ZBRODNIE PO SĄSIEDZKU. Inwencja twórców tego serialu wydaje się niewyczerpana
Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.
Zderzenie starego z nowym to popularny motyw, nierzadko wykorzystywany w świecie filmu. A ponieważ może to być źródło wielu gagów, często sięgają po niego twórcy komedii. W przypadku serialu „Zbrodnie po sąsiedzku” doświadczenie uosabiają Steve Martin i Martin Short, a młodość Selena Gomez. Bywa też, że znani ongiś aktorzy, po latach odcinają kupony od kariery i przyjmują byle jakie propozycje. Na szczęście w przypadku Martina i Shorta nie mamy z taką sytuacją do czynienia, bowiem tworzą tu role równe swoim najlepszym dokonaniom. A jeśli dodam jeszcze, że serial stanowi połączenie komedii oraz kryminału, a ponadto został lekko doprawiony dramatem, to można się spodziewać przynajmniej interesującej mieszanki.
„Zbrodnie po sąsiedzku” narodziły się w głowach Steve’a Martina oraz Johna Hoffmana. Fabuła skupia się na trójce mieszkańców nowojorskiego apartamentowca Arconia, zafascynowanych rozwiązywaniem zagadek kryminalnych i z zapałem słuchających popularnych podcastów z gatunku true crime. Gdy w ich budynku ginie człowiek, postanawiają połączyć siły i rozwiązać tajemnicę jego śmierci, przy okazji nagrywając podcast. Serial liczy już trzy sezony, a pod koniec wakacji ma zadebiutować czwarty, przy czym każdy zawiera osobną zagadkę.
Największą siłą produkcji są postacie. Trzy zupełnie różne osobowości, doskonale się uzupełniające i współpracujące: podstarzały aktor jednej roli Charles-Haden Savage (Martin) wspomina czasy swojej świetności, gdy kreował postać detektywa w popularnym serialu i marzy o tym, by nadal występować, przebrzmiały broadwayowski reżyser Oliver Putnam (Short) chciałby jeszcze stworzyć hitowy spektakl, a młoda Mabel Mora nadal szuka swojego miejsca w życiu. Bohaterowie nie szczędzą sobie złośliwości i ironicznych uwag, ale z czasem nawiązuje się między nimi więź prawdziwej przyjaźni. Ponieważ mamy do czynienia z serialem, scenarzyści dysponują dużą ilością czasu ekranowego i o każdym z protagonistów możemy dowiedzieć się więcej – nie są to papierowe, pozbawione uczuć oraz wad i zalet osoby. Wątki dramatyczne, choć powinny w zasadzie przeszkadzać w rozrywkowej kryminalno-komediowej intrydze, działają doskonale i stanowią dodatkową zaletę. Wprawdzie początek trochę przynudza i zanim poznamy główne postacie, a wątki zaczną właściwie brzmieć, można się zrazić, ale naprawdę warto przebić się przez kilka pierwszych odcinków, bo im dalej, tym lepiej.
W zasadzie twórcy serwują nam standardową fabułę o amatorach rozwiązujących sprawy kryminalne, jednak całość jest tak wdzięcznie podana, a komedia tak zręcznie splątana z wątkiem detektywistycznym i upstrzona dramatem, że nie sposób nie bawić się dobrze. Pomysłowość scenarzystów, którzy co chwila podsuwają mylne tropy, imponuje. Oczywiste rozwiązania zawsze okazują się ślepymi zaułkami, a wyjaśnienie zagadki zaskakuje i skrzy się błyskotliwością. Natkniemy się również na kilka całkowicie nowatorskich chwytów fabularnych, jak na przykład odcinek zrealizowany z punktu widzenia osoby głuchoniemej.
Osobnym zagadnieniem są gościnne występy gwiazd. W ciągu trzech sezonów na ekranie pojawili się między innymi Sting, Shirley MacLane, Cara Delevingne, Michal Rapaport oraz Matthew Broderick. Udało się nakłonić nawet legendarnego Mela Brooksa, a duże role dostali Paul Rudd i Meryl Streep. Niektórzy grają samych siebie, a wszystkie te postaci są świetnie wplecione w fabułę i gdy ich zobaczymy, uśmiech od razu pojawia się na twarzy.
Serial całkiem zasłużenie zyskał sporą popularność. Bohaterowie są sympatyczni, aktorzy doskonale „czują” swoje role, a ekranowa chemia między postaciami (i to nie tylko głównymi) aż iskrzy. A że inwencja twórców wydaje się na razie niewyczerpana, z niecierpliwością czekam na czwarty sezon.