Aktorzy, którzy ŹLE wspominają grane przez siebie postaci
Nie wszystkie role aktorzy odgrywają ze względu na walory artystyczne i prawdziwą więź, jaką czują z danym bohaterem lub bohaterką. Niektóre gwiazdy po czasie żałują, iż zaangażowały się w projekt, który obecnie wywołuje w nich wyłącznie złe emocje, jest przeciwieństwem ich spojrzenia na świat i promuje stereotypowe bądź toksyczne postawy. Co ciekawe, nawet postaci, dzięki którym stali się rozpoznawalni na skalę światową, potrafią być dziś ich najmniej ulubionymi w karierze. Oto przykłady aktorów, którzy dziś z pewnością nie podjęliby się zagrania swoich słynnych filmowych/serialowych bohaterów.
Robert Pattinson – Edward Cullen („Zmierzch”)
Trudno wskazać aktora, który częściej niż Robert Pattinson wyrażał publicznie niechęć do granej przez siebie postaci. Rola w Harrym Potterze, a następnie w serii Zmierzch zapewniła mu międzynarodową popularność, jak i sympatię, szczególnie ze strony fanek. Aktor nigdy nie ukrywał jednak, iż nie rozumie, skąd w publiczności tak wielka fascynacja sagą Stephanie Meyer i nie bał się udzielać nawet mocno kontrowersyjnych wywiadów, w których pogrążał nie tylko swojego bohatera, ale i całe uniwersum. Tuż po premierze pierwszego filmu stanął w ogniu krytyki, po swojej słynnej wypowiedzi, w której wyraził zdziwienie tym, iż książki będące swoistą fantazją seksualną autorki w ogóle zostały opublikowane. Z kolei w magazynie „Empire” wyznał, że im bardziej wczytywał się w scenariusz, tym większą nienawiścią pałał do Edwarda. W swoich wypowiedziach podkreślał również, iż jego zdaniem mania Zmierzchu wśród nastolatków była niegdyś jedynie podążaniem za modą, która wcale nie reprezentowała sobą wysokiego poziomu.
Viola Davis – Aibileen („Służące”)
Viola Davis jest kolejną aktorką, która żałuje jednej ze swoich najbardziej rozpoznawalnych ról. Praktycznie cała obsada Służących zasługuje na laury, jednak to Aibileen i Minny bezpowrotnie skradły serca widzów (w przypadku Octavii Spencer udział w filmie okazał się nawet godny Oscara). Mimo to po latach Davis zdecydowała się szczerze opowiedzieć, co sądzi o projekcie w reżyserii Tate’a Taylora. W rozmowie dla „New York Timesa” aktorka wyraźnie podkreśliła, że praca z tak utalentowanymi aktorkami była dla niej zaszczytem, a przyjaźnie zawarte na planie zostaną z nią na całe życie. To, czego żałuje natomiast w związku z produkcją, to sposób, w jaki opowiedziano historie czarnoskórych służących. Jej zdaniem tytuł poświęcił niewystarczającą uwagę bohaterkom granym przez nią i Spencer, a zamiast tego skupił się na przeżyciach białej elity, którą w filmie uosabiały postaci m.in. Jessiki Chastain czy Bryce Dallas Howard. Dzieło Taylora stało się rzecz jasna projektem kultowym, który otworzył drzwi do kariery wielu członkiniom obsady, jednak zarówno Davis, jak i kilka innych osób związanych z produkcją pozostaje dziś wobec niej zdecydowanie krytycznych.
Joseph Gordon-Levitt – Tom Hansen („500 dni miłości”)
Widzowie zapamiętali go jako uroczego romantyka, który w ciągu tytułowych pięciuset dni przeżywa całe spektrum emocji związanych najpierw z zauroczeniem, następnie budowaniem związku, a ostatecznie bólem po stracie ukochanej dziewczyny: Summer (Zooey Deschanel). Odgrywający Toma aktor Joseph Gordon-Levitt nie wspomina go jednak w samych superlatywach. Choć 500 dni miłości znajdziemy niemal w każdym zestawieniu najlepszych filmów romantycznych ostatnich lat, według aktora znanego m.in. z Incepcji czy Procesu Siódemki z Chicago zachowanie jego postaci można by uznać wręcz za toksyczne. W wywiadzie dla „Playboya” poradził wszystkim fanom, którzy współczują Tomowi, aby jeszcze raz uważnie obejrzeli film i dostrzegli, iż w rzeczywistości ma on niezdrową obsesję na punkcie dziewczyny, którą uważa za jedyny cel w życiu. Podejście „tak bardzo cię pragnę” wydaje się takie atrakcyjne dla niektórych osób, szczególnie tych młodszych […] Dużo chłopców i dziewczyn myśli, że ich życie nabierze sensu, jeśli znajdą partnera, który nie pragnie niczego oprócz nich. To nie jest zdrowe. Choć wywiad ten pochodzi z 2011 roku, aktor mimo upływu lat nadal trzyma się tej samej opinii – w 2018 roku wdał się nawet w tweetową dyskusję z fanem, którego próbował uświadomić, iż wina rozpadu związku bohaterów spoczywa głównie na jego postaci.
Katherine Heigl – Alison Scott („Wpadka”)
Wpadka w reżyserii Judda Apatowa to historia Alison i Bena, których łączą niespodziewane konsekwencje po wspólnie spędzonej nocy. Alison zachodzi w ciążę i przed podjęciem ostatecznej decyzji o swojej przyszłości, decyduje się lepiej poznać ojca swojego dziecka. Wcielająca się w główną bohaterkę aktorka Katherine Heigl nie przebierała w słowach, określając film jako momentami seksistowski, uwłaczający i przedstawiający kobiety w złym świetle. Dzieło Apatowa wielokrotnie balansowało bowiem na granicy dobrego smaku w stereotypowych żartach i obscenicznych zachowaniach głównego bohatera i jego paczki przyjaciół. Swoje ubolewanie nad produkcją Heigl wyraziła najbardziej podczas wywiadu w programie u Howarda Sterna. Wyolbrzymiono niektóre postacie, czasem ciężko było mi się z tym pogodzić. Dlaczego gram taką s*kę? Dlaczego jest wiecznie niezadowolona? Dlaczego tak przedstawiacie kobiety? 98% procent filmu było świetnym doświadczeniem, ale ciężko mi było go pokochać.
Jamie Dornan – Christian Grey („Pięćdziesiąt twarzy Greya”)
Zarówno Dakota Johnson, jak i Jamie Dornan, czyli filmowi Anastasia i Christian, robią dziś absolutnie wszystko, by zatuszować wspomnienia o wizerunkowej porażce, jaką był dla nich kontrakt na trzy filmy erotyczne na podstawie prozy E.L. James. Dornan wielokrotnie wspominał już, że mimo iż cały świat od 2015 roku widział w nim władczego i bezkompromisowego uwodziciela, w rzeczywistości on i grana przez niego postać są tak od siebie oddaleni, jak to tylko możliwe. Nie wiem, czy kiedykolwiek grałem bardziej niepodobną do siebie postać […] Wszyscy moi przyjaciele są otwarci i bardzo zabawni – nie wyobrażam sobie siedzieć z nim [Christianem] razem w barze. Nie byłby moim typem na przyjaciela – podsumował aktor w jednym z wywiadów. Dornan miał też kilka innych powodów, by szczerze znienawidzić swojego bohatera. W rozmowie z „The Independent” Irlandczyk zdradził, iż po światowym sukcesie filmu ucierpiało jego rodzinne życie – najbardziej stresującym doświadczeniem było dla niego i jego najbliższych włamanie stalkera, który niepostrzeżenie zjawił się w ich prywatnej posiadłości.
Marlon Brando – Stanley Kowalski („Tramwaj zwany pożądaniem”)
Jeden z najsłynniejszych aktorów wszech czasów, propagator aktorstwa metodycznego Marlon Brando również nie cierpiał roli, która przeszła do historii, uczyniła z niego symbol seksu i otworzyła mu drzwi do kolejnych niezapomnianych projektów. Artysta, który w oryginalnej sztuce broadwayowskiej Tramwaj zwany pożądaniem z 1947 roku wcielił się w rolę Stanleya Kowalskiego, powrócił do swojego bohatera 4 lata później przy okazji filmowej adaptacji dzieła Tennessee Williamsa. I właśnie tego bohatera znielubił najbardziej ze wszystkich, w które się wcielił. W rozmowie z magazynem „The New Yorker” z 1957 roku tak mówił o swoim bohaterze: Jestem absolutnym przeciwieństwem Kowalskiego, który był wszystkim, czego nie znoszę – był całkowicie niewrażliwy, prymitywny i okrutny.
Gwyneth Paltrow – Rosemary („Płytki facet”)
Gwyneth Paltrow, laureatka Oscara za Zakochanego Szekspira, w ostatnich latach zdecydowanie ostrożniej dobiera sobie projekty, do czego przyczyniły się najprawdopodobniej role w filmach takich jak Płytki facet. Jej bohaterka Rosemary jest przedstawiona jako zaniedbana i nieatrakcyjna, wyłącznie dlatego, że ma nadprogramowe kilogramy. Nic dziwnego, iż Paltrow nie wiąże ze swoją rolą pozytywnych wspomnień, co więcej – określa tytuł jako ten, którego żałuje najbardziej w całej karierze. W rozmowie dla „W Magazine” z 2001 roku aktorka opowiedziała o swoich ciężkich przeżyciach na planie filmu i kilku ważnych życiowych lekcjach, jakie z niego wyniosła. Pierwszego dnia założyłam gruby kostium i przeszłam się po lobby hotelu Tribeca Grand. To było tak przykre. Nikt nie utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego, ponieważ byłam otyła […]. Z jakiegoś powodu ubrania dla kobiet z nadwagą są okropne. Czułam się upokorzona, gdyż ludzie zachowywali się bardzo lekceważąco. Film z Paltrow i Jackiem Blackiem zgromadził co prawda przed ekranami kin całkiem sporą widownię, lecz z dzisiejszej perspektywy to jeden z tych projektów, do którego lepiej nie powracać.
Penn Badgley – Joe Goldberg („Ty”)
Odgrywanie czarnego charakteru, nawet uwielbianego przez fanów i krytyków, może być dla aktora sporym ciężarem. Penn Badgley, który zasłynął rolą Joego Goldberga w serialu Ty, ma o swojej postaci do powiedzenia niemal same złe rzeczy. Jest godnym pożałowania gościem […]. [Joe] jest zdolny do stalkingu, morderstwa, manipulacji i przemocy – mówił magazynowi „Vanity Fair”. Ponad te dość oczywiste powody, dla których główny bohater popularnego serialu Netflixa nie był jego ulubieńcem, Badgley podał przykład dużej ilości scen miłosnych, jakie były dla niego szczególnie trudne, biorąc pod uwagę, jak bardzo ceni sobie wierność w związku.