ABSURDY w ekranizacjach DC. Miłość i sprawiedliwość nie wystarczą
Wszechpotężna Enchantress pokonana przez miecz i ładunek wybuchowy
Podobne wpisy
Legion samobójców wprowadził niemałe zamieszanie do uniwersum DC, głównie jakościowe. Enchantress była właściwie niepokonaną postacią i zasługiwała na superbohaterską walkę wykraczającą daleko poza to, co zobaczyliśmy w filmie. Dobrą analogią jest w tym przypadku starcie Supermana i Zoda. W Legionie samobójców jednak nie uświadczymy podobnego dramatyzmu. Enchantress, wszechpotężna wiedźma, którą da się ujarzmić jedynie magią, zostaje pokonana zwykłym cięciem katany wyprowadzonym przez Harley. Na nic zdały się telekinetyczne i teleportacyjne moce, superszybkość, polimorfizm itp. Enchantress nie potrafiła się obronić przed zwykłym cięciem mieczem, a jej groteskowa maszyna została wykończona konwencjonalną, podręczną bombą. Lepiej zbanalizować tematu się nie dało. Poza tym warto się zastanowić, czy tak zaprezentowane cięcie w ogóle mogłoby spowodować tak szeroko otwartą ranę, do której można by sięgnąć, by z łatwością wyciągnąć na przykład całe serce?
Absurdy Supermana
Zacznijmy od tego, że trudno uwierzyć w zagładę cywilizacji Kryptończyków. Jak pamiętamy z historii zaprezentowanej w Człowieku ze stali, tylko ojciec Supermana Jor-El był świadomy, co się stanie z jądrem Kryptona. Uległo ono implozji po wyczerpaniu wszelkich źródeł energetycznych planety. Jak to możliwe, że tak zaawansowana cywilizacja dysponowała jedynie jednym człowiekiem, który naukowo przewidział, co się stanie? Gwoli ścisłości, świadomy sytuacji był również generał Zod, Kryptończyk wychowany na wojownika, w przeciwieństwie do Jor-Ela, genetycznie zaprojektowanego na naukowca. Mimo to Zod przegrał w bezpośrednim starciu wręcz z Jor-Elem. Zabił go tylko przypadkiem. Kolejny więc absurd w historii umierającej supercywilizacji Kryptona. Znacznie większym jest pozwolenie na śmierć przybranego ojca na Ziemi. Superman, czy też Clark Kent (Henry Cavill), mając już świadomość swojej siły, patrzył na śmierć swojego rodzica, ponieważ, jak to tłumaczył, ufał mu. Niemożliwe, nierealne i wręcz psychopatyczne zachowanie, absurdalne, by wydarzyło się w rzeczywistości.
A teraz opiszę może nie całkowity absurd, lecz nieścisłość, która pojawiła się w Człowieku ze stali. Wynikać ona może z faktycznego nieprzemyślenia problemu lub ze sposobu jego opisania w filmie. Przypomnijmy sobie, że gdy ludzie generała Zoda biorą Supermana na swój statek, ten nagle słabnie ze względu na to, że nie jest przyzwyczajony do kryptońskiej atmosfery. Dopiero po jakimś czasie dochodzi do siebie, ale i tak nie dysponuje swoją supersiłą. Natomiast kiedy Zod wraz ze swoimi siepaczami przybywa na farmę, gdzie wychowywał się Kal-El, widzimy ich w pełnym rynsztunku, to znaczy w pancerzach i aparatach oddechowych, które zapewniają im możliwość oddychania kryptońską atmosferą. Powinni być zatem słabsi od Supermana, a więc dysponować siłą zwykłego człowieka, a analogicznie do reakcji ciała Kal-Ela na ich statku matce. Tak jednak nie jest, co dobitnie pokazuje zachowanie zastępczyni Zoda – Faora-Ul zachowuje się jak Clark Kent, chociaż oddycha kryptońskim powietrzem. Dopiero w późniejszej sekwencji walki Zoda z Supermanem w mieście jest pokazane, jak ziemska atmosfera wpływa na siłę generała. Wydaje się, że twórcy nieco się pospieszyli z prezentacją nadludzkiej kondycji kryptońskich renegatów.
Być może znalazłoby się jeszcze kilka niekonsekwencji, a nawet absurdów, na przykład po co Supermanowi peleryna, lecz zostawmy to. W świecie DC jest mnóstwo poważniejszych wpadek.
Bitwa życia Supermana z Atomowym człowiekiem (Nuclear Man)
Na przykład owo groteskowe starcie. Z powodzeniem nazwać je można najbardziej abstrakcyjnym w historii walk Supermana, nie ze względu na scenerię i samego przeciwnika, lecz styl filmowego wykonania. Zarówno Superman, jak i Nuclear Man latają po powierzchni Księżyca, jakby było na nim przyciąganie. Zaledwie w kilku momentach wyskoków, przewrotów i tym podobnych gimnastycznych figur odnosi się wrażenie, że ruchy walczących są odpowiednio zwolnione z powodu mniejszej siły ciążenia. Zaledwie kilka to zbyt mało, żeby walka dwóch superrywali na naszym satelicie mogła kogoś trzymać w napięciu. Równie groteskowo wygląda wbijanie Supermana w powierzchnię Księżyca. Nuclear Man nawet go zbyt mocno nie dotyka, a ten coraz bardziej zagłębia się w skalnym podłożu.
Ułomna wszechmoc Doktora Manhattana
Wciąż czekam na pełnoprawne włączenie Strażników do DCEU. Niewątpliwie powstali oni zbyt wcześnie, żeby publiczność doceniła tę genialną powieść i genialny artystycznie film. Niemniej tematem zestawienia nie jest samo DCEU, ale ogólnie świat zekranizowanych komiksów ze stajni DC. Postać Dr Manhattana jest w tej stajni znacząca, charakterystyczna i przez swoją wszechpotęgę kontrowersyjna. Wszechmoc ta podobna jest jednak do pustki pojęcia wszechmocy chrześcijańskiego Boga – jest teoretyczna, a w praktyce wewnętrznie sprzeczna. Absurdalne wydaje się przede wszystkim to, że Manhattan nie domyślił się, kto stoi za zabójstwami superbohaterów w Strażnikach. Potrafił przecież czytać w myślach, teleportować, niszczyć wrogów jak futurystyczny dezintegrator, a nawet wpływać na czas. Na dodatek był nieprzeciętnie inteligentny, jak milion geniuszy razem wziętych, a jednak nawet inteligencja oraz racjonalne wnioskowanie mu nie dopomogły. Kiedy przyszedł do niego Rorschach i zapytał wprost, dlaczego nie potrafi zajrzeć w przyszłość, ten zasłonił się zakłóceniami spowodowanymi przez wiszącą w powietrzu wojnę atomową z Rosją. Jakby to miało coś wspólnego z biegiem czasu. Przecież ten scenariusz jeszcze się nie wydarzył – nawet jeśli zaistniał w innej wersji czasoprzestrzeni, to w tej, w której żył Manhattan, nie miał racji istnienia. Dlaczego więc ów bohater pomagał mordercy się ukrywać?
Manhattan wielokrotnie dał jaskrawe przykłady swojej indolencji, a zarazem wszechsiły. Niczym Ares mordował na wojnie w Wietnamie, potrafił naprawić rozbity przez Jedwabną Zjawę ekran, mógł całkowicie siebie odtwarzać po dezintegracji, a nie zareagował, kiedy Komediant mordował z zimną krwią kobietę w ciąży? Nie mógł czy nie chciał? Jeśli to pierwsze, to tego typu indolencja stoi chyba w sprzeczności z życiem w kosmosie, teleportacją czy polimorfią. Jeśli natomiast to drugie, absurdem jest, że taki człowiek w ogóle został superbohaterem. Warto jeszcze przypomnieć, że w telewizji powiedział, że ludzie przeceniają zagrożenie ze strony Rosji, a niebezpieczeństwo istnieć będzie zawsze, skoro istnieje broń atomowa. Więc jak jest naprawdę? Zagrożenie ze strony Rosji było tak wielkie, że zaburzało ogląd przyszłości, czy w ogóle nie istniało? A może wgląd w przyszłość zaburzył sam Ozymandiasz, wydając na badania nad tachionami dwa miliardy dolarów? Tylko tyle wystarczyło na skuteczne zaciemnienie przyszłości? Jak widać, wszechmocny Dr Manhattan całkowicie zgubił się we własnej wszechmocy.