podszedłby do materiału dowodowego bez z góry wyrobionej opinii. Jaka byłaby konkluzja takiej produkcji? Póki co możemy tylko gdybać.
Czy Allen kontra Farrow zakończy spór wokół zarzutów o molestowanie? Z całą pewnością nie. Wszystkie związane ze sprawą osoby podzieliły się na dwa obozy, które wzajemnie oskarżają się o kłamstwa i manipulacje. Miejsce faktów zajęły dyskusje na temat rodzaju dziecięcej kolejki, a miejsce procesu sądowego PR-owe ataki w mediach. Allen kontra Farrow to dzisiaj słowo przeciwko słowu. Wątpię, aby kiedykolwiek nastąpił w tej sprawie jakikolwiek realny przełom. Co tak naprawdę wydarzyło się 4 sierpnia 1992 roku na strychu rezydencji Farrowów? Tego najprawdopodobniej nie dowiemy się nigdy.