5 powodów, dla których WARTO obejrzeć serial MINDHUNTER
Telewizja nie cierpi na brak produkcji detektywistycznych. Wręcz przeciwnie – cieszą się one dużą popularnością wśród widzów, dlatego powstaje ich coraz więcej. Gdy do biblioteki Netfliksa w 2017 roku zawitał nowy serial o agentach FBI zajmujących się sprawami morderstw, nie było jeszcze wiadome, że tak namiesza on w gatunku. Mindhunter stał się w ostatnim czasie jedną z najpopularniejszych oraz najpochlebniej ocenianych produkcji czerwonej internetowej wypożyczalni. I, co więcej, rzucił nowe światło na tematykę seryjnych morderców oraz ich zbrodni, tak chętnie poruszaną na ekranie. Moim zdaniem jest to jeden z najciekawszych seriali, które w ostatnim czasie zaproponował mi Netflix. Aby dać temu wyraz, zebrałam pięć powodów, dla których warto obejrzeć tę produkcję oraz dla których różni się od innych seriali detektywistycznych.
1. Świetne odtworzenie realiów i stylistyki lat 70.
Akcja serialu rozgrywa się w późnych latach 70. – latach muzyki rockowej, dzwonów, błyszczących cadillaców. Jako że David Fincher jest współreżyserem oraz dobrym duchem produkcji, wiadome było, że serial będzie prezentował się widowiskowo. Tak się zresztą stało. Kostiumy, scenografia, oświetlenie – wszystko zostało dopracowane do najmniejszego szczegółu. Wszystkie, niekiedy imponująco rozległe lokalizacje wyglądają jak żywa pocztówka z lat 70. Serial nie ma wyznaczonego jednego miejsca akcji – bohaterowie podróżują po różnych miastach oraz stanach. Nieważne jednak, czy jest to w małe miasto w Pensylwanii, czy Atlanta w stanie Georgia – twórcy dbają o to, by z każdego kadru bił specyficzny klimat regionu, tak by nawet bez podpisów widz doskonale wiedział, w którym miejscu kraju toczy się właśnie akcja. Świadczą o tym nie tylko dopracowane kostiumy oraz charakteryzacja aktorów, ale również specyficzne budownictwo, ogólny wystrój ulic, stare samochody na poboczach, reprezentatywne umeblowania pomieszczeń czy najmniejsze rekwizyty, takie jak puszki po starych napojach, charakterystyczne opakowania po papierosach i neony oświetlające ulice wieczorami. Ogromnej liczbie scen towarzyszy nastrojowe, przygasłe oświetlenie współgrające z wszechobecnym dymem papierosowym. Scenografia jest tak dopieszczona, dopracowana i wygładzona, że na pierwszy rzut oka widać, że jest to tylko wysokiej klasy wystylizowana dekoracja. Nie zmienia to jednak faktu, że prezentuje się to spektakularnie. Ogólnego obrazu serialu idealnie dopełnia oldschoolowa ścieżka dźwiękowa, która doskonale sprawdziłaby się jako muzyczna ilustracja samochodowej podróży po Ameryce.
2. Tylko i aż prawdziwe zbrodnie
Mówią, że najlepsze historie pisze życie. Zdaniem Wisławy Szymborskiej „życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze”. Trudno się z tym nie zgodzić, tym bardziej mając na uwadze Mindhuntera. Serial opiera się historiach morderstw, równie przerażających i odrażających, co fascynujących pod względem psychologicznym. Są to dokumentalno-fabularyzowane rekonstrukcje prawdziwych zbrodni, które miały miejsce w Ameryce w latach 70. Każdy z antagonistów był faktycznym amerykańskim seryjnym mordercą. Już sam ten fakt wyróżnia serial na tle innych produkcji detektywistycznych. Nic tak nie mrozi krwi w żyłach jak zbrodnie, które wydarzyły się naprawdę. Wszystkie one są opowiedziane z najmniejszymi szczegółami. W pierwszym sezonie widz poznaje historie morderstw oprawców takich jak Ed Kemper, Richard Speck czy Jerry Brudos. W drugim zaś bohaterowie analizują zbrodnie Davida Berkowitza, Williama „Juniora” Pierce’a czy samego Charlesa Mansona, prowadząc jednocześnie osobne śledztwo, które ma wskazać brutalnego mordercę dzieci z Atlanty. Serial nie opiera się jednak na samej rekonstrukcji krwawych zbrodni, przytaczaniu ich makabrycznych szczegółów. Clue Mindhuntera to poznawanie morderców od podszewki – analizowanie ich motywacji, sposobu działania, rozszyfrowywanie ich modus operandi, czyli, jak sugeruje sam tytuł, grzebanie w ich umysłach. Dzięki temu serial porusza problematykę, której inne produkcje kryminalne nie zdołały lub nie odważyły się dotknąć bądź udało im się to zrobić jedynie ogólnikowo.
3. Boleśnie realistyczne portrety morderców
Historia Stanów Zjednoczonych zna niejeden przypadek, kiedy seryjni mordercy byli porównywani do celebrytów. Pisali książki, nagrywali płyty, dostawali listy od fanek bądź fanów. Ciągnące się latami procesy Teda Bundy’ego były istnymi telewizyjnymi show, których prowadzącym oraz największą gwiazdą był sam oskarżony, szyderczo uśmiechający się do kamer. Nie tylko w prawdziwym życiu, ale częściej w kinie mamy do czynienia ze swoistą celebryzacją, estetyzacją morderców. Nie w Mindhunterze. Twórcy serialu z bezlitosną surowością i realizmem opracowują portrety omawianych w odcinkach morderców. I piszę tu nie tylko o zdumiewającej pracy charakteryzatorów, dzięki którym podobieństwa między aktorami wcielającymi się w role oprawców a ich rzeczywistymi wizerunkami są wręcz niepokojąco uderzające. Serial przekazuje przede wszystkim, że w osobach seryjnych morderców nie ma nic atrakcyjnego czy pociągającego. Są to w większości przypadków złamani, odpychający, zmizerniali mężczyźni żyjący z piętnem poważnych zaburzeń czy chorób psychicznych. Pokazywani są głównie za kratami, w głośnych, budzących grozę więzieniach, ubrani w brunatne więzienne pasiaki, ze zniechęceniem, udręczeniem i niechlujstwem wymalowanymi na twarzach. Być może budzą zainteresowanie, ciekawość, jednak pierwszym uczuciem, które wywołuje ich obraz, jest odraza. W tym wszystkim serial nie pozbawia ich jednak godności – pokazuje ich jako ludzi niepozbawionych wrażliwości oraz żalu, których psychika jest jak smolisty labirynt. Mindhunter nie romantyzuje morderstwa, a pokazuje jego najbardziej szkaradną oraz tragiczną, czyli najbliższą prawdy, stronę.