5 ról, które potwierdzają, że ROBERT PATTINSON to świetny aktor
Podjąłem się napisania tego tekstu dlatego, że chyba nie ma osoby bardziej nadającej się do wykazania aktorskich umiejętności Roberta Pattinsona. Przez lata nie znosiłem tego aktora, uważając go za uosobienie wszelkiego beztalencia obecnego w przemyśle filmowym. Tymczasem od dobrych kilku lat gwiazdor Zmierzchu, serii, która bardziej mu zaszkodziła, niż pomogła, sukcesywnie udowadnia, że nie jest kolejnym Danielem Radcliffe’em. W przeciwieństwie do aktora, który wszelką sławę zawdzięcza serii o Harrym Potterze, Pattinson zdecydował się rozszerzyć swoje aktorskie portfolio i podszedł do tematu w bardzo profesjonalny sposób: do tego stopnia, że Pattinson > Radcliffe.
Oto pięć ról, które udowadniają, że Robert Pattinson to bardzo dobry aktor.
Cosmopolis (2012), reż. David Cronenberg
Właśnie w tym filmie zachwycił mnie po raz pierwszy. Nie był to może zachwyt pełną piersią, ale w tej technologicznej baśni Cronenberga Pattinson wypadł niezwykle dojrzale. Żegnał się już wtedy powoli z sagą Zmierzch i widać było, że szuka sposobów na zerwanie z wampiryczno-nastoletnim emploi. O ile nakręcony w tym samym roku Uwodziciel był fatalnym filmem, o tyle Cosmopolis było nie tylko dziełem znacznie ambitniejszym, ale i lepiej zrealizowanym. I choć na tle całej filmografii Cronenberga akurat ten tytuł wypada blado, dał Pattinsonowi możliwość wykazania się w tematycznie niełatwym, bardzo stylowym repertuarze. I ta pierwsza „dorosła” próba Roberta wypadła bardzo solidnie.
Rover (2014), reż. David Michôd
W tym stylowym, klimatycznym postapo – choć Rovera należałoby nazwać raczej ekono-postapo – Pattinson wcielił się w młodego złodziejaszka, który zostaje pozostawiony na pastwę losu przez partnerów w zbrodni, m.in. własnego brata. Niedoszły rabuś zostaje pojmany przez swoją ofiarę i zmuszony do pogoni za tymi, którzy go porzucili. Już sama ta sytuacja jest scenariuszowym majstersztykiem, ale w filmie Michôda, autora głośnego i znakomitego Królestwa zwierząt, jest znacznie więcej smaczków, niuansów i emocji zawartych pomiędzy wierszami. W surowych realiach australijskiego outbacku Pattinson rozgrywa jedną ze swoich najlepszych partii, w czym także ogromna zasługa Guya Pearce’a.
Mapy gwiazd (2014), reż. David Cronenberg
Kolejny raz Robert mógł się wykazać w filmie Cronenberga i kolejny raz nie zawiódł – chyba już dziś można powiedzieć, że współpraca tych dwóch panów to tzw. safe bet. W Mapach gwiazd wciela się w Jerome’a, kierowcę limuzyny (znowu limuzyna!) pracującego w Hollywood, gdzie każdy chce być kimś – także sam Jerome. Za dnia rozwożąc znane osobistości i celebrytów, jego bohater marzy o byciu aktorem, ale też wydaje się niewiele robić, by ziścić swoje pragnienie. Zamiast tego, nawiązuje dwa romanse (bez obaw, to nie powtórka z Uwodziciela…), dając upust swojemu libido, a nie talentowi. Choć rola Pattinsona nie jest w Mapach gwiazd kluczowa dla fabuły, doskonale wpisuje się w konstelację postaci zaludniających krainę portretowaną przez Cronenberga. Ich motywacje i losy różnią się, ale wspólnym mianownikiem ich egzystencji jest próżność.
Dzieciństwo wodza (2015), reż. Brady Corbet
Nagrodzona za debiut na festiwalu w Wenecji pierwsza fabuła Brady’ego Corbeta to bardzo ciężki rodzaj kina – mroczna, diaboliczna, przywołująca skojarzenia z Omenem historia jest alegorią narodzin faszyzmu w Europie epoki międzywojennej. Pattinson świetnie czuje tę mroczną konwencję i kreuje intrygującą, niejednoznaczną postać, której scharakteryzować nie mogę bez zdradzania zbyt wielu elementów fabuły. Jedno można jednak powiedzieć na pewno – mrok jest dominującym pierwiastkiem nie tylko tej jego roli, ale i w jakimś sensie wszystkich kreacji umieszczonych w tym zestawieniu.
Good Time (2017), reż. Benny i Josh Safdie
Absolutnie najlepsza dotychczasowa rola Roberta Pattinsona. W pulsującej, teledyskowej, narkotycznej narracji braci Safdie odnalazł się bezbłędnie, raz jeszcze – po świetnej kreacji w Roverze – kreując postać z gangstersko-przestępczego repertuaru. W Good Time jest osobnikiem, który ma w sobie wszelkie najgorsze cechy – jest oportunistą bez kręgosłupa moralnego, zdolnym do poświęcenia wszystkiego i wszystkich, byle tylko ocalić własną skórę. A jednak jakoś podskórnie czujemy, że w historii nieudolnego (znowu!) złodzieja Conniego jest coś jeszcze – coś, co sprawia, że jest takim, a nie innym człowiekiem, co sprowadziło go na ścieżkę, która oduczyła go współczucia i skrupułów.