Powrót Lindy Hamilton w teorii brzmi świetnie, jednak po obejrzeniu trailera Mrocznego przeznaczenia nabrałem poważnych wątpliwości co do tego, jak zostanie ona przedstawiona w filmie. Scena, w której jej bohaterka wysiada z auta, od niechcenia rozwala (nie ostatecznie) Terminatora i rzuca kultowym one-linerem wydała mi się wymuszona i ewidentnie skrojona pod rankingi typu „THE COOLEST BADASS MOMENTS EVER”. Jej późniejszy występ przynosi więcej realnej satysfakcji, ale jedno wściekłe spojrzenie Furiosy z ostatniego Mad Maxa ma w sobie więcej przekonania niż cała tamta efekciarska sekwencja. Na drodze gniewu to idealna propozycja dla osób spragnionych prawdziwie silnej postaci kobiecej walczącej o sprawiedliwość w świecie pełnym przemocy. Charlize Theron jest w tej roli równie naturalna i pamiętna jak Sigourney Weaver w trylogii (TAK, TRYLOGII) Obcego i zjada na śniadanie większość podobnych występów z ostatnich lat. Postapokaliptyczne szaleństwo i sekwencje akcji bijące na głowę nawet dokonania Camerona z pierwszych dwóch Terminatorów mogą być dodatkową zachętą do nadrobienia tego arcydzieła (albo ponownego seansu).
Jeśli macie ochotę na dobry współczesny występ Schwarzeneggera (w nowym Terminatorze dostaniecie to, tyle że w małej ilości), to niezłą propozycją może być ten dramat. Tak, nie ma tu żadnej pomyłki: dramat. Austriacki aktor w tym filmie odkłada na półkę śmiercionośny oręż i pokazuje, że zna inne środki wyrazu niż przemoc. Wciela się w pogrążonego w żałobie mężczyznę, który nie potrafi poradzić sobie z utratą bliskich w katastrofie lotniczej. Próbując pogodzić się z potworną stratą, zaczyna walczyć o sprawiedliwość dla ofiar tragedii. Film być może nie zebrał szczególnie entuzjastycznych recenzji, ale rola Schwarzeneggera była w nich chwalona i to właśnie dla niej warto się tym tytułem zainteresować.
Oczywista sprawa – kiedy sequele przynoszą rozczarowanie, najlepszym wyborem może być pierwowzór i zarazem najlepsza część serii (tak, lepsza niż Dzień sądu). Mniejszy rozmach i skromniejszy charakter scen akcji pozwalają lepiej wybrzmieć mrocznej atmosferze z pogranicza horroru, a pozbawiony brwi Schwarzenegger jeży włos na karku. Wersja T-800 z tego filmu to przerażająca maszyna do zabijania, nie automat z zabawnymi tekstami, który znamy z późniejszych odsłon. Niepokojąca ścieżka dźwiękowa i pesymistyczny wydźwięk fabuły czynią pierwszego Terminatora najcięższą tonalnie i najbardziej interesującą odsłoną tej serii (przy całej mojej sympatii do Dnia sądu).