TRAMWAJ ZWANY POŻĄDANIEM. Bogactwo ekspresji i symboli
ANALIZA FILMU
Bogactwo ekspresji i symboli stawia go pośród najlepszych filmów wszech czasów.
Film jest bardzo oszczędny w środkach. Można mu wręcz zarzucić swoistą teatralność. Kazan, bardziej zainteresowany teatrem, zdawał się nie dostrzegać korzyści, jakie dawała produkcja filmowa. Skupił się zatem na głębi postaci i relacjach między nimi. Dzięki temu film zdobył trzy Oscary w kategoriach aktorskich. Bogactwo ekspresji i symboli stawia go pośród najlepszych filmów wszech czasów.
Początki filmu sięgają kilku lat wstecz. Zanim Elia Kazan podjął się jego reżyserii, wystawiał spektakle na podstawie dramatu Tennessee Williamsa na deskach Broadwayu. Grali w nich niemal wszyscy aktorzy znani później z filmu. Ciesząca się wielkim powodzeniem sztuka mogła jednak przesłonić swoimi walorami artystycznymi powstający obraz. Dlatego producenci amerykańscy zdecydowali się powierzyć reżyserię samemu Kazanowi, wówczas twórcy niezależnemu. Film jest bardzo oszczędny w środkach. Można mu wręcz zarzucić swoistą teatralność. Kazan, bardziej zainteresowany teatrem, zdawał się nie dostrzegać korzyści, jakie dawała produkcja filmowa. Skupił się zatem na głębi postaci i relacjach między nimi. Dzięki temu film zdobył trzy Oscary w kategoriach aktorskich. Bogactwo ekspresji i symboli stawia go pośród najlepszych filmów wszech czasów. I choć jego bezsprzeczna gwiazda, Vivien Leigh, miała swoje najważniejsze osiągnięcia już za sobą, tutaj po raz kolejny utrwaliła wizerunek doskonałej aktorki. Dzięki filmowi wypłynął też Marlon Brando, stając się idolem publiczności, a zwłaszcza jej żeńskiej części. Film opowiada historię pełną namiętności, pożądania, zawiści i rozgoryczenia. Przegrana głównej bohaterki ma znaczenie symboliczne. Na kanwie tej historii pojawi się szereg późniejszych filmów przedstawiających zawiłe stosunki damsko-męskie. Już na samym wstępie wyraźnie zaznaczona zostaje symbolika filmu. W drodze do domu Stanleya i Stelli Kowalski, siostra Stelli – Blanche, opowiada o tym, jak dotarła na miejsce:
“(…) Powiedzieli mi, bym wzięła tramwaj zwany “Pożądanie”, a następnie przesiadła się do innego,
o nazwie “Cmentarze”. Minąwszy sześć przecznic mam wysiąść na Polach Elizejskich”.
Tak jak tramwaj po szynach, tak też potoczą się losy głównej bohaterki. Kiedy dociera do domu Stelli, już na samym progu jest zniesmaczona okolicą i brudem, jaki tam panuje. Jednakże brak pieniędzy powoduje, że nawet i ta rudera wydaje się być sympatycznym schronieniem dla wybrednej damy z bogatej niegdyś rodziny plantatorów. Tym bardziej, że mieszka tu jej siostra, a zarazem ostatnia deska ratunku w tak ciężkich chwilach. Bowiem Blanche została zmuszona do sprzedania majątku rodowego w Missisipi. Jak się jednak potem okaże, nie było to tak do końca prawdą. Na miejscu Blanche poznaje męża siostry – Stanleya. Całkowite przeciwieństwo charakterów kruchej i delikatnej Blanche i brutalnego i szowinistycznego Stanleya doprowadza wkrótce do konfliktu.
“Minęły tysiące lat, a oto proszę – Stanley Kowalski, relikt epoki kamienia łupanego…”
Ten neandertalczyk, jak wyraża się o nim Blanche, wzbudza w niej jednak ukryte żądze. Próbuje nawet flirtować z mężem swojej siostry. Muskularny i przystojny Stanley staje się obiektem cielesnych uciech, oczywiście tylko w marzeniach kobiety.
Podobne wpisy
Stanley uważa, że kobieta powinna być podporządkowana mężczyźnie, a jej zadaniem ma być usługiwanie mu. Nie jest to jednak jedyny obraz tego nieokrzesanego dzikusa rodem z naszych ojczystych stron. Gdy w pijackim amoku, wyzbyty kontroli nad swoim zachowaniem, demoluje mieszkanie i obraża swoją współmałżonkę, po wytrzeźwieniu pada przed nią na kolana, błagając o wybaczenie. Reżyser pokazuje tym samym mężczyznę emocjonalnie słabego, który mimo braku poszanowania dla bliskich mu osób, nie potrafi zrezygnować z ich wsparcia. Stanley nie jest też głupi, mimo iż z naszego punktu widzenia przypomina jedynie prostego robotnika o sylwetce kulturysty. To on bada przecież, kim tak naprawdę jest owa pełna arystokratycznych manier, rozmarzona siostra Stelli. Stara się sprowadzić ją na ziemię, oczywiście w sposób dla niego typowy, czyli krzykami i wszczynaniem awantur. Stojąc twardo na ziemi, za wszelką cenę chce zdyskredytować szwagierkę w oczach żony. Blanche, żyjąca w staropanieńskiej wieży z kości słoniowej, nie umie odróżnić prawdziwej miłości od pożądania. Zakochuje się bez przerwy w niemal każdym napotkanym mężczyźnie, starając się go uwieść. W rozmowie ze Stellą tłumaczy to sobie tak:
“Mężczyźni nie pragną zbyt łatwych kobiet.
Mężczyźni szybko tracą zainteresowanie, zwłaszcza kiedy dziewczyna jest po trzydziestce.”
Dochodzi nawet do tego, że zaczyna flirt z młodzieńcem roznoszącym gazety. Kiedy jednak w jej sidła wpada prostoduszny, wciąż mieszkający z matką Mitch (znakomity Karl Malden), Blanche pomimo szczerych chęci nie może znieść jego braku manier. W końcu uważa się za damę, z przebrzmiałego już co prawda,ale jednak domu bogatych plantatorów. Podczas randki na balu, na którym grają “Somebody Loves Me” Gershwina, Blanche ściąga z Mitcha marynarkę i wiesza na swoim krześle, jakby dyskretnie dając do zrozumienia, iż ten pan należy już do niej. Tego samego wieczoru nad brzegiem jeziora marzy jej się chwila dekadencji. Zaczyna mówić do Mitcha po francusku, ale prosty chłopak tego nie rozumie:
“Poudajemy trochę, że siedzimy w małej paryskiej kawiarence?”