ŻEGNAJ, ZIEMIO. Jesteśmy głupsi od DINOZAURÓW? Recenzja science fiction od Netflixa
Koreańczycy coraz śmielej poczynają sobie w tematyce science fiction i postapokalipsy, co jest charakterystyczne dla krajów, których znaczenie na świecie rośnie, a one same – otwarcie lub skrycie – zdradzają zapędy mocarstwowe. To widać po koreańskim przemyśle i gospodarce, z których korzysta świat, ale także Polska, chociażby zupełnie przezbrajając swoją armię. Kolejnym etapem rozszerzania wpływów jest kultura, a film dzisiaj okazuje się najłatwiejszym, prócz Internetu, jej roznosicielem. Tak więc w ramach popularnego gatunku science fiction pojawił się na Netfliksie 12-odcinkowy serial Żegnaj, Ziemio. Co ciekawe, produkcja ukazuje społeczeństwo w ostatnich dniach przed końcem świata i sposób, w jaki ludzie sobie radzą ze świadomością nieuniknionej destrukcji. Z tematem wiele razy już próbowali dać sobie radę z różnym skutkiem np. Amerykanie. Teraz próbują Koreańczycy. Jestem ciekawy, która wizja bardziej zaciekawi widzów, zwłaszcza że twórcy z dalekiego wschodu zawsze mieli tendencję do – nam obcego i odbieranego jak niewygodna w percepcji emocjonalnej farsa – łączenia egzystencjalnych dramatów z komedią.
To czasem niezrozumiałe dla widzów połączenie powagi ze slapstickiem wynika z podejścia do przemocy w filmie u Koreańczyków, ale i Japończyków, Tajów, Chińczyków i generalnie azjatyckich nacji, u których przemoc w kulturze, także tej masowej, nie została obudowana takimi konwenansami i/lub obostrzeniami jak na Zachodzie. Jest to ciekawe zjawisko, gdyż przemocowych tradycji nam nie brakuje. Przemoc także pokazujemy na ekranie właściwie notorycznie. Jej granice wydają się jednak jaśniej zarysowane, a np. w kinie koreańskim i japońskim przemoc traktowana jest już bez kompromisów, jeśli się pojawia w postaci mocnej. Stąd kamuflowanie jej siły żartem – czyli osłabianie wydźwięku, żeby widz miał świadomość, że te wszystkie radykalne wybryki są fikcją, która powinna być traktowana rozrywkowo. W Żegnaj, Ziemio przemocy może aż w tak kontrowersyjnej formie jak np. w Braciach Sun nie ma, ale generalnie twórcy postawili na dramat psychologiczny bez łączenia go z żartem. I takie podejście zaprocentowało znacznie lepszym odbiorem akcji bez narracyjnych zgrzytów.
A nie jest ona prosta, jednowątkowa, mimo że dominuje wątek zemsty nauczycielki Se-kyung Jin na mordercach dzieci, które uczyła w gimnazjum. Paradoksalnie, wcale ich życia nie zabrała bezpośrednio lecąca ku Ziemi asteroida, ale ludzie – przestępcy, którzy uciekli z więzienia w konsekwencji wojny domowej. Wybuchła ona w Korei, gdy władze ogłosiły, że asteroidy nie da się wytrącić z kursu i niestety uderzy ona w Półwysep Koreański. Prawdopodobnie więc wszyscy tam zginą. Co do reszty świata: nikt do końca nie jest w stanie przewidzieć, jak dużą jego część dotknie fala uderzeniowa, tsunami, obłoki pyłu i inne konsekwencje uderzenia. Zostało 300 dni. Rozpoczyna się mordercza dla niektórych walka o przetrwanie, która wynosi na piedestał wszelkie partykularne interesy, jakie wraz z ucieczką ludzie chcą zdążyć zrealizować. Sięgnięcie po władzę, morderstwo, kradzież, zerwanie z przestrzeganiem jakichkolwiek praw, gdy został niecały rok życia, wydaje się ludziom zupełnie dopuszczalne i wręcz konieczne, żeby mogli dotrwać psychicznie do tej przyspieszonej śmierci. A może się jednak uratują? A może to kłamstwo, że jakaś asteroida leci w kierunku Ziemi, stworzone tylko po to, żeby zniszczyć Koreę, a może globalnie zmniejszyć liczbę ludzi na przeludnionej Ziemi? Może to sam Bóg tak zadecydował, a nie kosmici lub polityczny spisek? Generalnie, wszelkie ruchy religijne w tym okresie wyczekiwania na katastrofę są w swoim żywiole, co serial zręcznie pokazuje, z naciskiem na chrześcijaństwo, co jest ciekawym podejściem jak na film koreański. Spójrzmy jednak na strukturę wyznaniową państwa. Ponad połowa ludności nie deklaruje przynależności do jakiejkolwiek religii i/lub określa się jako ateiści lub ludzie indyferentni religijnie. Nawet buddyzm nie odniósł tu sukcesu. Po bezreligijnych zaś zaszczytne drugie miejsce zajmują protestanci, lecz nie luteranie, ale te protestanckie odłamy, które są bardziej autorytarne oraz zamknięte, można też powiedzieć, że apokaliptyczne. Jest więc na czym w kulturze budować wizję końca świata – jednym Bóg nie przyniesie ukojenia, bo w niego nie wierzą, a drudzy wymyślą bardzo osobliwe wizje boskiej zemsty na wrednym, ułomnym świecie. Serial postawił jednak na pozostających w mniejszości katolików, którzy jak na swoje korzenie są bardzo spokojni, pasywni i pełni miłości. Faktycznie dla udręczonych końcem świata ludzi mogą stanowić oparcie w łatwiejszym przeżyciu ostatnich dni.
Po koreańsku serial nie ustrzegł się cukierkowości i specyficznej, hiperemocjonalnej gry aktorskiej, ale ci aktorzy tak mają. Efektów specjalnych jest sporo, łącznie z wizualizacją zagłady dinozaurów, które jako motyw symboliczny pojawiają się często w filmie, podobnie jak chrześcijański krzyż. Wygląda to trochę tak, jakby ludzkość faktycznie uznano odgórnie za gatunek jednak nierokujący i zdecydowano zrobić jej prolongowaną apokalipsę. To, czy jest ona religijna, czy biologiczno-kosmiczna, to sprawa drugorzędna. Liczy się to, że nie przetrwamy, a dlaczego nie powinniśmy, to udowadniamy właśnie w czasie oczekiwania na zagładę. Czyżby jeszcze ktoś znacznie mądrzejszy od nas dał nam szansę odkupienia win, lecz i ten egzamin oblaliśmy? W sensie ogólnym można powiedzieć, że globalnie dostaliśmy pałę i jako gatunek jesteśmy w całym ekosystemie tak brzydcy i niepotrzebni dla ziemi jak toaleta w jednym z krakowskich kauflandów, którą regularnie testuję, czy da się z niej skorzystać – nadzieja mnie wciąż jednak zawodzi. W sensie jednostkowym według serialu ten egzamin jednak zdaliśmy. Korea popadła w ruinę, lecz na tych zgliszczach, w czasie tych kilkuset dni, ludzie potrafili zbudować jakiś cywilizacyjny filar, na którym się oparli, a główna bohaterka mogła zweryfikować, jak dużo kosztuje wstąpienie na ścieżkę zemsty. Finał Żegnaj, Ziemio mimo wszystko mnie zaskoczył, więc dajcie mu szansę, nawet jeśli gdzieś około 6. odcinka dopadnie was nuda. W ogólnym rozrachunku okazaliśmy się jednak mądrzejsi od dinozaurów i nie zginiemy nieświadomie, rujnując każdy ideał, który przez te zaledwie kilka tysięcy lat cywilizacji zdążyliśmy w mniej lub bardziej kłamliwy sposób zbudować. Wiele rzeczy nam wyszło, wiele nie, zwłaszcza poszanowanie życia planety. Czas się więc zwijać i dać szansę rewolucyjnej, kosmicznej ręce ewolucji. Nie oczekuję 2. sezonu.