search
REKLAMA
Recenzje

MASH. Wojenna satyra Roberta Altmana

Andrzej Brzeziński

20 listopada 2016

REKLAMA

Wojna jest obecna w historii człowieka od początków jego społecznej organizacji. Od zarania dziejów ludzie nie potrafili żyć razem w pokoju, stąd wiele wojen na tle religijnym, politycznym, rasowym, ale również i ekonomicznym. Nie będę chyba jedynym, który stwierdzi, że wszystkie wojny i konflikty zbrojne są bezcelowe. Najczęściej, oprócz zniszczeń gospodarczych i cierpień ludzi, nie pociągają za sobą wymiernych do ich brutalności korzyści. Gdy pisze się o wojnie – znajomość historycznych faktów, aczkolwiek konieczna, staje się drugoplanowa wobec refleksji nad uniwersalnymi procesami, zjawiskami natury psychologicznej, etycznej i socjologicznej. To powoduje, że temat wojny często znajduje swoje odbicie zarówno w literaturze, jak i w kinie.

Termin, którym określa się film wprowadzający widza w świat bólu i horroru wojny, często z politycznego lub ideologicznego punktu widzenia, to „film antywojenny”. Przykładów daleko nie trzeba szukać. Każdy, a przynajmniej mam taką nadzieję, zna takie klasyki jak „Łowca jeleni” czy „Czas apokalipsy”. Właściwie większość dramatów wojennych obrazujących bezsens wojny to obrazy wstrząsające, pełne brutalności i do bólu pesymistyczne. Nieczęsto trafia się film, który opowiadałby się przeciw wojnie w sposób komediowy, ale taki właśnie jest jeden z najbardziej znanych i kojarzonych filmów Roberta Altmana – „MASH”.

Mobile Army Surgical Hospital (Mobilny Wojskowy Szpital Chirurgiczny), w skrócie właśnie MASH, to rodzaj szpitala polowego Armii Stanów Zjednoczonych. Pierwsze takie MASH-e utworzono tuż po zakończeniu II wojny światowej. Według założeń, profesjonalny szpital miał podążać za frontem tak, by znajdować się w odległości maksymalnie kilku mil od strefy walk, by jak najszybciej – w odróżnieniu od tradycyjnych szpitali polowych – udzielać pomocy rannym. Cały szpital i jego wyposażenie można było spakować na ciężarówki i w relatywnie szybkim czasie przenieść w inne miejsce. Podczas działań wojennych MASH-e mogły zmieniać swoją lokalizację nawet kilkunastokrotnie. W takich jednostkach przeprowadzano głównie zabiegi chirurgiczne, od amputacji poczynając, na tak skomplikowanych jak np. trepanacje kończąc. Chrzest bojowy MASH-e przeszły podczas wojny w Korei (1950-1953), gdzie okazało się, że szpitale ratowały życie 97 proc. rannych, którzy dotarli do szpitala żywi (w większości byli to trzynastoletni żołnierze armii koreańskiej). Szpitale te również działały podczas wojny wietnamskiej oraz pierwszej i drugiej wojny w Zatoce Perskiej.

Jednak to właśnie wojna w Korei sprawiła, że MASH stał się tym najpopularniejszym szpitalem i na stałe wszedł do świadomości kinomanów i nie tylko. Wszystko za sprawą powieści „MASH: A Novel About Three Army Doctors” (1968) amerykańskiego pisarza Richarda Hookera, przeniesionej na ekran przez objawiającego się powoli geniusza kina – Roberta Altmana. Richard Hooker, a tak naprawdę dr Richard Hornberger, opisał w swojej powieści przeżycia z wojny koreańskiej podczas służby w jednym ze szpitali polowych. Swoją osobę ukrył pod postacią dr. Benjamina Franklina ‘Sokole Oko’ Pierce’a. Ponadto wielu bohaterów książki miało swoje odpowiedniki w rzeczywistości, a niektóre sytuacje opisane zostały dokładnie tak, jak miały one miejsce.

Film rozpoczyna świetnie sfilmowana scena lotu śmigłowców typu H-13 Sioux, które są niejako symbolem wojny w Korei, transportujących rannych żołnierzy do szpitali polowych. Widok poranionych ciał i charakterystyczny sposób ich transportowania ilustruje rewelacyjny utwór „Suicide Is Painless” z muzyką Johnny’ego Mandela i tekstem Mike’a Altmana, czternastoletniego wówczas syna Roberta Altmana. Warto zaznaczyć, że jest to jeden z najbardziej popularnych utworów skomponowanych na potrzeby filmu i jeden z najchętniej coverowanych, z lepszym (Manic Street Peachers) czy gorszym (Marilyn Manson) skutkiem. Po tym wstępie poznajemy dwójkę głównych bohaterów w momencie, gdy zostają sprowadzeni do 4077. szpitala wojskowego MASH. Są to dwaj chirurdzy – kapitan Benjamin Franklin ‘Sokole Oko’ Pierce (w tej roli genialny Donald Sutherland) oraz kapitan Augustus Bedford ‘Duke’ Forrest (Tom Skeritt). Wkrótce dołącza do nich ich kolega, kapitan John Francis Xavier ‘Trapper’ McIntyre (Elliot Gould). Trójka lekarzy wykorzystuje każdą możliwą chwilę na rozładowanie stresu poprzez robienie innym kawałów, grę w golfa, popijanie martini i ogólnie dobrą zabawę. Personel szpitala nie jest obojętny na ich działania. Większość personelu akceptuje i przyłącza się do wybryków lekarzy. Jednak chirurdzy szybko popadają w konflikt z konserwatywnym majorem Frankiem Burnsem (Robert Duvall) i nowoprzybyłą przełożoną pielęgniarek major Margaret O’Houlihan (Sally Kellerman), która szybko zyskuje sobie przydomek ‘Gorące Wargi’. Ich konflikt jest pretekstem do wielu humorystycznych dialogów i zabawnych scen.

Film Altmana wpisuje się w nurt nietypowego kina wojennego. Bo samej wojny nie uświadczymy tutaj wcale. Mimo iż akcja filmu dzieje się niemal na linii frontu, jedynym wystrzałem jest ten z pistoletu sędziego w trakcie meczu footballu amerykańskiego. Widać tylko jej skutki, zakrwawione ciała żołnierzy, wraki helikopterów. Altman skupia się na ludziach, którzy zostali rzuceni w sam środek ekstremalnego piekła. Jednak, co dziwne, nie robi z tego dramatu psychologicznego, a komedię. I trzeba zaznaczyć, że nie jest to wojskowa wersja „Akademii policyjnej”.

Bohaterowie, lekarze wojskowi, to ludzie, którzy na wojnie nie powinni się nigdy znaleźć – wyluzowani kobieciarze, uwielbiający łamać reguły. Oprócz ratowania rannych, zajmują się wszystkim innym, tylko nie faktem, że otacza ich wojna. Myślą tylko o tym, jak zaciągnąć kolejną pielęgniarkę do polówki, zagrać partyjkę golfa i strzelić sobie drinka. Za wszelką cenę nie chcą przyjąć do wiadomości, że wokół nich toczy się wojna, którą trzeba się śmiertelnie przejmować. Absurdalne perypetie głównych bohaterów, kontrastujące z okrucieństwem wojny, dosyć szybko powodują pojawienie się wszechogarniającego chaosu. Postawa bohaterów, z jednej strony kontrowersyjna, z drugiej ma jednak terapeutyczny charakter. Obcowanie z brutalnością, śmiercią, bezsilnością wobec niej pociąga za sobą zmiany w psychice ludzi, którzy to przeżyli. Doświadczenie wojny niewątpliwie prowadzi do zmian w psychice ludzi walczących lub, tak jak bohaterowie filmu, mimowolnie biorących udział w konflikcie zbrojnym. Nic zatem dziwnego, że podejmują próby paradoksalnej walki z szaleństwem za pomocą własnych drobnych wariactw. Wariactw w rodzaju dowcipnych rozmów nad umierającym na stole operacyjnym żołnierzem czy nadawania przez radiowęzeł miłosnych uniesień z namiotu nielubianej major O’Houlihan (co przyniosło jej pseudonim „Gorące Wargi”) .

Jednak pod pozorną lekkością fabuły i swobodnym zachowaniem bohaterów film kryje zdecydowaną postawę antywojenną. Bo „MASH” to nie tylko wyśmienita komedia, ale też zjadliwa satyra obnażająca bezsens prowadzenia jakiejkolwiek wojny. I chociaż chodziło o konkretny konflikt – całość działa się na tle wojny w Korei, to trudno nie odnieść wrażenia, że chodziło właśnie o trwającą wówczas wojnę w Wietnamie. A dla Amerykanów Wietnam to nie był (i w pewnym sensie dalej nie jest) powód do śmiechu. Wojna ta wywoływała ostre konflikty społeczne, spowodowane przymusowymi poborami do wojska, spadkiem zaufania wobec instytucji rządowych oraz sił zbrojnych. Wietnam stał się swego rodzaju tematem tabu. Wojna w Wietnamie poważnie zachwiała w społeczeństwie amerykańskim pewność i wiarę we własne możliwości. Dlatego Altman, jak na prawdziwego artystę przystało, zrezygnował z dosłowności, dzięki czemu „MASH” stało się dziełem uniwersalnym, którego antywojenny wydźwięk można odnieść do każdego konfliktu zbrojnego i działań wojennych.

Trzeba jednak podkreślać, że ten obraz to nie tylko trafny antywojenny komentarz, ale również fantastyczna komedia. I tutaj Altman nie byłby sobą, gdyby czegoś przy okazji nie obnażył. Specyficzne, często ocierające się o mizoginizm i momentami sprośne poczucie humoru, jakim się posługuje, jest również bardzo luźnym komentarzem dotyczącym rewolucji obyczajowej i zmian w obyczajowości seksualnej, jakie wówczas zachodziły. Twórca drwi również z przekonań religijnych, patriotycznych i poczucia obowiązku. Altman ewidentnie naśmiewa się z tych wartości, bo zdaje sobie sprawę, jaka hipokryzja często się za tym kryje (co najlepiej widać na przykładzie postaci Franka Burnsa), w dodatku na wojnie przestają mieć one jakikolwiek sens i znaczenie.

Robert Altman, tworząc „MASH”, nie miał łatwo. Już na samym początku popadł w konflikt z Richardem Hookerem, autorem książki, wypowiadając się dosyć krytycznie na jej temat. Reżyser wprowadził do scenariusza sporo zmian, w dodatku w trakcie kręcenia wiele scen zostało zaimprowizowanych. I chociaż w trakcie seansu wydaje się, że ekipa na planie zdjęciowym bawiła się świetnie, to rzeczywistość nie była już taka wesoła. Między reżyserem a aktorami dochodziło do spięć i nieporozumień. Głównie chodziło o Donalda Sutherlanda i Elliota Goulda, którzy nie byli zadowoleni z metod pracy Altmana oraz nie do końca przekonani co do jakości powstającego filmu. Doszło nawet do tego, że dwójka aktorów starała przyczynić się do zwolnienia Altmana ze stołka reżyserskiego.

Producenci również rzucali mu kłody pod nogi, zwłaszcza na etapie prac montażowych. Nie podobała im się swoboda obyczajowa lansowana w „MASH”, jego „antypatriotyczność” i „antywojskowość” oraz przede wszystkim tryskająca krew podczas scen dziejących się na sali operacyjnych. W końcu Altmanowi udało się przeforsować swoją wersję, a po entuzjastycznym przyjęciu przez widownię podczas próbnego seansu producenci wycofali zastrzeżenia. I bardzo dobrze, bo film zdobył należne mu uznanie, o czym świadczą liczne nagrody i nominacje. Film otrzymał w roku 1970 Złotą Palmę na Festiwalu w Cannes, zebrał również 8 nominacji do Oskara, w tym za reżyserię. Tak dobre przyjęcie sprawiło, że już w dwa lata później widzowie doczekali się serialu inspirowanego dziełem Altmana.

Serial pod tym samym tytułem (warto jednak zwrócić uwagę na różnice w pisowni ) składał się z 251 odcinków, podzielonych na 11 sezonów. Emitowany był przez telewizję CBS od 17 września 1972 do 28 lutego 1983 i od tego czasu jest nieustannie retransmitowany przez telewizje na całym świecie. Donalda Sutherlanda w roli ‘Sokolego Oka’ zastąpił świetny Alan Alda i po dziś dzień trudno ocenić, w którym wykonaniu ta postać jest lepsza. Dwie niezapomniane kreacje. Elliota Goulda zastąpił Wayne Rogers, a z kolei postać grana przez Toma Skeritta nie pojawia się w serialu. Z filmu Altmana został tylko Gary Burghoff, który już na zawsze będzie chyba kojarzony jako Kapral Walter ‘Radar’ O’Reilly.

Podobnie jak film, serial zawiera w sobie elementy komedii z czarnym, antywojennym przesłaniem. Jednak w kolejnych seriach „M*A*S*H” zaczął zmieniać ton. Szybko przestał być tylko zabawną komedią, a obok mniej lub bardziej wysublimowanego humoru pojawiło się w nim sporo refleksji: nad charakterem bohaterów, odpowiedzialnością lekarzy, stanem amerykańskiego społeczeństwa, a przede wszystkim spustoszeniami, jakie wojna czyni w ludzkiej psychice. Po zakończeniu zdjęć do 10. serii Alda i pozostali odtwórcy głównych ról postanowili zakończyć „M*A*S*H”. Jednak CBS oraz 20th Century Fox zdecydowało się dokręcić jeszcze 11. serię, by pozamykać rozpoczęte wątki i doprowadzić do wielkiego zakończenia. Ostatni odcinek serialu “Goodbye, Farewell and Amen” wyemitowano 28 lutego 1983, obejrzało go ponad 106 milionów widzów – więcej zdołał zgromadzić tylko finał Superbowl z 2010 roku. Jeśli wierzyć plotkom, w trakcie nadawania reklam w niektórych częściach Nowego Jorku wysiadała kanalizacja, ponieważ tak wiele osób czekało do nich z “ulżeniem sobie”, aby nie przegapić choćby sekundy programu.

Warto wspomnieć o tym, że serial miał swoje małe kontynuacje. Pierwszy był „After M*A*S*H”, w którym pułkownik Potter, Klinger i ojciec Mulcahy spotkali się po wojnie w USA w jednym ze szpitali wojskowych. Po dobrej pierwszej serii, serial zaczął gwałtownie tracić widownię i jego emisja została przerwana w środku drugiego sezonu. Jeszcze krótszy żywot miał serial „W*A*L*T*E*R”, opisujący cywilne życie Radara O’Reillego, który wstąpił do policji. Nakręcono jedynie pilotażowy odcinek, który jednak nie przekonał producentów i projekt szybko porzucono. Większym zainteresowaniem cieszył się serial „Trapper John, M.D.” ze znanym z „Bonanzy” Pernelem Robertsem. W tym przypadku twórcy wprowadzili szereg wątków sugerujących związki tytułowego bohatera z Trapperem z „M*A*S*H”, ale oficjalnie nie uznawali serialu za kontynuację. Zmusił ich do tego dopiero pozew telewizji CBS i korzystny dla niej wyrok sądu. Na serial składało się 251 odcinków podzielonych na 7 sezonów. Ostatni wyemitowano w 1986 roku.

Wracając jednak do samego filmu. „MASH” to klasyka kina wojennego, która w dodatku wyróżnia się na tle innych wielkich dzieł. Nie ma tu wojny, jaką oglądamy w wielu wojennych klasykach. Nie ma wielkich scen batalistycznych, nie ma bohaterów, nie ma patosu – są tylko zwykli ludzie z krwi i kości, ze słabościami i nie najgorszym poczuciem humoru. Bo film Altmana wyróżnia się również jako kino z rodzaju antywojennego, mówiąc o poważnych i traumatycznych rzeczach, wcale tej powagi nie zachowuje, ale i nie przesadza z humorem. To jeden z bardzo niewielu filmów, obok „Dyktatora” Charliego Chaplina, które opowiadają się przeciwko wojnie w tak zabawny i jednocześnie inteligentny sposób.

I wreszcie „MASH” to film kultowy. Osobiście nie znam osoby, która nie kojarzyłaby tego tytułu, choćby z równie kultowego serialu. Pomijając już te oczywiste fakty, „MASH” to prawdziwa perełka w filmografii Roberta Altmana. To właściwie dzięki temu tytułowi jego nazwisko stało się znane i przede wszystkim doceniane. Pomimo nieco odmiennego charakteru, „MASH”, obok takich wielkich dzieł jak „Nashville”, „Na skróty” czy „Gosford Park”, pozostaje pozycją obowiązkową dla każdego szanującego się kinomana.

REKLAMA