6 REŻYSERÓW, którzy ZMARLI za wcześnie
Żegnając znanych filmowych twórców, zastanawiamy się, czym zasłużyli się w swojej karierze. Śledzimy ich filmografie, często dochodząc do wniosku, że osiągnęli prawie wszystko. W wielu przypadkach możemy tak twierdzić. Często jednak myślę o tych, którzy odeszli z tego świata za wcześnie. Próbuję sobie odpowiedzieć wtedy na pytanie: Jak potoczyłaby się ich dalsza kariera? Przedstawiam życie 6 reżyserów, którzy zmarli przedwcześnie.
1. Krzysztof Kieślowski – 54 lata
Do szkoły filmowej dostał się za trzecim razem, wielokrotnie powtarzając, że wybrał dla siebie najgorszy z możliwych zawodów. Lubił prowadzić spokojne życie, ale jego mocny charakter i ambicje doprowadziły go do zawodu reżysera. Wcześniej uczęszczał do szkoły technik teatralnych w Warszawie i tam zaraził się spektaklami. Kiedy pierwszy raz został odrzucony na wydziale reżyserii filmowej przez komisje egzaminacyjne, postanowił zdawać co roku. Nie dlatego, że dalej chciał być filmowcem, ale żeby pokazać, że da radę się tam dostać. I tak już został, a film stał się jego życiem. Kieślowski był bardzo utalentowanym reżyserem, którego filmy dokumentalne zdobywały uznanie na największych festiwalach filmowych, takich jak ten w Krakowie (Fabryka, Byłem żołnierzem, Pierwsza miłość, Szpital, Siedem kobiet w różnym wieku, Z punktu widzenia nocnego portiera). Przez pierwszych kilkanaście lat swojej twórczości trzymał się tylko dokumentu, żeby potem realizować je naprzemiennie z fabułami. Nastał taki moment w jego życiu, w którym zrozumiał, że nadmierna ingerencja w życie bohaterów dokumentalnych jest dla nich zagrożeniem. Kiedy odszedł od dokumentu, do końca swoich dni został reżyserem filmów fabularnych. Podbił cały Zachód, otrzymując nagrody na festiwalach w Berlinie (Trzy kolory: Biały), Wenecji (Trzy kolory: Niebieski) czy Cannes (Podwójne życie Weroniki, Krótki film o zabijaniu). W Ameryce otrzymał nominację do Oscara (Trzy kolory: Czerwony). Podczas realizacji swoich filmów dokumentalnych i fabularnych stawiał w centrum zainteresowania człowieka, któremu zadawał pytania dotyczące życia, przeznaczenia, starcia z władzą, poszukiwania szczęścia czy samotności. Na pewno był pracoholikiem uzależnionym od kawy i papierosów. Krążą plotki, że kiedy wypijał kawę, to w pewnym momencie wcale go nie pobudzała. Ścierał wtedy kawowy osad z kubka i zaczynał go żuć, co stawiało go ponownie na nogi. Chorował na serce, a w ostatnim momencie poddał się operacji, z której nigdy się już nie obudził. Odnoszę wrażenie, że mało jest na świecie takich indywidualistów w kinie. I choć wielokrotnie powtarzał, że rezygnuje z tworzenia filmów ze strachu przed tym, że w pewnym momencie nie będzie rozumiany przez społeczeństwo, to jestem bardzo ciekaw, jak potoczyłaby się dalsza droga wybitnego filmowca, jakim był Krzysztof Kieślowski.
2. Andriej Tarkowski – 54 lata
Jego ojciec był poetą, a on sam jako młody chłopak uczestniczył w zajęciach z muzyki i malarstwa. Dostał się na znany Instytut Kinematografii w Moskwie, gdzie po stworzeniu swojego debiutu pełnometrażowego (Dziecko wojny) od razu zdobył uznanie na festiwalu w Wenecji. Jego twórczość była bardzo mistyczna, a w wielu swoich filmach Tarkowski pokazywał, jak ważna jest dla niego sfera sacrum. Sam jako człowiek dążył do ideału i podkreślał, że to Bóg pomaga mu w tworzeniu jego dorobku twórczego. Niestety życie w ZSRR nie było usłane różami. Przez 20 lat swojej pracy udało mu się stworzyć zaledwie 5 filmów. Twórczość Tarkowskiego nie podobała się władzy do tego stopnia, że po nakręceniu Stalkera ktoś uszkodził taśmę filmową i rok pracy ekipy poszedł na marne. Władza chciała, żeby kręcił inne filmy, a on jako reżyser w ustroju komunistycznym był odepchnięty na bok. Został wygnany i podjął decyzję o wyjeździe za granicę. Tarkowski nie był szczęśliwym człowiekiem i wielokrotnie uważał, że sprowadza na innych ludzi nieszczęście, a z jego życiem coś jest nie tak. Twierdził, że każdy człowiek ma jakiś cel na ziemi i po coś tu jesteśmy. Raz jesteśmy mniej, a raz bardziej szczęśliwi. Za granicą kręcił filmy, które podobały się publiczności, ale w nim samym był jakiś rodzaj tęsknoty spowodowany niemożnością powrotu do kraju i do rodziny. Był nazywany poetą obrazu, który przelewał wszystkie swoje emocje i odczucia na ekran. Jak sam mówił: „Poeci są po to, żeby wstrząsać duszą”, a przecież przez poezję jesteśmy w stanie poradzić sobie z wieloma problemami. I kto wie, być może Andriej z natury był poetą, który nie potrafił oddzielić swojego życia od filmu? Ofiarowanie, czyli ostatni film Tarkowskiego, było jednocześnie jego testamentem, pokazaniem tego, czym jest dla niego sztuka. A była bardzo ważnym elementem, który może przydać się każdemu człowiekowi szukającemu odpowiedzi na ważne pytania. Andriej chorował na raka płuc i zmarł, pozostawiając po sobie piękne filmy.