REKLAMA
Szybka piątka
NAJLEPSZE filmy pierwszej połowy 2020 roku
REKLAMA
Tomasz Raczkowski
- Kłamstewko – piękne, emocjonalne kino naładowane ironicznym humorem, napięciem pomiędzy odmiennym pojmowaniem etyki i zmaganiem z niemocą wyrażenia swoich uczuć. Lulu Wang w niezwykle zgrabny sposób uchwyciła poczucie zagubienia na pograniczu kultur i przekuła je w subtelną filmową opowieść o wielu odcieniach, zachwycającą swoją inteligencją oraz prostotą.
- Biały, biały dzień – z zewnątrz kino chłodne i oszczędne, pod powierzchnią buzujące jednak skrajnymi emocjami, które rozsadzają od wewnątrz głównego bohatera i filmową formę. Precyzyjna narracja, oparta na subtelnych zmianach tonacji i błyskotliwie wydobywanych z codzienności dziwacznych, niepokojących detalach, to propozycja elektryzująca i zaskakująca, znajdująca się w mojej czołówce nie tylko tegorocznych premier, ale w ogóle nowości ostatnich lat.
- Nieoszlifowane diamenty – nowy film braci Safdie to organiczna symfonia nowojorskiej kakofonii, w przedziwny sposób sytuująca się na pograniczu odartego z mitologicznej otoczki kina kryminalnego, moralnej przypowieści i ekstatycznego odlotu, który hipnotyzuje każdym irytującym manieryzmem głównego bohatera (rewelacyjny Adam Sandler). Kino do powtarzania na zapętleniu.
- Tam gdzieś musi być niebo – Elia Suleiman to bezpośredni spadkobierca Jacques’a Tati, jak nikt we współczesnym kinie potrafiący uchwycić melancholię i komizm chwili, z których następnie tworzy zawoalowany, poetycki komentarz do politycznego zagmatwania świata, a szczególnie Bliskiego Wschodu. Jego najnowszy film to prawdziwa uczta, pozwalająca rozsmakować się w obserwowanych „znad ramienia” twórcy momentach codzienności z całą jej absurdalnością oraz tragizmem.
- Jezioro Dzikich Gęsi – w tym stylowym kryminale neo-noir Diao Yi’nan niepostrzeżenie przenika pomiędzy wysmakowanym kinem gatunkowym a gorzkim społecznym komentarzem. Wszystko to skąpane w cieniach nocy, mętnym blasku neonów i nieprzebranych pokładach azjatyckiego spleenu, a do tego okraszone obłędnie zainscenizowanymi scenami akcji.
Dawid Konieczka
- Jojo Rabbit – to dzieło niezwykle pomysłowe, kapitalnie zrealizowane inscenizacyjnie, stanowiące znakomitą odtrutkę na narrację towarzyszącą wielu narodom – zwłaszcza polskiemu – zakładającą coroczne padanie na kolana i rozpamiętywanie ze łzami w oczach II wojny światowej. Tymczasem Taika Waititi balansuje pomiędzy dziwną komedią mającą w sobie coś z ducha Wesa Andersona a gorzką refleksją na temat absurdalności wojny i ideologii nazistowskiej, niepozbawioną wstrząsających scen. I chociaż Jojo Rabbit miewa drobne problemy z balansem między humorem a powagą, to pozostaje jedną z najciekawszych filmowych propozycji obecnego roku.
- Niewidzialny człowiek – to zadziwiające, jak piorunujący efekt można osiągnąć tak prostymi i minimalistycznymi środkami. Niewidzialnego człowieka od samego początku ogląda się na krawędzi fotela, a niepokój potrafi wzbudzić zwykła pusta przestrzeń za kapitalnie zagraną przez Elisabeth Moss główną bohaterką czy jazda kamery rzekomo podążająca za niewidzialną postacią. Fantastycznie wykorzystane środki wyrazu filmowego, wielopłaszczyznowa historia i nieustająca niepewność – nie sądzę, by do końca roku dzieło Leigha Whannella opuściło moje TOP 10 roku 2020.
- 1917 – fantastyczne osiągnięcie na płaszczyźnie warsztatowej i reżyserskiej. Sam Mendes stworzył dzieło, do którego mam zastrzeżenia pod kątem fabuły czy kilku rozwiązań estetycznych, ale które audiowizualnie mnie porwało. Podążanie za dwójką głównych bohaterów jest jak podróż przez piekło, ale nie to, które zwykliśmy oglądać w kinie wojennym. Tutaj niepokojąca jest pustka i cisza, którą w każdej chwili może zakłócić strzał snajpera, wybuch miny czy pojawienie się samolotu wroga. Wspaniałe zdjęcia Rogera Deakinsa udające dwa długie ujęcia pozwalają odczuć znój wyprawy Schofielda i Blake’a oraz brud świata, w którym przyszło im żyć.
- Małe kobietki – Greta Gerwig przetworzyła moralizatorski materiał źródłowy w dojrzałą, estetycznie dopieszczoną, a przede wszystkim przemyślaną i spójną opowieść o dorastaniu, a także spotkaniu marzeń z brutalną rzeczywistością. Małe kobietki to dzieło kapitalnie zagrane, poruszające i niezwykle ciepłe.
- Nieoszlifowane diamenty – kto by pomyślał, że Adam Sandler okaże się pokrzywdzonym w wyścigu o Oscara? Nieoszlifowane diamenty to bowiem jego najlepsza rola w karierze, godna najważniejszych nagród, a sam film braci Safdie męczy w pozytywnym sensie. Bo to obraz wrzucający w sam środek pulsującego rytmu wielkiego miasta, w którym nie ma żadnych prawdziwych wspólnot – jest tylko chciwość, życie w ciągłym biegu i przemoc. Znakomity portret człowieka podejmującego wyłącznie złe, moralnie wątpliwe decyzje, żyjącego w świecie, w którym nie można być uczciwym, żeby przetrwać.
REKLAMA