Wywiad
Katia Winter o serialu „Mafia”, „The Boys” i planach zawodowych [WYWIAD]
Katia Winter to szwedzka aktorka, którą widzowie znają z ról Nadii w Dexterze czy Małej Niny w The Boys.
Katia Winter to szwedzka aktorka, którą widzowie znają z ról Nadii w Dexterze czy Małej Niny w The Boys. Tym razem w rodzinnym kraju zagrała policjantkę Gunn w miniserialu Mafia, opowiadającym o śledztwie w sprawie przemytu papierosów w latach 90. Z aktorką rozmawiam między innymi o graniu w Szwecji, emocjach w pracy i marzeniu o zagraniu w filmie akcji z Tomem Cruise’em.
Łukasz Budnik: Mafia to serial interesujący z różnych powodów, zaczynając od historycznego kontekstu, a kończąc na postaciach i samej opowieści. Co najbardziej przyciągnęło Cię do tego projektu?
Katia Winter: Zawsze chciałam zagrać detektywa – kiedyś nawet marzyłam o takiej pracy – więc nie musiałam się długo zastanawiać. Uznałam, że to realistyczne spojrzenie na ten zawód. Ton serialu wydał mi się naturalny. Często produkcje policyjne są przerysowane, ale nie tutaj. Cieszę się, że mogłam wziąć w tym udział.
Akcja Mafii dzieje się w latach 90. Jak przygotowywałaś się do roli w takim historycznym kontekście?
W latach 90. byłam nastolatką, więc świetnie czułam się na planie – rozpoznawałam wiele rekwizytów znanych mi z młodości. Najłatwiej było z ubraniami, bo dziś moda z tamtych lat wraca. Z kolei scenografia była bardziej wymagająca, a wejście na plan przypominało podróż w czasie.

Wnętrze mieszkania Twojej bohaterki wygląda jak wystawa w muzeum.
Tak! Telewizor, kasety VHS… Cudownie było to wszystko zobaczyć, bo od razu przywoływało wspomnienia.
W swojej karierze grałaś w wielu anglojęzycznych produkcjach. Jakie znaczenie ma dla Ciebie granie po szwedzku?
To ciekawe, bo przez 15 lat mieszkałam poza Szwecją, a wróciłam tu dopiero kilka lat temu. Początkowo miałam lecieć z powrotem do Londynu, ale zatrzymała mnie pandemia. Zaczęłam wtedy dużo pracować w Szwecji. Na początku było trudno – przez lata starałam się pozbyć szwedzkiego akcentu, więc niektóre słowa wymawiałam inaczej, zdarzały się też błędy gramatyczne. Teraz wszystko wróciło, ale granie po szwedzku to dla mnie coś bardziej emocjonalnego. W tym języku czuję się obnażona, bardziej prawdziwa. Poza tym w Szwecji nikt nie przejmuje się tym, czy wyglądasz gwiazdorsko – liczy się występ. Mam wrażenie, że dzięki temu stałam się lepszą aktorką.
Czyli wolisz pracę w Szwecji?
Lubię też amerykańskie produkcje – są ogromne, a sceny akcji sprawiają mi wielką frajdę. Ale to tutaj przypomniałam sobie, dlaczego w ogóle zostałam aktorką.

W Mafii masz okazję pokazać całą gamę emocji. W jednej ze scen szczególnie intensywnie wyrażasz strach. Jak udało Ci się to zagrać tak przekonująco?
Ta scena była bardzo trudna, bo byłam wtedy w drugim miesiącu ciąży. Nie chciałam narażać ciała na stres, ale nie mogłam też zagrać tego na pół gwizdka. Stres to silna emocja – jeśli chcesz, by była prawdziwa, musisz ją poczuć.
To była dla Ciebie najtrudniejsza emocjonalnie scena?
Zdecydowanie. Choć trudne bywały też inne momenty – na przykład świadomość, jak bardzo w latach 90. wszędzie palono papierosy.
Czy po zakończeniu zdjęć potrafisz zostawić rolę za sobą, czy zostaje z Tobą na dłużej?
Teraz potrafię ją zostawić. Kiedy zaczynałam, sądziłam, że trzeba być metodycznym, cały czas „w postaci”. To wyczerpujące. Z czasem zrozumiałam, że mogę się wyluzować między scenami – wystarczą mi dwie minuty, by się zebrać przed emocjonalnym ujęciem. Ten luz sprawia, że gram lepiej.

A co sądzisz o aktorstwie metodycznym? Pomaga, czy bywa pretensjonalne?
Jeśli komuś pasuje, proszę bardzo – o ile nie tworzy to napięcia między aktorami. Czasem metodyczni aktorzy działają zbyt indywidualnie, co utrudnia współpracę. Ale spotkałam też takich, którzy otwarcie mówili o swoim sposobie pracy i byli bardzo szanujący.
Wolisz grać postaci jednoznacznie dobre czy te negatywne lub z moralnej „szarej strefy”?
Ostatnio sprawia mi ogromną przyjemność granie negatywnych bohaterów. Zazwyczaj są bardziej złożeni – jeśli ktoś zachowuje się okrutnie, często wynika to z jego własnej traumy. To bardzo ciekawa warstwa do odkrycia.
A czy każda rola pozwala Ci dowiedzieć się czegoś nowego o sobie?
Zawsze tak jest. Często odkrywam, że mam z postacią coś wspólnego. W Mafii byłam w ciąży, więc wątek macierzyństwa był dla mnie szczególnie emocjonalny. Czasem, gdy doświadczam silnych emocji, zapamiętuję, jak się wtedy czuję, by później wykorzystać to w pracy. W zasadzie zawodowo eksploruję emocje.
Czy w Gunn są cechy, z którymi szczególnie się utożsamiasz?
Byłam w latach 90. młodsza niż moja bohaterka, więc trochę patrzyłam na nią jak na moją mamę. Mogłam lepiej zrozumieć, z czym mierzyły się kobiety tamtego czasu.

Co jest dla Ciebie najważniejsze przy wyborze ról?
Scenariusz – niezależnie od gatunku i wielkości roli. Czasem też zależy to od poprzedniego projektu: po komedii mam ochotę na coś mroczniejszego. Staram się po prostu pracować jak najwięcej.
Czy rozmawiałaś ze scenarzystami Mafii o swojej bohaterce?
Tak, zawsze lubię coś zasugerować. Uważam, że mniej znaczy więcej – tu pozwolono mi wiele przekazać spojrzeniem, zamiast słowami, i to bardzo doceniam.
Jak wyobrażasz sobie życie Gunn po wydarzeniach z serialu?
Myślę, że nie potrafiłaby całkowicie odejść od świata przestępczości zorganizowanej. Rodzina byłaby dla niej najważniejsza, ale ciekawość i adrenalina znów by ją wciągnęły.
A jej córka? Pójdzie w ślady mamy?
Fajnie by było, gdyby dołączyła do policji – to niezły sposób na samoobronę.
Brałaś udział w dużych amerykańskich produkcjach, jak Dexter czy The Boys. Czy teraz marzysz o dołączeniu do jakiegoś projektu? A może o współpracy z konkretnymi twórcami?
Och, Denis Villeneuve! To fantastyczny reżyser, uwielbiam go od dawna. Chciałabym też pracować z Tomem Cruise’em – w młodości trenowałam sztuki walki i rzadko mam okazję to wykorzystać. A on jest królem szalonej akcji. To byłaby ogromna frajda.

Masz spore doświadczenie w scenach akcji?
Głównie w Ameryce. Zawsze sama chcę brać w nich udział. Uwielbiam współpracować z kaskaderami – to fascynujący zawód.
Skoro lubisz akcję i marzysz o pracy z Villeneuve’em, idealnym wyborem byłby nowy Bond.
Dokładnie! (śmiech) Niech to idzie w świat!
A czy są gatunki, których jeszcze chciałabyś spróbować?
Myślę, że próbowałam już prawie wszystkiego, ale moim ulubionym gatunkiem wciąż pozostaje dramat – pozwala najlepiej wczuć się w postać.
Jak sympatykThe Boys muszę zapytać o wspomnienia z planu tego serialu.
Byłam zachwycona, gdy dostałam tę rolę, bo już wcześniej uwielbiałam ten serial. Homelandera uważam za jednego z najlepszych złoczyńców. To właśnie The Boys pokazało mi, jaką frajdę daje granie negatywnych postaci. Mój udział przypadł na czas pandemii, więc panowały ścisłe zasady – dwutygodniowa kwarantanna, ograniczony kontakt z ekipą. Ale mimo to znakomicie się tam czułam. Eric Kripke, showrunner, jest wspaniały. Miałam też świetnego partnera w scenie. Nie widziałam jeszcze spin-offu The Boys, ale mam w domu dwulatka, przy którym trudno przysiąść nad czymś dłużej.
Który ze swoich filmów czy seriali najpierw pokażesz kiedyś swojemu synkowi?
Na pewno nie The Boys (śmiech). Pewnie Poza trasą – to najłagodniejszy z filmów, w których grałam. Po urodzeniu dziecka pomyślałam, że chciałabym wystąpić w czymś dla najmłodszych albo podłożyć głos w animacji. To byłaby super zabawa.

Pracujesz obecnie nad czymś nowym?
Tak, chcę wyreżyserować film. Sama napisałam scenariusz. Początkowo chciałam oddać reżyserię komuś innemu, ale to zbyt osobista historia – muszę ją opowiedzieć sama. Nie czuję potrzeby zostania reżyserką, po prostu ten projekt wymaga mojej ręki.
Czy także w nim w wystąpisz?
Nie planuję, choć aktorka, którą obsadziłam w głównej roli, mnie do tego namawia. Dziwnie byłoby reżyserować samą siebie – choć niektórzy świetnie to potrafią.
Ze względu na miejsce akcji, w Polsce w zeszłym roku głośno było o filmie Jesse’ego Eisenberga Prawdziwy ból, który sam wyreżyserował i w nim zagrał.
Widziałam go! Świetny film. Aktorka, z którą teraz pracuję, żartuje, że obsadzając siebie, masz jednego aktora mniej, o którego musisz się martwić.
Byłaś kiedyś w Polsce?
Tak, dawno temu w Krakowie. Moją przyjaciółką jest Szwedka polskiego pochodzenia, więc chętnie bym wróciła. Zauważyłam, że w Polsce można kupić naprawdę ciekawe rzeczy, na przykład piękne meble.
To zabawne, bo w Polsce z kolei kupujemy meble ze Szwecji.
(śmiech) Tak, my też! Ale czasem ma się ochotę na coś ręcznie robionego.
Dziękuję za rozmowę i gratuluję roli w Mafii.
Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
