search
REKLAMA
Pięć Smaków 2024

ZABÓJCZY ROMANS. Satyra na wszystko [RECENZJA]

Rytm filmu wyznacza nieskrępowana wyobraźnia jego twórców.

Janek Brzozowski

23 listopada 2024

REKLAMA

Yeo-rae (Lee Hanne) to czołowa gwiazda koreańskiej kinematografii. Aktorka zalicza kolejne hity, reklamuje kolejne niezdrowe produkty, zarabia grube miliony i cieszy się dobrą prasą – wszystko to jednak do czasu. Jej pięć minut kończy się po występie w blockbusterze science fiction: film staje się obiektem kpin koreańskich kinofilów, a popularność Yeo-rae drastycznie spada. Złą sławę bohaterka postanawia przeczekać na tropikalnej wyspie – tam poznaje Jonathana Na (Lee Sun-kyun). Biznesmena, księcia z bajki, najbardziej męskiego mężczyznę wszech czasów. Jonathan uwodzi kobietę, a następnie zamyka ją (niemalże dosłownie) w złotej klatce. Ucieczkę z toksycznej relacji zagwarantować może jedynie śmierć mężczyzny. W planowaniu zbrodni doskonałej bohaterce pomaga Kim Beom-woo (Gong Myung) – nastolatek z sąsiedztwa, a jednocześnie wielki fan jej dorobku aktorskiego.

Jeżeli krótki opis fabuły Zabójczego romansu brzmi absurdalnie, to tak właśnie miało być. Reżyser Lee Won-seok nie bawi się w subtelności. Najistotniejszym budulcem jego nowego filmu jest kicz, przesyt, przegięcie. Każdy element Zabójczego romansu dociśnięty jest do podłogi: od aktorstwa, przez fabułę, aż po inscenizację. To satyra na wszystko, co we współczesnym świecie o satyrę się prosi: przemysł filmowy, kulturę fanowską, maczyzm, patriarchat, media społecznościowe, kapitalizm, niszczenie środowiska naturalnego. Nie żartuję, w Zabójczym romansie bez większego problemu odnajdziecie każdy z wymienionych tematów – zamknięty w ironicznym, postmodernistycznym nawiasie, który zmiękcza wydźwięk zawartych w filmie treści, ale bynajmniej ich nie przekreśla.

Dzieło Lee Won-seoka to jednak w pierwszej kolejności rozrywka. Reżyser zręcznie żongluje gatunkami filmowymi, dbając o to, abyśmy ani przez moment się nie nudzili. Oczywiście, dominuje tutaj komedia, ale w narrację gładko wplecione zostają elementy kryminału, kina przygodowego, gangsterskiego, a nawet musicalu – dość powiedzieć, że finałowe starcie między stronnikami Jonathana a armią fanów Yeo-rae odbywa się w formie pojedynku na piosenki. Rytm filmu wyznacza nieskrępowana wyobraźnia jego twórców. Kolejne sceny biorą nas z zaskoczenia, jeżeli nie z powodu zwrotów akcji, to za sprawą konkretnych, coraz bardziej odjechanych pomysłów – takich jak chociażby żądny zemsty struś, który pojawia się znikąd, a następnie odlatuje w siną dal tylko po to, aby w rozśpiewanym finale filmu powrócić i przypieczętować los antagonisty.

Świetnie odnajdują się w tej specyficznej konwencji aktorzy. Na ekranie bryluje zwłaszcza Lee Sun-kyun, który tworzy w Zabójczym romansie przerysowaną wersję swojej najsłynniejszej kreacji – Pana Kima z Parasite. Jego bohater jest ucieleśnieniem wszystkiego, co kryje się za wyświechtanym sformułowaniem „toksyczna męskość”. To rozwydrzony nastolatek w ciele dorosłego mężczyzny – przemocowy, zaborczy, uzależniony od rywalizacji, skrajnie egoistyczny. Łatwo byłoby go po prostu znienawidzić, ale Sun-kyun nadaje swojej postaci wyraźny rys komiczny i komplikuje całą sprawę. Aby wyglądać poważniej na zdjęciach, Jonathan regularnie dokleja sobie sztucznego wąsa, po każdym udanym wyczynie, czegokolwiek by on nie dotyczył, podnosi zaś kciuk do góry i wypowiada ikoniczne „Gites!”.

Kibicujemy więc głównej bohaterce, a jednocześnie śmiejemy się z jej groteskowego adwersarza, obdarowując go przy tym – czy tego chcemy, czy nie – cieniem naszej sympatii. Wielka w tym zasługa charyzmy, uroku i aktorskich umiejętności Sun-kyuna, dla którego – i piszę to z wielkim żalem – była to jedna z ostatnich ról w karierze. W grudniu 2023 roku, zaledwie kilka miesięcy po światowej premierze filmu Won-seoka, aktor popełnił samobójstwo, zagazowując się we wnętrzu swojego samochodu. Jako potencjalną przyczynę tej przedwczesnej śmierci wymienia się często presję społeczną i zawyżone standardy moralności, jakie obowiązuje południowokoreańskich celebrytów – a zatem zjawiska, które doczekało się w Zabójczym romansie krytyki, co prawda nie wprost, ale między wierszami.

Film Won-seoka bywa porównywany w zagranicznych recenzjach do twórczości Wesa Andersona. I rzeczywiście, pod względem inscenizacji dostrzec można pewne znaczące podobieństwa – inna sprawa, że autor Grand Budapest Hotelu zmonopolizował na terenie kina, filmoznawstwa i krytyki filmowej estetykę opartą na pedantycznej wręcz symetrii. Jeżeli ktokolwiek inny pokusi się o użycie pastelowych kolorów i zakomponowanie symetrycznych kadrów, to już zawsze narażony będzie na porównania do sympatycznego Teksańczyka. Nawet jeżeli jego film – a tak właśnie jest w przypadku Zabójczego romansu – pozostaje dziełem na wskroś oryginalnym, niekłaniającym się nikomu ani niczemu.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA