7 FILMÓW, KTÓRE ROBIĄ SOBIE JAJA Z WIDZA. Pogrywanie z widownią do samego końca
Planeta małp
Trójka ludzi ląduje na obcej planecie po dwóch tysiącach lat spędzonych w hibernacji. Przemierzają niezdatne do utrzymywania życia pustkowie, aż trafiają do oazy. Spotykają grupkę prymitywnych ludzi, którzy zachowują się jak niemi barbarzyńcy. Niedługo potem odkrywają społeczeństwo inteligentnych małp, które rządzą całą planetą. Funkcjonuje u nich podział na kasty i podczas gdy szympansy są odpowiedzialne za pracę naukową, a goryle za wojsko, człowiek traktowany jest jak szkodnik i robactwo, które należy tępić. Kontakty bohaterów z małpami naturalnie są dość napięte i skomplikowane, ale prawdziwie wstrząsające okazuje się zakończenie. Planeta, na którą trafiają kosmiczni rozbitkowie, to w rzeczywistości Ziemia. Odkrycie Statuy Wolności pozbawia ich jakichkolwiek wątpliwości – wojna atomowa spustoszyła powierzchnię globu, a człowiek stał się podrzędnym szkodnikiem. W 2001 roku Tim Burton próbował przebić ten zwrot akcji, ale myślę, że możemy się zgodzić, że małpi Abraham Lincoln nie był najlepszym pomysłem.
American Psycho
Patrick Bateman to zamożny bankier prowadzący wystawne życie, którym w rzeczywistości pogardza. Patrick nie znosi swoich płytkich współpracowników, odwiedzania modnych restauracji i zachowywania snobistycznych pozorów. Jednocześnie sam jest zafiksowany na punkcie swojej sylwetki, garderoby i mieszkania. Jego prawdziwą fascynacją okazuje się jednak przemoc i brutalny seks (przy jednoczesnym prawieniu kazań na temat ewolucji muzyki). Patrick popełnia swój pierwszy mord z zazdrości o sukces współpracownika. Jego pierwszą ofiarą staje się bezdomny i jego pies. W następnej kolejności bohater morduje wspomnianego pracownika. Wciąż niezaspokojony przerzuca się na młode kobiety, najpewniej prostytutki, które zwykle zabija tuż po seksie. Morderczy szał Patricka nasila się, doprowadzając do absurdalnej eskalacji przemocy. W pewnym momencie jest on ścigany przez policyjne radiowozy, które udaje mu się unieszkodliwić, powodując wybuch gazu. Kiedy staje się oczywiste, że niemożliwe jest dalsze utrzymywanie swojej winy w tajemnicy, Patrick nawiązuje kontakt z prawnikiem i wyznaje całą prawdę. Wtedy dowiadujemy się, że jego rzekomo zamordowany współpracownik ma się świetnie, a duża część wydarzeń, które oglądaliśmy, miała miejsce wyłącznie w niestabilnym umyśle bohatera. Nie jest jednak tak, że otrzymujemy jasne odpowiedzi na nasze liczne pytania. Nie sposób określić, ile morderstw Patrick rzeczywiście popełnił. Może kilka, może wszystkie z wyjątkiem tamtego jednego, a może żadnego. Czy mieszkanie wypełnione rozkładającymi się zwłokami to również wytwór sadystycznego umysłu Patricka? Nie wiadomo!
Prestiż
Chyba nikogo nie zaskoczy obecność iluzji na tej liście. W końcu ekscytacja “magią” i kinem pogrywającym z widzem wynika z podobnych tendencji. Zastanawiałem się także nad zawarciem tutaj Memento, ale tam już od samego początku jesteśmy świadomi tego, że reżyser prowadzi z nami grę. W Prestiżu Nolan stosuje sztuczkę prawdziwych iluzjonistów: odwraca naszą uwagę od oczywistych przesłanek, sprawiając, że ignorujemy to, co jest ważne dla odkrycia całej intrygi. Rywalizacja dwóch iluzjonistów zdaje się być zwykłą historią o miłości i współzawodnictwie, ale wyższość jednego z bohaterów staje się jasna dopiero w finale. Wtedy odkrywamy, że rzeczony iluzjonista to w rzeczywistości dwójka bliźniaków, współtworzących jedną postać na użytek sceniczny. Przez cały film oglądamy dwie różne postaci przedstawiane jako jedna i nie pojmujemy tego, co nam w tym wszystkim nie gra. To wszystko to niezwykle zmyślna iluzja – dla bohaterów i dla widza.
BONUS: Saga “Zmierzch”: Przed świtem – część 2
Podobne wpisy
Co tutaj jest największym żartem z widza (i czytelnika)? Obecność tego filmu na mojej liście? Przydługi i zawiły tytuł produkcji? Odrażające plakaty i grafiki promocyjne tworzone przez pierwszorocznych studentów grafiki komputerowej? Koszmarna abominacja, jaką jest komputerowo wygenerowane paskudz… dziecko Belli i Edwarda? Drewniane aktorstwo Taylora Lautnera i miałkość jego irytującej postaci? Potencjalnych odpowiedzi jest mnóstwo, ale myśląc o filmach grających z widzem przypomniałem sobie o drugiej części Przed świtem. Tutaj nie ma jednak mowy o inteligentnym zwodzeniu czy satysfakcjonującym odkryciu kart. Pod koniec tego dzieła czujemy się, jakby każda z osób zaangażowanych w jego produkcję splunęła nam w twarz – robiąc to po kolei i z namaszczeniem. Kiedy obie strony konfliktu (ci dobrzy i ci źli) stają przed sobą na skraju lasu, wreszcie rozpoczyna się wielka kulminacja, na którą czekaliśmy (?). Wówczas ma miejsce bitwa, mająca więcej wspólnego z ustawką kiboli niż z finałem godnym kilkuczęściowej sagi. Pomijając jednak fatalną choreografię, fatalną pracę kamery i fatalne efekty specjalne, prawdziwe jaja mają miejsce pod koniec walki. Jest tak, ponieważ – uwaga, uwaga – cała bitwa nie wydarzyła się. To, co widzieliśmy, było tylko wizją Alice – tak naprawdę nikt z nikim nie walczył, nikt nie zginął. W ten sposób przekonuje ona głównego złego, że być może powinien przestać być głównym złym, bo spotka go marny los. Dlaczego główny zły nie mógł wykorzystać tej wiedzy, by rozegrać bitwę inaczej? Kto to wie. Dlaczego bzdurne porozumienie, które zawarto tuż po akcji z wizją, nie mogło być wymyślone dużo wcześniej? Kto to wie. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Kto to wie.