WARSZAWIANKA: Czułość, ból i blask [RECENZJA]
Warszawianka Jacka Borcucha oparta na scenariuszu Jakuba Żulczyka zadebiutowała właśnie na SkyShowtime jako pierwsza oryginalna produkcja platformy. Czekaliśmy na ten serial długo, głównie przez zawirowania z HBO Max, ale na szczęście nie było to czekanie nadaremne. Warszawianka to świetny, zrealizowany po mistrzowsku serial z protagonistą, jakiego w polskiej telewizji jeszcze nikt nigdy nie napisał. A już na pewno nikt tak nie zagrał!
„Czterdziestolatek” pół wieku później
Oglądając pierwsze dwa odcinki Warszawianki, trudno oprzeć się wrażeniu, że śledzimy losy polskiego Hanka Moody’ego – autodestrukcyjnego bon vivanta; niepoprawnego kobieciarza, który pieprzy wszystko, co nie ucieka na drzewo; alkusa, który w ramach urozmaicenia lubi sobie czasem wciągnąć kreskę lub zapalić śmiesznego papieroska; nie najlepszego ojca, choć zakochanego bez pamięci w swojej córce; zdolnego pisarza, który marnuje swój talent… człowieka, który wygrał los na loterii, ale stracił go gdzieś w drodze od jednego baru do baru.
Taka wizja Czterdziestolatka (niespełna) 50 lat później oczywiście i tak byłaby rewolucją w polskiej telewizji, ale po sześciu obejrzanych odcinkach mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że twórcy Warszawianki obrali własny, lepszy, bardziej aktualny kierunek. I nie piszę tu, rzecz jasna, o różnicach względem polskiego serialu z 1975 roku (choć warto zatrzymać się przez chwilę przy tej myśli, by zobaczyć, jak bardzo odmłodnieliśmy w ciągu ostatniego półwiecza). Mam na myśli to, w jaki sposób Warszawianka odbiega od Californication, nie będąc (na szczęście!) polską odpowiedzią na amerykański hit. Jasne, że perypetie Hanka Moody’ego bywały czasem śmieszniejsze, a całość była zdecydowanie bardziej edgy (ze sceną w kościele otwierającą serial na czele), ale nawet fantastyczny David Duchovny, grając swoją przełomową rolę, nie stworzył postaci tak magnetycznej i wielowymiarowej jak Borys Szyc.
Czuły barbarzyńca
Posługujący się tekstem Jakuba Żulczyka i prowadzony przez Jacka Borcucha polski gwiazdor wciela się w mężczyznę, który nieprzypadkowo nosi pseudonim „Czuły”. Jest nieodpowiedzialny, niesłowny, niereformowalny i beznadziejny, ale jednocześnie ma w sobie olbrzymie pokłady empatii i ciepła, miłości do najważniejszej dziewczyny w jego życiu, którą jest 11-letnia Nina, i autentycznego uwielbienia i szacunku wobec kobiet. Nie przystaje ani do swoich ustatkowanych rówieśników, ani do pozbawionej duszy nowoczesności, co skutecznie utrudnia mu odnalezienie swojego miejsca w świecie. Spraw nie ułatwia też to, że Czuły – choć uprzywilejowany z urodzenia – jest przekonany, że nie zasługuje na prawdziwe szczęście, spokój i miłość. Tęskni za każdą z tych rzeczy, ale mimo swojej buńczucznej postawy, rzadko zbiera się na odwagę, by po nie sięgnąć. Niemniej jego nieporadne próby – dzięki temu, że nie zostały przerysowane – są niesamowicie rozczulające, a nie irytujące jak w większości tragikomicznych produkcji. Bohater grany przez Borysa Szyca to żaden egotyczny seksoholik i hedonista skupiony wyłącznie na własnych potrzebach. To zagubiony chłopiec, którego ma się ochotę przytulić i powiedzieć, że jakoś to będzie. I pod tym względem dużo bardziej niż bohatera Californication, przypomina moją ukochaną Fleabag.
Kiedy się potyka, chcemy podać mu rękę, kiedy się buntuje, rozumiemy jego pobudki, a kiedy próbuje się podnieść, kibicujemy mu za każdym razem, choć wiemy, że pewnie po raz kolejny coś spieprzy. Nie dziwimy się żadnej z kobiet, która próbuje go ratować. Podobnie jak one doceniamy jego czułość, rozumiemy jego ból i podziwiamy jego blask. A blask i dojrzałość aktorska Szyca są tu nieporównywalne do niczego, co pokazał dotąd w swojej karierze.
Z bezpretensjonalną aurą i zawadiackim błyskiem w oku aktor lśni na ekranie, zawłaszczając go i skupiając całą uwagę na sobie. Chyba tylko Warszawa, przepięknie sfotografowana przez Piotra Uznańskiego, jest w stanie czasem odciągnąć tę uwagę od twarzy głównego bohatera. Żadna z osób nie ma na to szans – ani świetna Maja Pankiewicz, ani olśniewająca Zofia Wichłacz, ani intrygująca Marianna Zydek. Może tylko raz udaje się to Tomkowi Włosokowi, z którym Szyc tworzy fenomenalny duet w trzecim, i na razie moim ulubionym, odcinku Warszawianki.
Męczy mnie stolica, chcę by stała w ogniu…
Pod tym względem serial Borcucha bije na głowę niezłe, ale zdecydowanie przehajpowane Ślepnąc od świateł, w którym główny bohater hipnotyzował tylko do momentu, w którym zaczął podejmować nieudolne próby wyrażania jakichkolwiek emocji. Jest też dużo bardziej zniuansowany, jeśli chodzi o stosunek protagonisty do stolicy. W obydwu produkcjach nie da się przeoczyć pióra Jakuba Żulczyka i jego osobistego podejścia do tematu, ale podczas gdy modły tajemniczego Kuby o zmycie miasta z powierzchni ziemi uderzały w mocno pretensjonalne tony, relacja Czułego z Warszawą jest dużo bardziej skomplikowana i niejednoznaczna. Niby nienawidzi miasta, którego tak wystraszył się David Bowie, ale z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak „woli Krakowskie niż Champs-Élysées” i że nie potrafiłby żyć nigdzie indziej niż tu.
Co więcej, w przeciwieństwie do odurzającego, ale niesamowicie posępnego serialu Skoniecznego, w Warszawiance manieryczne w swojej poetyckości monologi wewnętrzne bohatera równoważą naturalne, pełne luzu dialogi i spore dawki niewymuszonego humoru. Zachwyca też to, że w końcu nauczyliśmy się w Polsce kręcić i montować sceny erotyczne, które wreszcie spełniają swoją funkcję – nie wywołują torsji, lecz całkiem przyjemne doznania estetyczne. Montaż (brawa Sebastian Mialik!) i wspomniane już zdjęcia to zresztą największe – obok Szyca – atuty Warszawianki, które wraz z DOS-KO-NA-ŁĄ ścieżką dźwiękową (od dnia premiery słucham Smalltown Boy na zapętleniu) budują nieco oniryczny, a jednak bardzo prawdziwy świat protagonisty. Niby wszystko jest w nim hipsterskie (tak, celowo używam właśnie tego słowa), klimatyczne i trochę na pokaz, ale jednocześnie biją od niego szczerość i wrażliwość, które sprawiają, że chcemy zostać w tym świecie na dłużej i towarzyszyć Czułemu w drodze na dno, trzymając go za rękę i szepcząc do ucha, że nie wszystko jeszcze stracone.
Pierwsze dwa odcinki Warszawianki zadebiutowały na SkyShowtime 19 czerwca 2023 roku. Pozostałe będą pojawiać się w serwisie co tydzień. Nie przegapcie tej produkcji, nie zrażajcie się trudną do przełknięcia ekspozycją. Dajcie się porwać tej historii i płyńcie razem z Czułym jego nurtem. Gwarantuję, że nie będziecie tego żałować.