WRONG. Surrealistyczny absurd Quentina Dupieux
Pamiętacie swoje pierwsze zetknięcie z komediami Wesa Andersona? Moim – a zapewne i większości fanów talentu Amerykanina – był “Rushmore”. Gdyby próbować opisać jednym słowem perypetie wiecznego uczniaka, Maxa Fischera, byłoby: dziwne. Ekscentryczni bohaterowie, intrygujące tło, igranie ze skojarzeniami, jakaś niezwykła umowność świata przedstawionego, który jest skąpany w oparach absurdu i nietypowej, symetrycznej estetyki. Śmiech bez rechotu, ale bez uśmiechu oglądać się nie da, a i zapłakać można nad tragikomicznym losem galerii postaci – ten stan kinomańskiego zachwytu pęcznieje z każdym kolejnym filmem i tegoroczny “The Grand Budapest Hotel” nie był wyjątkiem. Wes Anderson jest wielki, wyjątkowy i basta.
Nie bez powodu wspominam o twórcy “The Royal Tenebaums”. Nie chodzi o to, że “Wrong”, które chciałbym Wam polecić, to podobne klimaty, a jego twórca kopiuje sprawdzone rozwiązania. Nic z tych rzeczy. Quentin Dupieux – znany wcześniej jako Mr. Oizo, tak ten Oizo – robi ze mną to samo, co Wes Anderson – zaskakuje pomysłowością, szokuje odwagą, a nade wszystko proponuje nowe doznania zmysłowe, które domagają się otwarcia głowy na niepodobne do niczego doświadczenie. Komedii? Dramatu? Jakże trudno znaleźć gatunkowy klucz w momencie, gdy widzisz coś, czego wcześniej nie było, a którego części składowe dają w efekcie film, który możemy nazwać jednym słowem: dziwny. I do tego całkowicie dupieuxowaty. Już “Rubber” Dupieuxa, historia zabójczej… opony toczącej się przez amerykańskie prerie, wymagała mentalnego zboczenia ze znanych torów, a “Wrong” wchodzi dokładnie w te same buty.
“Wrong” zaczyna się tak, jakby od razu, bez zapowiedzi miał zamiar uderzyć w twarz, a my, niewinni widzowie, nie do końca wiemy, co się dzieje i kto uderza. Pierwsze uderzenie – pożar (wybuch?), weseli strażacy wysyłający smsy i dłubiący w nosie. I pan robiący… kupę. Co?! No właśnie. Trudno powiedzieć, czy to absurd będący zabawą z jakąkolwiek formą (bo ta zawsze może być usprawiedliwiona… absurdem), czy raczej Dupieux zaprasza do autorskiej galerii sztuki. A może tania zgrywa? Celuloidowy bełkot? Powiadam Wam – wszystkiego po trochu.
Sama historia – a przynajmniej jej fabularna podstawa – nie jest przesadnie skomplikowana i można streścić ją w jednym zdaniu: dla Dolpha, głównego bohatera, zaginął pies. Wszystko to, co będzie związane z poszukiwaniem najlepszego przyjaciela głównego bohatera, to rzecz już zdecydowanie bardziej skomplikowana i wymagająca otwarcia wyobraźni na nowe doznania. Zaczynając od nietypowego, rozmytego kadrowania, skupionego często na twarzach bohaterów (którzy z kolei również wyglądają w oku kamery przedziwnie), przez muzyczne staccato przywołujące na myśl horrory, aż do absurdalnych pojedynczych scen, z których “Wrong” składa się niemalże w 100%. Bez wytchnienia jesteśmy katowani nie mającymi sensu – dla fabuły – dialogami, które jednak są o czymś (jak ten z kokietującą przez telefon sprzedawczynią Jesus Organic Pizza). Bohater wchodzi do biura, a tam… pada deszcz, wszyscy pracują jakby to było całkowicie normalne. Jakiś koleś maluje samochody farbą, bo pomyślał, “że to dobry pomysł tak pomalować czerwony samochód na niebieski kolor” (tak, zero reakcji pokrzywdzonych tym faktem). Palma zamienia się w sosnę. Dolph, za pomocą telepatii, kontaktuje się z psem. Za zegarze wybija 7:60. Pojawiają się znienacka postacie (bo tak). Jest też maszyna, która pozwala na przywołanie pamięci… kupy.
I tak dalej.
Pierwsze wrażenia po pojawieniu się napisów końcowych oscylują wokół haseł “bezsens”, “dlaczego?”, “aleocochodzi?” Nic dziwnego jednak, gdy widzimy surrealistyczną poetykę charakterystyczną dla kina Davida Lyncha zmiksowaną z fabularną nieprzewidywalnością scenariusza Charliego Kaufmana i absurdem Monty Pythona. Pytanie o to, o czym opowiada “Wrong”, najlepiej opisuje sam Dupieux w wywiadzie dla SlashFilm: “Filmy mają za dużo sensu – dlatego nazywamy je filmami. Są one zupełnie inne od prawdziwego życia. Każdego dnia doświadczasz rzeczy, które nie mają sensu, nie są koniecznie dobrze “napisane”. Staram się więc posiadać świadomość tego, że nic nie jest ze sobą połączone. To jak we śnie – twoja świadomość łączy ze sobą rzeczy, które niekoniecznie są sensownie powiązane. Czyli tak jak w życiu.”.
Ciekawa teoria, która naprowadza na to, czym “Wrong” nie jest – nie jest to bowiem zwykły, klasyczny film mierzący się z np. absurdem lub surrealizmem, ale obraz kompletnie, od podstaw, poddany swojemu twórcy, który błądzi, szuka, penetruje nieodkryte obszary, nie poszukując jednocześnie doskonałości w rzemiośle filmowym. Niektórzy tego typu teorię przekuwaną w praktykę odrzucą – i nie będzie w tym nic dziwnego, bo “Wrong”, wcześniejsze “Rubber”, czy niedawne “Wrong cops” wymagają od widzów zdecydowanie więcej niż filmy innych twórców, nawet tych najodważniejszych.
Jeśli jednak macie umysły szeroko otwarte na celuloidowego jointa, to zaufajcie Dupieux, bo dealer z niego wyjątkowy.
Zapowiedź, która widnieje poniżej, doskonale oddaje klimat “Wrong” nie zdradzając jednocześnie wszystkich smaczków.