REKLAMA
Szybka piątka
Filmy, które mogłyby trwać nawet 10 GODZIN

REKLAMA
Są filmy, które dłużą się nawet przy krótkim czasie trwania, ale są na szczęście też takie, które mogłyby trwać godzinami i wciąż sprawiałyby nam radość. Tak przynajmniej uważamy, a swoje przykłady prezentujemy poniżej.
Odys Korczyński
- Dzień świstaka – produkcja ta zawsze przypominała mi grę strategiczną z elementami ekonomicznymi. Niezliczoną ilość godzin można oglądać, jak główny bohater uczy się tego wszystkiego, nad czym zwykły człowiek spędza całe życie, mogąc wybrać jedną lub dwie aktywności i być w nich dobrym. Według niektórych szacunków Phis powtórzył jeden dzień w Punxatawney około 12 000 razy, co daje około 30 lat.
- Czas apokalipsy – najbardziej kusi w tym filmie tajemnica, podążanie ku niej, ku jądru ciemności, gdzie skrywa się Kurtz. Samo bycie w tej drodze uzależnia, nawet jeśli znamy cenę, którą trzeba będzie zapłacić. W tym cała moc kina Coppoli. Spotkanie z nim, jak również w pewnym sensie z Kurtzem, jest jak wzięcie czerwonej pigułki od Morfeusza.
- Hobbit: Niezwykła podróż – doskonałe filmy drogi charakteryzują się tym, że przemierza się szlak wraz z głównymi bohaterami, niespiesznie delektując się każdym elementem świata przedstawionego i za wszelką cenę chcąc odwlec nieunikniony finał. Taki jest Hobbit. Wraz z Bilbem wyruszamy w podróż, która nie może się szybko skończyć, chociaż musi. Peter Jackson nadał tej w sumie niewielkiej opowieści Tolkiena zupełnie nową jakość. Szkoda, że kolejne dwie części nie pozostawiają już takiego wrażenia.
- Sanatorium pod Klepsydrą – czytając prozę Brunona Schulza, jeśli tylko nie zniechęcimy się mnogością rzeczowników oraz wielokrotnie złożonych zdań, w końcu wyćwiczymy wyobraźnię na tyle, żeby dostrzec, jak za pomocą słów można odmalować szerokotonalne obrazy, jakich wyświetlanie oferują nam dzisiaj nowoczesne telewizory. Sanatorium pod Klepsydrą Wojciecha Hasa jest w istocie takim obrazem, na dodatek powstałym prawie 50 lat temu.
- Pogromcy duchów – a dokładnie nawet 10 godzin mogłaby trwać pierwsza godzina, nim jeszcze film zacznie w szybkim tempie zbliżać się do finału. Produkcja Reitmana jest mistrzowskim przykładem tego, jak połączyć komedię z przygodową historią oraz nadać całości wciągający suspens. Odnajdziemy się w każdym z bohaterów. A kiedy już pozna się ten film bardzo dokładnie, będzie mógł być on idealnym towarzyszem zapełniającym tło, gdy świat zmusi nas do covidowej pracy w domu.
Tomasz Raczkowski
- Niebo nad Berlinem – to wspaniałe snucie się Damiela (wybitny Bruno Ganz) po popękanym, brudnym i pięknym zarazem Berlinie mogłoby nigdy się nie kończyć. Z przyjemnością oglądałbym kolejne plany czasowe, sytuacje i miejskie pejzaże, które z takim natchnieniem roztacza przed widzem Wim Wenders.
- Cień – może to niepopularna opinia, ale to chyba mój ulubiony z filmów wuxia nakręconych przez Zhanga Yimou. Oczywiście nie odbieram nic Bohaterowi czy Domowi Latających Sztyletów, ale Cień wyróżnia się dla mnie mroczniejszym klimatem, mimo wszystko większą stawką psychologiczną i fenomenalnymi zdjęciami czyniącymi fantastyczne, odjechane aż do granic absurdu sekwencje walki jeszcze bardziej hipnotycznymi. Film ma kilka zwrotów akcji i segmentów, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby było ich jeszcze więcej. Mógłbym chłonąć te intrygi i kreację starożytnych Chin przez długie godziny.
- Pewnego razu w Anatolii – kolejny w tym wyliczeniu film de facto o snuciu się, ale tym razem po tureckiej prowincji. Poetyckość i głębia obrazu Nuriego Bilge Ceylana oczarowuje mnie za każdym razem i mimo że to seans obszerny czasowo (ponad 2,5 godziny), za każdym razem mam poczucie, że… za krótki. Chciałbym chłonąć jeszcze więcej geniuszu Ceylana, oglądać jeszcze bardziej „rozwleczoną” opowieść o zbrodni, winie, karze i roztrzaskanej moralności. Na szczęście są jeszcze inne wybitne dzieła Turka.
- Sieranevada – prawie trzy godziny gadających przez siebie Rumunów z klasy średniej brzmi jak dłużący się seans? Nic bardziej mylnego. Arcydzieło Cristiego Puiu to operatorski i dialogowy majstersztyk, wciągający choreografią krzątaniny i codziennej groteski. I znów – chciałoby się jeszcze.
- Mroczny przedmiot pożądania – ostatni film Luisa Buñuela zabiera w fascynującą podróż po Europie Zachodniej, świecie tamtejszej burżuazji i meandrach psychiki głównego bohatera, opętanego żądzą wobec pewnej dziewczyny. To fascynująca układanka, która nigdy się nie nudzi, a zaraz po zakończeniu seansu kusi, by oglądać ją od nowa. 10-godzinny metraż w tym przypadku by nie zaszkodził.
REKLAMA