20 najciekawszych premier filmowych 2017 roku (lista subiektywna)
6. OBCY: PRZYMIERZE
A cholera wie, jak będzie z tym filmem. Naprawdę, trudno wierzyć na słowo Ridleyowi Scottowi, bo wiele obiecał w związku z Prometeuszem, a jaki był efekt, wszyscy widzieliśmy. Osobiście nie oceniam aż tak negatywnie filmu z 2012 roku, ale trudno mi jednak nie nazwać filmu Scotta rozczarowaniem. To cała masa straconych szans, idiotycznych zagrań i niezadowalające sięgnięcie do mitologii Obcych – strasznie trudno fanom tego uniwersum uciec od wrażenia, że z tego tematu można było wycisnąć zdecydowanie więcej i lepiej. Czy Covenantem Scott odkupi winy? Zwiastuny i zdjęcia sugerują nawiązanie do Obcego z 1979 roku – kosmos, zamknięta przestrzeń, polowanie na ludzi. Czyli samo dobro. Wszyscy marzymy o pozbawionym efekciarstwa i nadmiernej liczby efektów specjalnych filmie – niech będzie to surowy, klaustrofobiczny prequel, na który Ridleya Scotta na pewno stać. Takie są przynajmniej moje oczekiwania, choć – biorąc pod uwagę dokonania reżysera w XXI wieku – szansa na udany film jest mniejsza niż na nieudany.
5. DUNKIERKA
Bardzo cenię Nolana za to, że się nie boi – nie boi się oryginalnych scenariuszy; nie boi się opowiadania w sposób klasyczny, ale wymagający pewnej umysłowej gimnastyki. To zdecydowanie jeden z najbardziej precyzyjnych reżyserów – perfekcjonista, który wie, co chce osiągnąć, a metody, których używa, są podporządkowane emocjom widza. Dopieszcza swoje dzieła w najmniejszym detalu, nie pozostawiając niczego przypadkowi, co naraża go nieraz na zarzut sztuczności. Jego filmy są efektowne, ale dalekie od efekciarstwa, nachalności. I chyba nie ma drugiego reżysera, którego filmy budziłyby tak wiele dyskusji, o których fabule rozmawia się dużo, bez względu na to, czy jesteś wytrawnym kinomanem, czy przygodnym oglądaczem filmów popularnych. Wychodzi mi krótka laurka na temat Nolana, ale trudno. Okazja jest niebagatelna – bo kino wojenne w jego wykonaniu będzie daniem wybornym, zobaczycie. Czy rewolucyjne jak Szeregowiec Ryan Spielberga? Raczej nie, zwiastun sugeruje klasyczne pod względem formy podejście do kina o II wojnie światowej. Nie będzie też kinem egzystencjalnym jak Cienka czerwona linia Malicka. Nie będzie tak brutalne jak niedawna Przełęcz ocalonych, bo Nolan świadomie robi kino dla jak największej liczby widzów, więc kategoria R odpada. Będzie dobra, intrygująca i emocjonująca opowieść o ważnej akcji. Będzie dobre aktorstwo. Audiowizualnie zmiażdży.
4. THE KILLING OF A SACRED DEER
Niewielu jest tak oryginalnych reżyserów o unikalnym, rozpoznawalnym z daleka stylu. Nie tylko chodzi o kwestie wizualne – dopracowane w każdym kadrze – ale także fabułę, która jest czymś z pogranicza absurdu, surrealizmu i społecznego komentarza. Lanthimos dał światu trzy genialne filmy – Kieł, Alpy i Lobster – z których każdy jest dziełem wyjątkowym, mocnym głosem w sprawie niełatwej: tożsamości jednostki w społeczeństwie. Ambitnie, atrakcyjnie, odważnie i zaskakująco – tak filmy robi Lanthimos. W tym roku zaprezentuje nowe dzieło, podobnie jak Lobster zrobione w języku angielskim. Powtórnie zaprosił do współpracy Colina Farrella, ale tym razem partnerowała mu będzie Nicole Kidman, która zaczyna nareszcie wybierać ciekawe projekty. Na drugim planie zobaczymy dawno nie widzianą Alicię Silverstone. Fabuła? Nie wiemy wiele, ale ma być o mocno dysfunkcyjnej rodzinie. Cokolwiek to będzie, hipnotyczny seans gwarantowany.
3. GHOST IN THE SHELL
Aktorska wersja arcydzieła animacji. Wspomniałem wcześniej o Death Note, a w tym roku pojawi się jeszcze Piękna i bestia, ale wybaczcie, urocza produkcja Disneya nie jest czymś, na co czekam z wypiekami na twarzy (a i animacji nie oglądam w podnieceniu). Wiele sugerowało, że ten projekt niekoniecznie się uda – przecież od lat słyszeliśmy o możliwych ekranizacjach, a jednak nic się nie działo. Gdy podjęto decyzję o robieniu z anime tradycyjnego filmu, to postawienie na Ruperta Saundersa, autora Królewny Śnieżki i Łowcy, również nie wyglądało zachęcająco. Oskarżenia o tzw. white washing, czyli zatrudnienie amerykańskich aktorów do udawania japońskich bohaterów – to również słabo wyglądało. Do czasu aż pojawiły się zwiastuny, które pokazały rewelacyjną wizję filmową, bardzo bliską oryginałowi Mamoru Oshii, wręcz kopiująca niektóre ujęcia. Scarlett Johansson wygląda zjawiskowo. Całość jest promowana w intrygujący, niebanalny sposób bez zarzucania na widza sieci wypełnionych efekciarskimi scenami. GITS wygląda na zabawę w mroczniejsze sf dla dorosłych, rasowy cyberpunk, jakich w kinach praktycznie nie spotykamy. Ekranizacja domaga się wyrozumiałości nawet od dozgonnych fanów anime.
2. HAPPY END
Michael Haneke, wybitny twórca, powraca po 5 latach. Już 2 lata temu zapowiadał “Flash Mob”, ale niestety nic nie wyszło. Teraz wyjdzie – z mocnym i aktualnym tematem, który zostanie dostrzeżony, i w znakomitej obsadzie z Isabelle Huppert, Mathieu Kassovitzem i Jean-Louis Trintignantem. O co chodzi? O imigrantów. We francuskim Calais, czyli w miejscu, gdzie jak w soczewce skupia się wiele problemów związanych z napływem ludności do Europy. Ale nie o nich opowie Haneke, a o rodzinie żyjącej w tym niewielkim miasteczku na zachodzie Francji i jej reakcji na obcych. Znając dotychczasową twórczość reżysera możemy być pewni, że będzie to głos bezkompromisowy, unikający stawania po którejś ze stron, skupiający się ludziach, którzy tworzą problemy, nie na problemach, które tworzą ludzi. Brutalne uderzenie w dobre samopoczucie. Ze szczęśliwym zakończeniem? Wątpię, Haneke jest cholernie przewrotnym reżyserem. Tak było za każdym razem, gdy oglądałem Miłość, Białą wstążkę, Ukryte, Funny games, Kod nieznany, Pianistkę. Tak będzie teraz. Czekam na film Mistrza. All around us, the world, and we, in its midst, blind.
1. BLADE RUNNER 2049
Może być inny tytuł na pierwszym miejscu? Jeśli miałbym obejrzeć tylko jedną z premier tego roku, to byłby ten film.
Nie mam pojęcia – nikt nie ma – jaki to będzie film. Oczekiwania są ogromne, szczególnie po niesamowitym zwiastunie, którym poczęstowano pod koniec 2016 roku. Tak łatwo się potknąć, bo Denis Villeneuve, niewątpliwie świetny reżyser, dotyka materii szalenie niebezpiecznej, zbudowanej na bazie autentycznego kultu potwierdzonego mianem “najlepszego filmu lat 80.”. Co budzi optymizm? Sam Villeneuve na pewno, bo dotąd nie miał wpadki i każdy film miał swój styl, klimat, a przy tym wypełnione były niebanalną treścią. Zdjęcia Rogera Deakinsa. Muzyka Jóhanna Jóhannssona bazująca – miejmy nadzieję – na Vangelisie. Świetna obsada z Goslingiem, Fordem, Leto. Co budzi obawy? Wszystko. Że będzie to świat, który zostanie ładnie odtworzony, ale bez odpowiedniego ducha. Że będzie zbyt perfekcyjnie.
Czego sobie życzę? Odwagi. Villeneuve nie powinien do końca udawać Scotta, a świat, który wykreuje w filmie, powinien wykraczać poza spodziewaną kopię oryginału. Powinien być jego. Pamiętacie co zrobił Cameron z Aliens i z Terminatorem 2? Albo Miller z Fury Road? No właśnie.
Na co ty najbardziej czekasz?