UTOYA – 22 LIPCA. W samym sercu terroryzmu
22 lipca 2011 roku w Norwegii wydarzyła się przerażająca tragedia. O godzinie 15:20 w Oslo wybuchła bomba, zabijając 8 osób i raniąc kilkanaście innych. Była to jednak dywersja przed właściwym zamachem. Ten miał miejsce na położonej nieopodal stolicy wysepce, na której obozowała organizacja młodzieżowa Norweskiej Partii Pracy. Uzbrojony napastnik otworzył ogień do bezbronnych nastolatków i przez ponad godzinę strzelał do każdego kogo znalazł. Zamordowanych zostało 69 osób, rannych 110, a wszyscy ocalali już zawsze będą żyć naznaczeni traumą. Ta zbrodnia została popełniona w imię ideałów godnego pogardy szaleńca, który nie zasługuje nawet na wymienienie z nazwiska. “Nigdy tego nie zrozumiesz” – mówi pozornie do widza główna bohaterka w scenie otwierającej film. Dziewczyna ma całkowitą rację, dla większości z nas niemożliwe jest pojęcie sedna koszmaru, który rozegrał się na Utoyi. Kontrowersyjny film Erika Poppe pozwala jednak zobaczyć te wydarzenia z perspektywy jego ofiar, możliwie najwierniej oddając straszną rzeczywistość.
Początkowe minuty filmu wypełnia obozowa rutyna przerwana dyskusjami na temat zamachu w Oslo. Młodzi ludzie wspólnie próbują zrozumieć, co się stało, kompletnie nieświadomi związku tamtej tragedii z ich własnym losem. Oglądamy ludzi pełnych ideałów, planów i marzeń. Nakreślone zostają przyjaźnie, wzajemna troska i poczucie wspólnoty. Bycie obserwatorem tych scen jest druzgocące. Widz bowiem doskonale wie, co się wydarzy i z każdą kolejną minutą nerwowo czeka na nieuchronne. W pewnym momencie padają pierwsze strzały i wybucha panika. Kamera cały czas pozostaje przy protagonistce, nie widać również żadnych cięć montażowych. Razem z bohaterami chowamy się w krzakach, przemykamy między namiotami i wchodzimy w skalne wnęki. Operator zachowuje się, jakby był jedną z walczących o życie osób, sprawiając, że podobnie czuje się także widz. Sprawdza się to znakomicie i w połączeniu z brakiem muzyki skutkuje przerażającym autentyzmem obrazu.
Obraz tworzony jest tutaj niezwykle świadomie; reżyser unika epatowania przemocą i pokazywania momentów, w których ofiary zostają postrzelone. Ani razu nie widzimy także twarzy sprawcy, który pojawia się na ekranie jako niewyraźna sylwetka maksymalnie trzy razy. To jedyny słuszny zabieg i dzięki niemu uniknięto robienia gwiazdy z osoby, która otrzymuje o wiele więcej uwagi niż na to zasługuje.
Jakie to ma znaczenie dla tragedii ofiar? Kogo obchodzą majaki obłąkanego narcyza o pomylonej wizji świata? Sprawca zamachu i jego motywacje zasługują na wieczne zapomnienie. Ważne jest przede wszystkim lepsze przygotowanie na takie sytuacje – reakcja norweskich służb była nieporadna, a wymowny jest fakt, iż telewizyjny helikopter pojawił się nad wyspą na długo przed przybyciem policji. Na ile możliwa jest lepsza prewencja i jaki wpływ mamy na występowanie takich tragedii? Z takimi pytaniami zostawia nas reżyser i to są kwestie, które mają znaczenie. Nie należy do nich roztrząsanie ideologicznych bredni.
Utoya – 22 lipca dla niektórych może być filmem, który nie powinien powstać. Od zamachów nie minęło nawet 7 lat i wciąż jest to świeża rana. Nie ma także potrzeby oglądania rekonstrukcji tych wydarzeń, żeby wiedzieć, że to było prawdziwe piekło. Wiedzieć, a widzieć – to jednak dwie różne rzeczy. Osobiście bardzo mocno przeżyłem ten seans, ale nie żałuję go. Myślę, że taki wstrząs jest potrzebny i uwrażliwiający. Wszyscy młodzi aktorzy (a szczególnie wcielająca się w protagonistkę Andrea Berntzen) udźwignęli ciężar swoich wymagających ról i dali porażająco wiarygodne występy. Oglądanie tragedii tych postaci łamie serce i zostawia widza roztrzęsionym. Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na nakręcenie filmu o wydarzeniach z 22 lipca 2011 roku. Jest to wyczucie, którego najwidoczniej brakuje Paulowi Greengrassowi kręcącemu dla Netfliksa biografię osoby odpowiedzialnej za maskarę. W moich oczach jest to dawanie narcystycznemu szaleńcowi tego, czego pragnie. Erik Poppe na szczęście nie popełnił tego błędu. Zamiast tego pokazuje odwagę i wytrwałość ludzi będących w sytuacji, w której nikt nigdy nie powinien się znaleźć.