search
REKLAMA
Recenzje

ŻÓŁWIE AŻ DO KOŃCA. Jak przeżyć w świecie dickpiców i bakterii? [RECENZJA]

Nie jest to kolejny teen movie o rozpasanych nastolatkach, które nie radzą sobie z wejściem w dorosłość.

Odys Korczyński

4 maja 2024

REKLAMA

Nie jest to kolejny teen movie o rozpasanych nastolatkach, które nie radzą sobie z wejściem w dorosłość, ćpają, palą i eksperymentują z seksem. Żółwie aż do końca to bolesna diagnoza 16-letniej bohaterki, która wchodzi w dorosłość już z ogromnym bagażem lęków i kompulsywnych zachowań nerwicowych, a tu jeszcze czeka na nią świat, który nie zamierza się przejmować jej strachami, a nawet może uznać je za nie mające znaczenia wymysły. Jak w nim przeżyć? Najgorsze jest to, że nie ma jasnej recepty, co mądrze adaptacja prozy Johna Greena ukazuje. Nie ma w niej taniego dramatyzmu, jest smutek i radość, są realia życia pełnego lęku dobrze przeniesione na ekran przez Hannah Marks. I to nie tylko jeśli chodzi o nastoletnią bohaterkę, ale i jej otoczenie, i topiących się w bezradności rodziców. Film jest dostępny od 2 maja na HBO Max.

Niewątpliwie świat się zmienił, ale jednocześnie pozostał wciąż ten sam. Zmieniły się najbardziej kanały wymiany informacji, a z nich młodzi zawsze korzystają najintensywniej. Gdyby więc w moich czasach, gdy byłem 16-latkiem, były możliwości wysyłania dickpiców, pewnie byłyby wysyłane. Młodość rzadko wzdraga się przed zasadami moralnymi i kulturowymi ograniczeniami ustalonymi przez starych i w sumie o to chodzi, żeby zawsze była w podlotkach ta odwaga pokonywania przeciwności, nawet za cenę popełnienia błędów, zrobienia czegoś głupiego. Ta siła witalna pomaga im często pokonać nie tylko świat z jego skostniałymi regułami, ale i swoje własne problemy, których dorośli nie do końca rozumieją, bo zbyt często zapominają o swojej młodości i tym, jak oni kompulsywnie reagowali na chociażby krytykę ich marzeń ze strony innych. Główna bohaterka Żółwi aż do końca ma jednak o wiele głębszy problem ze światem. Panicznie boi się bakterii, co doprowadza ją do stanów psychotycznych, których opanowanie odbywa się za cenę okaleczania własnego ciała. Film ciekawie i sugestywnie wizualizuje lęki Azy Holmes (Isabela Merced). Robi to w sposób graficzny i dźwiękowy, wprowadzając demoniczny głos do monologów nastolatki, w których próbuje ona pokonać to, co się z nią dzieje.

W istocie te stany właśnie tak alegorycznie wyglądają – są na granicy paranoi z powodu spirali lęku, z której ktoś chce się wyzwolić, jednak wszelka aktywność wyzwalająca prowadzi go do wytworzenia nowych bodźców lękowych, a ich rozładowanie w końcu musi odbyć się poprzez sprawienie sobie takiego lub innego cierpienia, często fizycznego. Nie sposób przeciąć tego pasma emocji, a otoczenie coraz bardziej się odsuwa, bo wydaje się mu, że chory na tego typu zaburzenia lękowe jest egocentrykiem. W pewnym sensie jest, tak z zewnątrz, ale wyjść do otoczenia z tak napuchniętej myślami głowy często jest prawie niemożliwe. A na dodatek pojawiają się bodźce nastoletniego życia – pierwsze doświadczenia erotyczne, zakochania, chęć odnalezienia swojego miejsca, zdefiniowania tożsamości i zyskania podstawy, z której można wykonać ten pierwszy skok w dorosłość. Jak to więc zrobić, skoro w głowie kłębią się tak dezorientujące świadomość uczucia? Jeśli ktoś będzie szukał w filmie diagnozy, nie znajdzie jej. Uda się mu jednak chociaż trochę zrozumieć takich młodych ludzi, którzy muszą sobie radzić i swoją młodością, dorastaniem, relacjami z innymi oraz swoimi małymi lub większymi patologiami psychicznymi, bo umówmy się, większość z nas ma swoje zaburzenia. Niektórzy tylko lepiej sobie z nimi radzą oraz zręczniej się kamuflują, nawet przed samymi sobą. Aza z pewnością także nauczy się tej sztuki, jeśli będzie chodzić na terapię i brać leki. I takie jest jedno z ważniejszych podsumowań filmu oraz to, że usilne poszukiwanie miłości w takim stanie, w jakim znalazła się Aza, wcale nie jest dobre. Trzeba dać sobie czas oraz pozwolić innym zrozumieć, że to jeszcze nie ten czas.

Widz ten czas na zrozumienie dostaje. Niespieszna narracja prowadzi go w coraz bardziej zawiły labirynt lęków Azy. Najpierw niepozorne wizualizacje bakterii, a potem coraz mocniejsze kadry z desperackimi reakcjami, ukazujące, jak silnie lęk może katalizować zachowanie i jak małe wtedy ma znaczenie to, że powie się takiemu komuś, żeby się „uspokoił”. Schodzą wtedy na dalszy plan dickpicki oraz jakieś wymyślone konwenanse kulturowe, w które my dorośli bez przerwy chcemy wsadzać młodych, jak nas inni kiedyś wsadzali, nie znając litości i nie słuchając naszych uczuć. Ta kontrola jeszcze bardziej pogłębia lęk, a nam się wydaje, że wynika ona z troski. Dość jednak tych analiz. Niech widzowie sami się wgłębią w fabułę i będą gotowi wysłać swoje dzieci w świat.

Oczywiście nigdy nie jest idealnie i chciałbym pewne rzeczy produkcji wytknąć. Zacznę od wykładu profesor Abbott i jej skądinąd nieco zbyt oczywiście podanych rozważań na temat pojęcia wolnej woli u Kanta. Nagle w kadrze pojawia się studentka, która pochłania paczkę doritosów, dumnie prezentując ich logo na opakowaniu. Kilka razy pada nawet nazwa tego produktu. Cały klimat i styl narracji, tak pieczołowicie wypracowywane przez relację Azy z Davisem, nagle rozsypuje się jak domek z kart. Kolejną reklamą jest wyjątkowo sztubacko zaprojektowane lokowanie Google. Nie można było tego zrobić gorzej. A na koniec tytuł, a dokładnie jego polskie tłumaczenie, które zupełnie nie oddaje sensu metafory zarysowanej przez profesor Abbott. Nie zdradzę, o co chodzi. Niech podpowiedzią będzie angielski tytuł oraz scena, gdy Aza spotyka Abbott na ławce w parku, opowiada jej o matrioszkach, a wykładowczyni odwdzięcza się jej anegdotą o żółwiach. Więcej zgrzytów nie znalazłem. Żółwie aż do końca to na razie największe pozytywne zaskoczenie w kinie obyczajowym, którego doświadczyłem w tym roku.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA