search
REKLAMA
Recenzje

WARSZAWIANKA: Czułość, ból i blask [RECENZJA]

Sen o Warszawie, który śni Franek „Czuły” Czułkowski, to raczej koszmar dekadenta nie z tej epoki, ale ani on, ani my nie chcemy się z niego budzić.

Natalia Hluzow

19 czerwca 2023

warszawianka
REKLAMA

Warszawianka Jacka Borcucha oparta na scenariuszu Jakuba Żulczyka zadebiutowała właśnie na SkyShowtime jako pierwsza oryginalna produkcja platformy. Czekaliśmy na ten serial długo, głównie przez zawirowania z HBO Max, ale na szczęście nie było to czekanie nadaremne. Warszawianka to świetny, zrealizowany po mistrzowsku serial z protagonistą, jakiego w polskiej telewizji jeszcze nikt nigdy nie napisał. A już na pewno nikt tak nie zagrał!

„Czterdziestolatek” pół wieku później

Oglądając pierwsze dwa odcinki Warszawianki, trudno oprzeć się wrażeniu, że śledzimy losy polskiego Hanka Moody’ego – autodestrukcyjnego bon vivanta; niepoprawnego kobieciarza, który pieprzy wszystko, co nie ucieka na drzewo; alkusa, który w ramach urozmaicenia lubi sobie czasem wciągnąć kreskę lub zapalić śmiesznego papieroska; nie najlepszego ojca, choć zakochanego bez pamięci w swojej córce; zdolnego pisarza, który marnuje swój talent… człowieka, który wygrał los na loterii, ale stracił go gdzieś w drodze od jednego baru do baru.

Taka wizja Czterdziestolatka (niespełna) 50 lat później oczywiście i tak byłaby rewolucją w polskiej telewizji, ale po sześciu obejrzanych odcinkach mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że twórcy Warszawianki obrali własny, lepszy, bardziej aktualny kierunek. I nie piszę tu, rzecz jasna, o różnicach względem polskiego serialu z 1975 roku (choć warto zatrzymać się przez chwilę przy tej myśli, by zobaczyć, jak bardzo odmłodnieliśmy w ciągu ostatniego półwiecza). Mam na myśli to, w jaki sposób Warszawianka odbiega od Californication, nie będąc (na szczęście!) polską odpowiedzią na amerykański hit. Jasne, że perypetie Hanka Moody’ego bywały czasem śmieszniejsze, a całość była zdecydowanie bardziej edgy (ze sceną w kościele otwierającą serial na czele), ale nawet fantastyczny David Duchovny, grając swoją przełomową rolę, nie stworzył postaci tak magnetycznej i wielowymiarowej jak Borys Szyc.

Czuły barbarzyńca

Posługujący się tekstem Jakuba Żulczyka i prowadzony przez Jacka Borcucha polski gwiazdor wciela się w mężczyznę, który nieprzypadkowo nosi pseudonim „Czuły”. Jest nieodpowiedzialny, niesłowny, niereformowalny i beznadziejny, ale jednocześnie ma w sobie olbrzymie pokłady empatii i ciepła, miłości do najważniejszej dziewczyny w jego życiu, którą jest 11-letnia Nina, i autentycznego uwielbienia i szacunku wobec kobiet. Nie przystaje ani do swoich ustatkowanych rówieśników, ani do pozbawionej duszy nowoczesności, co skutecznie utrudnia mu odnalezienie swojego miejsca w świecie. Spraw nie ułatwia też to, że Czuły – choć uprzywilejowany z urodzenia – jest przekonany, że nie zasługuje na prawdziwe szczęście, spokój i miłość. Tęskni za każdą z tych rzeczy, ale mimo swojej buńczucznej postawy, rzadko zbiera się na odwagę, by po nie sięgnąć. Niemniej jego nieporadne próby – dzięki temu, że nie zostały przerysowane – są niesamowicie rozczulające, a nie irytujące jak w większości tragikomicznych produkcji. Bohater grany przez Borysa Szyca to żaden egotyczny seksoholik i hedonista skupiony wyłącznie na własnych potrzebach. To zagubiony chłopiec, którego ma się ochotę przytulić i powiedzieć, że jakoś to będzie. I pod tym względem dużo bardziej niż bohatera Californication, przypomina moją ukochaną Fleabag.

Warszawianka

Kiedy się potyka, chcemy podać mu rękę, kiedy się buntuje, rozumiemy jego pobudki, a kiedy próbuje się podnieść, kibicujemy mu za każdym razem, choć wiemy, że pewnie po raz kolejny coś spieprzy. Nie dziwimy się żadnej z kobiet, która próbuje go ratować. Podobnie jak one doceniamy jego czułość, rozumiemy jego ból i podziwiamy jego blask. A blask i dojrzałość aktorska Szyca są tu nieporównywalne do niczego, co pokazał dotąd w swojej karierze.

Z bezpretensjonalną aurą i zawadiackim błyskiem w oku aktor lśni na ekranie, zawłaszczając go i skupiając całą uwagę na sobie. Chyba tylko Warszawa, przepięknie sfotografowana przez Piotra Uznańskiego, jest w stanie czasem odciągnąć tę uwagę od twarzy głównego bohatera. Żadna z osób nie ma na to szans – ani świetna Maja Pankiewicz, ani olśniewająca Zofia Wichłacz, ani intrygująca Marianna Zydek. Może tylko raz udaje się to Tomkowi Włosokowi, z którym Szyc tworzy fenomenalny duet w trzecim, i na razie moim ulubionym, odcinku Warszawianki.

Męczy mnie stolica, chcę by stała w ogniu…

Pod tym względem serial Borcucha bije na głowę niezłe, ale zdecydowanie przehajpowane Ślepnąc od świateł, w którym główny bohater hipnotyzował tylko do momentu, w którym zaczął podejmować nieudolne próby wyrażania jakichkolwiek emocji. Jest też dużo bardziej zniuansowany, jeśli chodzi o stosunek protagonisty do stolicy. W obydwu produkcjach nie da się przeoczyć pióra Jakuba Żulczyka i jego osobistego podejścia do tematu, ale podczas gdy modły tajemniczego Kuby o zmycie miasta z powierzchni ziemi uderzały w mocno pretensjonalne tony, relacja Czułego z Warszawą jest dużo bardziej skomplikowana i niejednoznaczna. Niby nienawidzi miasta, którego tak wystraszył się David Bowie, ale z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak „woli Krakowskie niż Champs-Élysées” i że nie potrafiłby żyć nigdzie indziej niż tu.

Co więcej, w przeciwieństwie do odurzającego, ale niesamowicie posępnego serialu Skoniecznego, w Warszawiance manieryczne w swojej poetyckości monologi wewnętrzne bohatera równoważą naturalne, pełne luzu dialogi i spore dawki niewymuszonego humoru. Zachwyca też to, że w końcu nauczyliśmy się w Polsce kręcić i montować sceny erotyczne, które wreszcie spełniają swoją funkcję – nie wywołują torsji, lecz całkiem przyjemne doznania estetyczne. Montaż (brawa Sebastian Mialik!) i wspomniane już zdjęcia to zresztą największe – obok Szyca – atuty Warszawianki, które wraz z DOS-KO-NA-ŁĄ ścieżką dźwiękową (od dnia premiery słucham Smalltown Boy na zapętleniu) budują nieco oniryczny, a jednak bardzo prawdziwy świat protagonisty. Niby wszystko jest w nim hipsterskie (tak, celowo używam właśnie tego słowa), klimatyczne i trochę na pokaz, ale jednocześnie biją od niego szczerość i wrażliwość, które sprawiają, że chcemy zostać w tym świecie na dłużej i towarzyszyć Czułemu w drodze na dno, trzymając go za rękę i szepcząc do ucha, że nie wszystko jeszcze stracone.

Pierwsze dwa odcinki Warszawianki zadebiutowały na SkyShowtime 19 czerwca 2023 roku. Pozostałe będą pojawiać się w serwisie co tydzień. Nie przegapcie tej produkcji, nie zrażajcie się trudną do przełknięcia ekspozycją. Dajcie się porwać tej historii i płyńcie razem z Czułym jego nurtem. Gwarantuję, że nie będziecie tego żałować.

Natalia Hluzow

Natalia Hluzow

Miłośniczka twórczości Tarantino, Nolana, Waititiego, kina superhero i serialu „The Office” (US!) wychowana na „Władcy pierścieni” i „Zabójczej broni”. Za synonimy filmowego arcydzieła uważa „Fight Club”, „Bękarty wojny” i „Incepcję”. Jej najnowszą miłością jest „Batman” Matta Reevesa. Na przekór stereotypom dotyczącym osób po szkołach filmowych, ponad wszystko kocha kino mainstreamowe i wszelkie toczące się w jego ramach gry intertekstualne. Nienawidzi wydumanych dialogów, papierowych postaci i kiedy twórcy wątpią w inteligencję widza.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/