search
REKLAMA
Recenzje

ZWIEDZAJĄCY MUZEUM. Podróż bez końca do śmierci, czyli metafizyczne science fiction

Konstantin Lopushansky jest taką nieznaną i niewycenioną odpowiednio perłą w europejskim kinie postapokaliptycznym i fantastycznym.

Odys Korczyński

20 października 2024

REKLAMA

Konstantin Lopushansky jest taką nieznaną i niewycenioną odpowiednio perłą w europejskim kinie postapokaliptycznym i fantastycznym. Wiele lat przed nakręceniem Zwiedzającego muzeum współpracował, a właściwie uczył się fachu reżysera przy Tarkowskim, stąd tak silny wpływ Stalkera widoczny w fabule oraz budowie Zwiedzającego. Lopushansky jednak ubrał metafizykę w bardziej przystępne egzystencjalne opisy, dlatego można uznać jego film za wprowadzenie do sławnego Stalkera. Taki początek drogi do celu, chociaż cel jest drugorzędny. Chodzi o podróż, lecz tym razem nie do „zony”, a muzeum. Brzmi niemal przygodowo, ale próżno widzom szukać takiego klimatu w tej produkcji. Ponury, beznadziejny świat nie znalazł wielu fanów, zwłaszcza że pochodzi ze wschodu, od naszego znienawidzonego historycznie brata niedźwiedzia. Jest to jednak naprawdę ciekawa wizja, niepozbawiona refleksji o totalnych ustrojach, zniewoleniu i naszej mrocznej ekologicznie przyszłości.

Tak może wyglądać koniec ludzkości, jak w Zwiedzającym muzeum. Ludzie zniszczyli Ziemię nie za pomocą bomb atomowych, lecz zanieczyszczeń. Słońce przesłoniły toksyczne opary, w powietrzu unosi się pył, lodowce się roztopiły, podnosząc poziom oceanów, a te zalały wiele miast, generalnie świat tonie nie tylko w wodzie, ale i w śmieciach, z którymi nic nie da się zrobić, tylko trzeba wśród nich żyć. Najgorsze jest jednak to, że 40 procent dzieci rodzi się z dysfunkcjami umysłowymi. Nazywa się ich w filmie debilami. Zdrowi ludzie wykorzystują ich jako tanią siłę roboczą, zamykając w specjalnych rezerwatach. Tak naprawdę są to getta, bo debilów normalni się bardzo obawiają. Symboliczne w tej kwestii jest palenie ognia w oknach, bo podobno opóźnieni w rozwoju (czasem nazywani również mutantami) boją się płomieni. Stoi to jednak w sprzeczności z ich postępowaniem w rezerwatach. Jak się dowiaduje główny bohater od właściciela pensjonatu, debile mają własne metafizyczne wydarzenie – Święto Konarów. W czasie jego obchodów palą gałęzie i modlą się jedyną modlitwą, którą znają – Wypuście nas stąd!. Ta modlitwa skazańców tkwi protagoniście w głowie, jak również wiele mówi o umocowaniu ideologicznym filmu, jakby reżyser wołał do widza właśnie zza krat takiego beznadziejnego rezerwatu, wymyślając dla siebie taki środek wypowiedzi symbolicznej, którego nikt nie może zakwestionować. W końcu Zwiedzający muzeum to film science fiction. Ludzie walczą z katastrofą ekologiczną, próbując zamrozić topniejące lodowce, a niektórzy nawet próbują uczyć debilów podstaw wiedzy humanistycznej, żeby chociaż ich tożsamość przetrwała w tych trudnych i poniżających warunkach. Gdziekolwiek jednak jest człowiek, jest i piekło. Jest to oczywiście nauka racjonalna, w której nie ma żadnej duchowości.

W tym nieludzkim świecie, który ludzie stworzyli na swój dom, pojawia się jednak główny bohater filmu, odgrywając niecodzienną rolę. Określa się mianem turysty. Podróżuje z tajemniczego miasta na leżącą przy brzegu morza prowincję. Chce zwiedzić tzw. MUZEUM, zatopione na dnie, a odsłaniane w ciągu trwającego mniej więcej tydzień przypływu i odpływu. Jest to wyprawa niebezpieczna. Wszyscy, których spotyka, przynajmniej ci „normalni” mu to odradzają. On jednak podejmuje ryzyko, bo chce dotknąć skrawka zapomnianej kultury, sądząc, że pomoże mu ona przeżyć w rzeczywistości tak radykalnie kultury pozbawionej. Kultury czy szacunku do człowieka i nadziei na szczęście? Oto jest pytanie sformułowane przez Konstantina Lopushansky’ego. Patrząc na scenę w świątyni debili, gdy kamera panoramuje ich tłum, żałuję, że nie znałem tego filmu, gdy wiele lat temu pisałem tekst o ujęciach niepełnosprawności w kinie. Obraz Lopushansky’ego znalazłby miejsce obok chociażby takiego dzieła jak Dziwolągi Toda Browninga z poruszającą kreacją Johnny’ego Ecka.

Czym się wszystko kończy? Bynajmniej nie chodzi o śmierć ani o zwiedzanie muzeum. Głównemu bohaterowi chodzi o jakieś bardzo osobiste uzasadnienie, że to wszystko wokół ma jeszcze jakiś sens, nie w postaci weryfikowalnej nauki, a poczucia uzasadnienia dla siebie. Podobnego uzasadnienia szukał Stalker. A żeby pokazać widzowi, jak ciężko jest żyć w rzeczywistości zaprezentowanej w filmie, reżyser zastosował klasyczne, analogowe środki. Filtry na kamerze, industrialne plenery tworzące scenografię, słabsze oświetlenie, mnóstwo złomu, a dla złamania klimatu: wnętrze bogatego jak na owe czasy pensjonatu, który mógłby być obecnie nazwany muzeum PRL-owskiego bogatego stylu. Stylu, na który stać było tylko prominentów. To jedna odprysk dawnego świata. Poziom wody ciągle rośnie, więc wszystko czeka na swój nieodwracalnym przypływ.

Seans Zwiedzającego muzeum nie jest łatwy, chociaż wciąga. Najpierw czeka się na ten cel bohatera, żeby zobaczyć, jak wygląda to tajemnicze, zatopione muzeum. Potem jednak dzieją się w fabule o wiele ważniejsze rzeczy, a muzeum schodzi na dalszy plan. Każdy może okazać się debilem, jeśli faktycznie debili zamyka się w rezerwatach. Każdy może tam się znaleźć na zasadzie oceny tych, którzy uznali go za zbędnego. Muzeum wtedy staje się metaforą majaczącej na horyzoncie, niedostępnej wolności, której zdobycie jest niebezpieczne dla życia, a i tak trwa zaledwie chwilę. Na MUZEUM warto poczekać, zwłaszcza na to, co stoi na wzniesieniu.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA