Władza nieudolnie porusza tematy, które znacznie ciekawiej przedstawił David Cronenberg w Skanerach (1981).
Akcja toczy się w niedalekiej przyszłości. W ramach programu kosmicznego kalifornijski instytut naukowy przeprowadza eksperymenty testujące wytrzymałość człowieka na ból, stres i przeciążenia podczas załogowych lotów w kosmos. Zespół badaczy obejmuje biologów Jima Tannera i Talbota Scotta, genetyczkę Margery Lansing, fizyka Carla Melnickera, antropologa Henry’ego Hallsona, a także profesora Normana Van Zandta oraz rządowego wysłannika Arthura Nordlunda. W trakcie spotkania komitetu Hallson informuje kolegów, że zgodnie z wynikami przeprowadzonych przezeń badań jeden lub jedno z nich jest kimś w rodzaju nadczłowieka obdarzonego mocami psychokinezy. Prosta próba z użyciem tzw. koła psi wykazuje, że Hallson ma rację. Niedługo później naukowiec ginie w tajemniczych okolicznościach, a podejrzenie pada na Tannera. Mężczyzna musi oczyścić się z zarzutów i znaleźć mordercę. Trop prowadzi do tajemniczego Adama Harta.
The Power to powieściowy debiut amerykańskiego pisarza Franka M. Robinsona. Utwór ukazał się w 1956 roku – najpierw na łamach magazynu „Blue Book”, a następnie w formie książkowej – i już w tym samym roku został zekranizowany przez Williama H. Browna w ramach telewizyjnej serii „Studio One” emitowanej przez amerykańską stację CBS. W kolejnej dekadzie prawa do powieści nabył amerykańsko-węgierski producent, reżyser i animator George Pál, dziś już nieco zapomniany pionier fantastyki naukowej. Zatrudniony przez niego scenarzysta John Gay dokonał wielu zmian w tekście Robinsona: usunął kilka pobocznych wątków i postaci, zmienił również zakończenie, które w książce miało bardziej pesymistyczny wydźwięk. Pal wybrał na reżysera Byrona Haskina, swego stałego współpracownika [zrobili razem m.in. Podbój kosmosu (1955)], a w obsadzie znaleźli się George Hamilton, Suzanne Pleshette, Michael Rennie, Arthur O’Connell, Aldo Ray i Miiko Taka.
Władza to niestety nie do końca udany film. O ile ciekawy punkt wyjścia (nawiązujący do idei Nietzschego), walory plastyczne (inspirowane podobno sztuką Salvadora Dalí i Hieronima Boscha) oraz znakomita ścieżka dźwiękowa Miklósa Rózsy (wykonana głównie na cymbałach!) zapadają w pamięć, o tyle scenariusz pozostawia wiele do życzenia. Fabuła jest nudna i nieangażująca, aktorstwo – drewniane, dialogi szeleszczą papierem, a postacie sprawiają wrażenie zgoła jednowymiarowych. Wydaje się, że potencjalnie intrygujący pomysł na rozwinięcie historii o nadczłowieku i związanej z tym odpowiedzialności został zaprzepaszczony, przez ograniczenie się do finałowego banału wyrażonego w słowach „Władza korumpuje, a władza absolutna…” itd. Największym problemem filmu Haskina jest jednak brak napięcia, co w przypadku thrillera stanowi grzech wręcz niewybaczalny: paranoja, której ofiarą padają doktor Tanner i jego towarzysze, zasadniczo nigdy nie udziela się widzowi.